Troszkę dłuższy rozdział, ale chyba nikt się nie pogniewa. :D
.....
Z daleka widać było już fasadę ich hacjendy. Biel murów odcinała się od ciemniejszych cyprysów, ponad tym wszystkim rozpościerało się przejrzyste jesienne niebo. Jego wewnętrzny zmysł zadrgał, jakby chciał go ostrzec. Elf ignorował go. Ostatnio często miewał tego rodzaju przeczucia. Wiązał je raczej z nietypową sytuacją, w jakiej się znaleźli, a nie z realnym zagrożeniem. Przez ostatnią część drogi zastanawiał się nad tym, jak dalej postąpić. Musiał uporać się z renegatami. Nie mógł pozwolić, żeby zaatakowali ponownie jego rodzinę.
Rodzina. Coś, o czym nie myślał, nawet nie marzył. Zerknął na kobietę jadącą obok. Wyglądała tak, jakby się miała za chwilę rozpłakać. Często jej się to ostatnio zdarzało. Za dobrze pamiętał dzieciństwo w burdelu, żeby nie wiedzieć, że to tylko jedno z dziwactw ciężarnych kobiet. Spodziewali się dziecka. On miał zostać ojcem. Musiał zapewnić bezpieczeństwo nie tylko sobie i Erendis. Oboje nie byli bezbronni, ale to dziecko... będzie zdane tylko na ich łaskę, na niego i to jak on ułoży sprawy z Krukami.
Cóż, jako mistrz miał armię skrytobójców na życzenie, z pewnością mógłby ich wykorzystać. Miał też paru zażartych wrogów, trzeba będzie wcielić w życie plan masowej ich eksterminacji. Kłopot w tym, że na tak wysokim stanowisku, zawsze ma się wrogów. Zabijesz jednego ale zawsze pojawi się nowy. Czy może zniknięcie na dobre rozwiązałoby ten problem? Czy życie w ukryciu mogłoby być lepszym rozwiązaniem. Nie był pewny, czy tego właśnie chce dla ich dziecka.
Podjechali na boczny dziedziniec. Dom jak zwykle zdawał się być opuszczony. Na ich spotkanie wyszedł jedynie Antonio. Markotny i małomówny jak zawsze. Zev klepnął go po ramieniu, po czym oddał konie i wraz z Erendis weszli do domu.
Dopiero tam pojął, że jego szósty zmysł nie był po prostu rozstrojony, z powodu nieoczekiwanych wieści, ale próbował go ostrzec. Było za późno.
- Zev? – Erendis chwyciła go za ramię, gdy z balkonu wsunęło się bezszelestnie trzech zbirów. Trzech kolejnych pojawiło się na schodach. Trzech stanęło w drzwiach wejściwych zagradzając im wejście. Dziewięciu, to ciągle za mało – pomyślał mierząc ich wzrokiem, rozpoznając paru z nich, wyjątkowo nieprzychylnych jego stylowi władania gildią. Potem z wnętrza domu wysypało się jeszcze kilku. Hm, teraz już nie będzie tak prosto.
W drzwiach ich sypialni pojawiła się kobieta. Znajoma twarz. Zev szybko zrozumiał. Serce na chwilę mu stanęło, twarz zamarła w maskę bez wyrazu.
- Mersedes? Gdybym wiedział, że mamy gości...
- Och daruj sobie – Jasnowłosa kobieta nie wyglądała na uzbrojoną. Zev wiedział, że jej największą bronią był rozum. W mig pojął, że jego sojuszniczka uznała, że więcej się jej nie przyda. Najwyraźniej jego przywiązanie do Strażniczki utwierdziło ją w przekonaniu, że jest zbędny. Umysł błyskawicznie pracował. Intryga, kłamstwo, kamuflaż, musi wydostać stąd Erendis, z resztą sobie poradzi.
Nawet nie drgnął, gdy Antonio dołączył do nich. Staną przy oknie mierząc wzrokiem Zevrana to znów Strażniczkę.
- Zev? – bardziej usłyszał, niż zobaczył, jak dłoń Eris zaczyna sięgać po miecz. Musiał działać.
- Och, na cycki Andrasty ucisz się wreszcie! – Na szczęście posłuchała. Dobrze, nie będzie musiał użyć bardziej drastycznych środków. Za to na twarzy blondynki pojawiło się momentalne zdziwienie.
- Moja droga – podszedł do niej, wyciągnął dłonie przed siebie, gdy dwóch z jej ochrony zbliżyło się powoli, bez gwałtownych ruchów odpiął pas, sztylety wraz z nim upadły na posadzkę. – Nie mogłaś jeszcze trochę poczekać? Naprawdę, kobieca ciekawość jest godna nagany.

CZYTASZ
Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)
Fanfiction(Część 2 uniwersum Eris&Zev) Wydawać by się mogło, że nie pozostało już nic, jak tylko znikać w dusznej ciemności Głębokich Ścieżek. A jednak ona wybrała inny koniec, na ostrzu sztyletu kierowanego ręką skrytobójcy, w blasku bursztynowych oczu. Jed...