4.1

45 9 4
                                    

Sekundy zdawały się rozciągać w wieczność, a każdy oddech był udręką samą w sobie. Nie mógł się poruszyć, nawet mrugnąć powieką, ale w jego głowie trwała gonitwa myśli. Wzrok rozmazujący się przed oczami ledwo dostrzegał lustro. Niezależnie od tego, jak bardzo chciał pokonać te trzy kroki, które mu zostały, nie mógł nic zrobić.

W tym czasie przez dziurę w dachu wleciał do środka kruk. Przysiadł na ramie przeklętego lustra, przechylił dziób, przez chwilę przyglądał się swoimi czarnymi oczkami znieruchomiałemu elfowi. Kilka razy zastukał dziobem w ramę lustra i odleciał. Zaraz potem w drzwiach pokazał się Pakito.

Kudłata bestia węszyła w progu wyraźnie niezadowolona z zapachów jakie tu znajdowała. Pies dopiero po chwili podszedł do swego pana, zaskomlał cicho i ułożył się u jego nóg, kładąc zaśliniony pysk na stopie elfa. Jakby wiedział, że trzeba poczekać, aż zaklęcie odpuści.

Zev beznamiętnie obserwował wędrówkę cieni po ścianie. Dopiero, gdy te wydłużył i wspięły się po podłodze, by sięgnąć lustra, magia zaczęła opuszczać jego ciało.

Do tej pory skrytobójca miał opracowany plan.

Zbadać lustro, skopiować inskrypcje, przenocować w ruinach, a potem w drogę do Antivy, do znajomych magów, zapewne będą wiedzieć coś o tym lustrze. Może uda mu się odnaleźć Flemeth i wydusić z niej odpowiedzi, może lepiej odnaleźć Morrigan. Przyprowadzić ją tutaj i znaleźć drogę do Erendis.

Determinacja i samokontrola, brak miejsca na rozpacz i załamywanie się. Wychodzili z większych tarapatów. Najważniejsze, że Strażniczka przeżyje. Nie wątpił w słowa Flemeth, a przynajmniej w tą część, gdzie mówiła, że Erendis nic się nie stanie.

Zdołał naszkicować na szybko lustro i inskrypcje na nim, miał już zamiar odejść, gdy nagle jego powierzchnia zaczęła falować i połyskiwać. Dobył swoich sztyletów, gestem wskazał psu wyjście i zadziwiające, ale Pakito posłuchał, wybiegł truchtem za drzwi. Kruk wtopił się z mrokiem, w kącie pomieszczenia.

Lustro błysnęł raz, potem w świetle ramy pojawił się kształt, człowieka, kobiet, mocującej się z lśniącą materią, która jakby nie chciała jej puścić. Zev znał te kształty.

- Eris! – wybiegł z cienia. Kobieta jednak oswobodziła się sama. Wypadła z impetem z lustra, po czym runęła na podłogę nieprzytomna.

*

Błądziła gdzieś na skraju, pomiędzy jawą i snem. Była w Pustce, a może to ciągle było podziemne leże smoka. Kto go tam zamknął, jak się tam znalazł? Nie mogła tego pojąć, jej myśli kłębiły się niespokojne i niepokorne. Ciągle była rozdarta, ciągle słyszała tą przerażającą choć piękną muzykę. Wołanie, które odzywało się we krwi. Pragnienie, które odczuwała tak mocno, jakby było jej własne.

Część jej podpowiadała, że zrobiła dobrze wycofując się, uciekając z tamtą. Inna część próbowała przekonać, że postąpiła samolubnie zostawiając go w samotności. Ta część przemawiała do poczucia obowiązku, głęboko w niej zakorzenionemu. Przeciwstawiała się rozsądkowi, który twierdził z uporem, że nie mogła podjąć ryzyka. Oskarżał, że samolubna chęć życia w spokoju, to nieszczęsne baśniowe długo i szczęśliwie, sprawiło, że odstąpiła od swych ideałów.

Wirowała, kolaż obrazów mieszał się w jej głowie. Piękna i jakże smutna twarz bóstwa przeplatał się z ukochaną twarzą skrytobójcy. Obraz podziemnych pieczar przysłaniał szerokie równiny Fereldenu, przeplatał się z błękitem nieba nad Antivą i pradawnym lasem Arlathanu.

Wizje nie chciały odejść, gnały, wiły się, wirowały, aż kobiecie zdało się, że wpada w wielką spiralę obrazów. A gdy była przekonana, że sięgnie dna i za chwilę się o nie roztrzaska, sen się urwał.

Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz