1.2

104 13 8
                                    

...

Hawke przemierzał puste ulice Kirkwall ciemną nocą. W rześkim wiosennym powietrzu, z przyjemnym rozluźnieniem w mięśniach i pogwizdując wesoło. Spojrzał w górę, ponad kamienne fasady domów, na niebo rozciągające się nad nim, granatowy aksamit usiany gwiazdami. Wziął głęboki wdech, do jego nozdrzy doleciał zapach bzu. Musiał przyznać rację Merrill, świat wiosną wydawał się dużo młodszy. To dziwne, że nigdy wcześniej tego nie zauważył. Jego Stokrotka na nowo odkrywała przed nim urok świata.Wszystko w koło wydawało się jaśniejsze.

Pierwszą rzeczą jaką dostrzegł wchodząc na plac przed swoim domem było rozbite okno na pierwszym piętrze. Potem z wnętrza dało słyszeć się głośne warczenie Brutusa i szczęk żelaza.

- Cholerne Kruki - pomyślał dobywając swojego dwuręcznego miecza.

Do wewnątrz dostał się bocznym wejściem, kuchnia była pusta. Przy drzwiach wiodących do kwater Orany i krasnoludów napotkał jednego zbira. Nie dał mu szansy, rzezimieszek skończył na posadzce z rozprutym brzuchem.

Biedna Orana, będzie mieć tyle sprzątania - pomyślał przeskakując nad walającymi się po podłodze flakami. Kątem oka zlustrował ofiarę, elfa o ciemnej skórze i sinusoidalnych tatuażach, lekka zbroja, krótkie sztylety. Zev, ty łachudro, kłopoty ciągną się za tobą, jak zwykle.

W korytarzu wiodącym z kuchni do holu napotkał jeszcze jednego. Nieszczęśnik próbował uciec przed kłapiącą paszczą mabari i z rozpędu nadział się na Adamowy miecz.

Gdy Hawke wpadł do głównego pomieszczenia, nie zostało mu nic do roboty jak tylko ocenić zniszczenia. Oprócz kilku trupów ścielących podłogę, wielkiej plamy krwi na kremowym tevinterskim dywanie, rozbitej Orlaisiańskiej wazy i jednego witrażowego okna wszystko było na swoim miejscu.

Erendis pochylała się nad siedzącym przed kominkiem Zevranem, starając się zatamować krwawienie z głębokiego cięcia na jego udzie. Nie uszło Adamowej uwadze, że krew zdołała wsiąknąć w tapicerkę jego ulubionego fotela. Pięknie, po prosu pięknie.

Jakikolwiek przebłysk irytacji stłumił spanikowany głos Strażniczki.

- Adam, potrzebuję Andersa, jak najszybciej.


Zevran przebudził się, gdy tylko kobieta w jego ramionach poruszyła się. Usłyszał szelest materiału, poczuł delikatne uginanie się materaca, dłoń Erendis prześlizgującą się powoli po jego nagim ramieniu, włosach, westchnienie wyrwane z pomiędzy ust kobiety. Potem ciche kroki bosych stóp i znów szelest tkaniny. Czekał, rozum podpowiadał mu ci się dzieje, ale głupie serce nie chciało uwierzyć. Z pewnością nie mogła, tak po prostu uśpić go i wymknąć się w środku nocy. Oczywiście nie liczył, że od tej chwili wszystko będzie się układać, jak w bajce, ale z pewnością nie mogła... Cichy skrzyp otwieranych drzwi. A więc jednak mogła... Zacisnął mocno szczękę nadal mając głupią nadzieje, że to nie tak. Poderwał się z posłania, omiótł wzrokiem pokój tonący wciąż w szarości przedświtu. Kufer, na którym spoczywał plecak Strażniczki był pusty. Ponury uśmiech wykrzywił mu twarz. Nie powinien się dziwić...

Zdołał wsunąć na siebie spodnie i zaczął zapinać koszulę, gdy z dołu doszło go ujadanie psa, zaraz potem dźwięk rozbijanych szyb. Hawke mnie zabije - pomyślał.

Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz