Rozdział 6

3.3K 330 72
                                    

Naruto już od prawie miesiąca "pracował" w szkole. Miał szczęście, że liceum zatrudniało sprawną ekipę, a on sam wywarł na nich tak ogromne wrażenie, iż jego opieszałość w wykonywanych obowiązkach była puszczana płazem. Serce pań zdobył już przy pierwszym spotkaniu, posyłając im swój szeroki uśmiech. Nie mogły się nadziwić co taki młody, przystojny mężczyzna szuka w roli porządkowego. No cóż, nie ukrywajmy, nie tylko one zadawały sobie to pytanie.

- Dopiero co się tu przeniosłem - tłumaczył - a żyć trzeba... - westchnął teatralnie, rozkładając ramiona. Nie odbiegało to bardzo od prawdy, gdyż w kraju nie było go długie 6 lat.

Tu nastąpiła cała seria "ochów" i "achów" pochodząca od wianuszka pań w starszym wieku oraz litania rad, w których sklepach najlepiej robić zakupy, które rejony miasta warto odwiedzić a gdzie się lepiej nie zapuszczać. Słuchał wszystkiego uważnie, potakując głową i wrzucając jedynie do rozmowy od czasu do czasu ciche "Dziękuję" czy "Na pewno skorzystam". Tak jak przypuszczał miał tu kopalnie wiedzy o toczącym się w liceum życiu, a co za tym idzie również o interesującej go osobie. Wszystkie panie traktowały go jak niesfornego synka, rozpieszczając go, jak tylko mogły domowymi potrawami, słodkościami i wciąż niekończącymi się radami o życiu. Wszystko to przyjmował z uśmiechem i wielkim zadowoleniem (szczególnie ze smakołyków) do momentu, kiedy jedna z jego towarzyszek nie zeszła na niebezpieczne tory.

- Naruto, a czy ty kogoś masz? - spytała, bacznie obserwując twarz swojego rozmówcy.

Zaskoczony mężczyzna mało nie udławił się pitą herbatą. A co to za pytanie?- przemknęło mu przez głowę. Odkaszlnął i popatrzył na panią Sato szeroko otwartymi oczami. Na ustach kobiety błąkał się przebiegły uśmieszek, a w oczach tańczyły iskierki. Pozostałe panie również przerwały wykonywane czynności i wpatrywały się z przejęciem w oszołomionego Naruto czekając z niecierpliwością na odpowiedź.

Naruto nigdy nie lubił rozmawiać o swoim życiu prywatnym. Nawet ze swoją ukochaną matką, która już od jakiegoś czasu ciosa mu kołki na głowie, że pora, aby się ustatkował, bo jej lat nie ubywa, a chciałaby jeszcze nacieszyć się wnukami. Zawsze w takich przypadkach starał się zmienić temat lub szukał pomocy u ojca, aby ten coś z nią zrobił. Minato jednak uśmiechał się niewinnie i znikał pod pretekstem "bardzo ważnej sprawy do załatwienia" co Naruto czasem udało się wykorzystać mówiąc "idę mu pomóc", tym samym uciekając przed niewygodną rozmową. Zwykle "ważną sprawą" okazywała się huśtawka na werandzie przed domem. Ojciec przynajmniej nic nie mówił.

To nie tak, że nie interesował się płcią przeciwną. Na studiach nawet była jedna dziewczyna, która mu się podobała. Mijali się często na korytarzach, wymieniając nieśmiałymi uśmiechami. Hinata była naprawdę uroczą młodą damą. Jej ciemne, proste, długie włosy w słońcu mieniły się granatem. Jasne oczy zdawały się zlewać z białkami, sprawiając niesamowite wręcz wrażenie. W pierwszej chwili myślał, że nosi kontakty, jednak jak się później dowiedział w jej rodzinie był pewien "defekt genetyczny", brak barwnika w tęczówkach. Nie można też było jej odmówić kobiecych atrybutów. Zaliczana była do grona najładniejszych dziewczyn na całej uczelni, co mu wcale sprawy nie ułatwiało. Studiowała na wydziale fizykoterapii, kierunek fizykoterapia dziecięca.

Spotykali się jakieś dwa miesiące i trzeba było przyznać, że dla niego nie było to proste. Hinata okazała się bardzo nieśmiała. Za każdym razem jak gdzieś wychodzili, czy rozmawiali, jej twarz zdobił rumieniec i częściej podziwiała swoje buty, niż patrzyła na niego. Odzywała się nie wiele i bardziej monosylabami, a kiedy raz cmoknął ją w policzek na pożegnanie, ta zemdlała.

Naruto bardzo się starał, jednak czuł, że nie jest sobą. Udawał, a tego najbardziej nie lubił, co gorsza nadal nie poczuł "tego czegoś" do dziewczyny. Owszem, podobała mu się, jednak nie było tej ekscytacji, tych sławnych motylków w brzuchu, przyspieszonego bicia serca, spoconych dłoni, drżących kolan, zdenerwowania, wyczekiwania spotkania, zaskakiwania, cogodzinnych sms-ów tupu "co robisz" czy "tęsknię" i całego tego cukru i różu towarzyszącego zakochaniu. Nie ma co ukrywać, Naruto był niepoprawnym romantykiem. Dlatego najdelikatniej jak umiał, zaproponował przyjaźń i znów wrócili do uśmiechów na korytarzu oraz czasem krótkiej wymiany zdań. Naruto wówczas postanowił skupić się na nauce i nie zawracać sobie głowy głupotami, dopóki nie poczuje tej chemii.

- Tak... - przełknął gule w gardle i odpowiedział cichutko. Nie lubił kłamać jednak czuł zbliżający się kataklizm o nazwie "bo moja córka by do ciebie pasowała", dlatego wolał niewinne kłamstewko niż serię upokarzających spotkań, od których zapewne by się nie wykręcił. Co więcej, miałoby to zgubny wpływ na panujące między nimi relacje.

- Jak szkoda... - usłyszał w odpowiedzi jęk zawodu nie tylko pani Sato. - Bo wiesz, moja córka...

Naruto uśmiechnął się delikatnie, w duchu gratulując sobie szybkiego refleksu. Ach, żeby tak ze wszystkim mu się udawało.

Podczas przerw snuł się po korytarzach szkoły, obserwując uczniów i przysłuchując się ich rozmowom. Musiał przeprosić przyjaciółkę za swój sarkazm, kiedy mówiła, że ta szkoła jest inna. Rzeczywiście jest inna, ale czy w dobrym kierunku tego jeszcze nie mógł ocenić. Choć można wyraźnie zobaczyć, jak w każdej placówce dydaktycznej, podziały na grupy: elita, sportowcy, intelektualiści, artyści... Nie wspominając o dziewczęcych fanklubach wielbiących swoich idoli, jednak tu nie toczyli ze sobą otwartej walki. Posyłali sobie zawistne spojrzenia i tylko na tym się kończyło. No w sumie nic dziwnego. Tsunade prowadziła liceum żelazną ręką. W pierwszej chwili jak zapoznawał się z kodeksem, miał wrażenie, że znajduje się w jakiejś wojskowej szkole i to w dodatku dla młodych przestępców, a jak się już przekonał ochrona z Shikamaru na czele, wsparta gęstą siecią z kamer, bacznie śledziła wszystkie ich poczynania, nie dopuszczając do otwartych konfliktów. Tu praktycznie za wszytko można było się spodziewać kozy, zawieszenia a w ostateczności wydalenia ze szkoły. Zagadką dla niego było, jak młodzież się podporządkowała i nie wykluczał, że są pod wpływem jakiś środków. Z drugiej strony nie ma się co dziwić takim zabezpieczeniom. Liceum im. Hyuugi pod swoim dachem gościło latorośle wszystkich najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w całej Japonii. Kto wie, kto czaił się na ich "niewinne" duszyczki, aby dobrać się do rodziców. Co zaś działo się poza murami, to już inna bajka.

Błądząc wśród uczniów, bezskutecznie szukał znajomej fryzury czarnych jak noc włosów, sam będąc bacznie obserwowanym przez ciemne oczy mężczyzny z wysoką kitką na głowie. Jednak wiedział gdzie go spodka podczas długiej przerwy. Nie mylił się. Sasuke siedział, opierając się plecami o murek. Jak zawsze nie zareagował na jego obecność. Naruto usiadł obok i przypalił papierosa. Z doświadczenia już wiedział, że lepiej jak będzie milczeć. Za każdym razem jak wypowiedział choćby jedno słowo Sasuke natychmiast odchodził.

Uzumaki miał wrażenie, że stoi w miejscu. Jak ma dotrzeć do człowieka, który nie chce rozmawiać? Ba, on nawet nie chce słuchać. Jak nawiązać z nim kontakt? Co wieczór analizuje nowo zdobyte informacje, jednak nie umiał skorzystać z tej wiedzy. Był na siebie wściekły. Nawet pocieszenia przyjaciółki nic nie dawały. Może rzeczywiście za bardzo się starał i dlatego nic mu nie wychodziło? Nie potrafił się jednak skupić na czymś innym. Jakby popadł w jakąś.... obsesję?

- Co mogę zrobić? - Zastanawiał się. - Co mi umyka?

W geście desperacji czy może chwilowego geniuszu wyjął swój notatnik wyrwał z niej kartkę napisał "Cześć" i wzniósł ją przed oczy Uchihy. Trzymał tak chwilę, jednak nie doczekał się żadnej reakcji. Zrezygnowany odetchnął głęboko i zabrał rękę. Przymknął powieki, rozkoszując się smakiem nikotyny. Kiedy na nowo je uchylił, zobaczył przed go sobą. Stał bokiem, ze zwrócona w jego stronę twarzą. Naruto przechylił nieco głowę i patrzył z niedowierzaniem. Zmrużył swoje błękitne oczy, a na usta wpełzł niewinny uśmieszek. Tym razem cisza, jaka zawisła między nimi była wręcz namacalna i jakby niewygodna. Sasuke wsadził ręce do kieszeni, odwrócił się powoli i poszedł w swoją stronę. Jednak ten niewielki gest dał Naruto nadzieję. Może jednak... może jednak nie stoi całkiem w miejscu.

- Kim tak naprawdę jesteś?

- Nikim groźnym - Naruto nawet nie spojrzał na rozmówcę. Nie musiał.

-----------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki :) 

To naprawdę motywuje, i napędza do dalszego pisania  :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Na skraju szaleństwa (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz