Rozdział 20

2.5K 273 142
                                    

Sasuke patrzył na dziwnego przybysza. Na pierwszy rzut oka mógł być w wieku Tsunade. Wysoki, dobrze zbudowany. Siwe sterczące włosy sięgające niemal do kolan. Sprane poprzecierane dżinsy i niebieska koszula. Na nogach wysokie buty. W ręku trzymał kapelusz, którym machał w ich kierunku. Jego twarz zdobił dziwny tatuaż, dwie czerwone kreski zaczynające się w zewnętrznych kącikach oczu i sięgających aż do żuchwy. Jednym słowem kowboj jak się patrzy.

- Naruto, jak dobrze cię widzieć! Ile to już czasu minęło? - Klepnął go w ramię.

- Jiraiya! Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Myślałem, że ojciec...

- Tak, tak, Minato chciał przyjechać, ale jako że byłem akurat w pobliżu to... sam rozumiesz! - wzruszył ramionami — Jak mniemam ten mały aniołek to Asami? Ostatni raz jak cię widziałem nosiłaś jeszcze pieluchy — zaśmiał się i pogłaskał ją po policzku, na co Asami wtuliła się bardziej w Naruto — A gdzie ta ślicznotka, z którą przyjechałeś? - rozglądał się, całkowicie ignorując stojącego obok bruneta.

- Stoi obok. - Naruto roześmiał się trącając ramieniem Sasuke, który posłał mu mordercze spojrzenie.

- Ale, Kushina mówiła...

- Wiesz, jaka jest mama. Jak tylko powiedziałem, że nie przyjeżdżam sam od razu dopowiedziała sobie to, co chciała. Jiraiya, poznaj proszę Sasuke. Sasuke to Jiraiya, autor najbardziej popularnych romansideł, jakie widział świat i mój chrzestny w jednej osobie — uśmiechnął się.

Sasuke ze zmęczenia nie zrozumiał sensu ich wypowiedzi. Jego półprzytomny umysł nie zarejestrował najistotniejszych szczegółów. Skoro Jiraiya znał Asami to powinien znać też Shizune, więc kogo spodziewał się spotkać z Naruto? Gdzieś z tyłu głowy rodziła się dziwna myśl, że coś tu jest nie w porządku, tylko nie mógł poskładać wszystkich części w jedną całość.

- To się Kushina zdziwi — Gwizdnął — Dobra, nie ma co tu tak stać, bo jeszcze znowu mnie dopadną. Jedziemy, jeszcze spory kawałek drogi przed nami. - Zgarnął walizki i ruszył.

- Nie wierzę, czyżby fanki ci dokuczały? - Zażartował Naruto.

- Raczej ich mężowie — szepnął z dwuznaczną miną.

- Jiraiya! - syknął Naruto szturchając go w ramie. — Tu jest dziecko!

- Dobra, dobra. Idziemy!

Naruto gwizdnął, kiedy podeszli do ogromnego oliwkowego Dodge Ram Heavy Duty. Tak, tu wszystko jest w rozmiarze XXL. Walizki znalazły się na pace, a oni usadowili się na tylnej kanapie. Z przodu zaś wylądowała klatka z Tonton.

- Jesteście pewni, że będzie wam tam wygodnie? - spytał, odwracając się do nich z miejsca kierowcy. — Kilka godzin tam spędzicie?

- Na pewno — uśmiechnął się — Asami praktycznie już śpi, a my mamy dużo miejsca. Tylko proszę cię, jedź ostrożnie.

- Brzmisz jak nadopiekuńczy tatuś — skwitował.

Sasuke przymknął oczy chcąc, choć na chwilę dać im odpocząć. Miał wrażenie, że pod powiekami ma tonę piasku. Naruto przysunął się bliżej niego robiąc więcej miejsca dla śpiącej Asami, przez co stykali się teraz ramionami i udami. Oparł głowę o zagłówek i odetchnął. Samochód był naprawdę wygodny a bliskość Sasuke sprowadziła na niego spokój. W tym samym momencie głowa młodszego opadła na jego ramie. Obaj czując wzajemne ciepło, zasnęli niemal natychmiast z błogimi uśmiechami.

Jiraiya nie mógł powstrzymać uśmiechu, obserwując ich w tylnym lusterku.

- No, to będzie ciekawie — mruknął pod nosem, skupiając się na drodze.

- Hej, śpiochy wstawać dojeżdżamy! - krzyknął.

Spali tak mocno, że nie obudzili się, nawet gdy Asami potrząsała nimi dwie godziny temu. Zanim wrócili z krótkiej przerwy, obaj rozwalili się na całej tylnej kanapie, więc resztę drogi pokonała na przednim siedzeniu z Tonton na kolanach. Jirayia z początku trochę ją przerażał, nie znała go, jednak kiedy zaczął opowiadać o przygodach Naruto z dzieciństwa i o koniach które hodowali na ranczo, rozpogodziła się i reszta drogi minęła szybko.

- Naruto, Kushina umówiła cię na randkę! - Zażartował.

- Co? Mamo ja... - Naruto poderwał się zrzucając z siebie Sauske.

Ten zaliczył bliskie spotkanie z oparciem fotela a dwójka siedząca z przodu wybuchła gromkim śmiechem.

- Jiraiya, to wcale nie jest śmieszne! - Naruto oburzył się.

- Ale za to bardzo skuteczne — zarechotał.

Naruto posłał mu mordercze spojrzenie. Sasuke usiadł prosto, rozmasowując obolałą głowę. Spojrzeli na siebie. Przynajmniej teraz wyglądają nieco lepiej. Te parę godzin snu zdziałało wręcz cuda.

- Nie denerwuj się - Naruto posłał mu uśmiech i poklepał po ramieniu.

A kto tu się denerwuje? Zdawało się mówić spojrzenie ciemnych oczu, chociaż w środku ledwo się trzymał. Fakt, że sen poprawił mu nieco nastrój, jednak najchętniej walnąłby się do łóżka na drugie tyle, albo i na całe życie.

Mówi się, że w Teksasie wszystko jest większe. Nie zrozumie prawdziwości tych słów ten, kto nie odwiedził tego kraju chociaż raz. Kiedy skręcili z głównej drogi, przejeżdżając przez bramę, gdzie na jej zwieńczeniu tuż obok nazwy "RANCZO KURAMA" widniał przepiękny wizerunek lisa, przed ich oczami rozciągał się, aż po horyzont widok na piękne łąki gdzieniegdzie ozdobione kępami drzew i pojedynczymi wzniesieniami.

Z prawej strony za ogrodzeniem ujrzeli galopujące stado koni. Widok aż zapierał dech w piersi. Te przepiękne, majestatycznie zwierzęta wyglądały jakby unosiły się w powietrzu. Jiraiya otworzył okno i głośno gwizdnął. Na ten dźwięk gniady mustang zarżał i poprowadził stado bliżej ogrodzenia. Zrównał się z jadącym samochodem i po raz kolejny wesoło zarżał, jakby witając dawno niewidzianego przyjaciela.

- Jiraiya czy to... Kitsune? - spytał zdziwiony.

- W rzeczy samej — odparł wesoło widząc wymalowany na jego twarzy szok. — Jest teraz przewodnikiem stada.

Naruto ostatni raz u Jiraiyi był jakieś dziesięć lat temu. Zaraz po pierwszym roku studiów. Wówczas na świat przyszedł wątły i słaby źrebak. Matka go odrzuciła a weterynarz nie dawał żadnych szans na przeżycie. Naruto całe dwa miesiące dbał o niego praktycznie nie opuszczając go na krok. Nazwali go Kitsune, czyli Lis, gdyż przechytrzył pisany mu los. Naruto nie mógł wyjść z podziwu jak pięknie się teraz prezentuje i do tego jest przewodnikiem stada!

- Gratuluje Kitsune! - Naruto wydarł się na całe gardło wychylając się przez okno. Niewiele brakowało, aby przez nie wypadł, kiedy wjechali w jakiś dół. Na szczęście Sasuke miał wystarczający refleks i łapiąc go za biodra wciągnął z powrotem do samochodu.

- Dzięki - wyszczerzył się do niego, drapiąc w tył głowy.

Sasuke uśmiechnął się i pokręcił głową z rezygnacją. Głupek przeleciało mu przez głowę.

Po niespełna półgodzinnej jeździe ich oczom ukazał się dom. Nie, to nie był dom. To była prawdziwa rezydencja.

Wielki, zbudowany na planie litery "U" parterowy, drewniany z kamiennymi wstawkami z ogromnym spadzistym dachem, daleko wychodzącym poza bryłę budynku, rzucającym cień na werandę biegnącą dookoła domostwa. Stoliki z wygodnymi krzesłami zachęcały do spędzania leniwego popołudnia na obserwacji cudów przyrody. Obok domu rosło ogromne drzewo gdzie do jednej z gałęzi przyczepiona była huśtawka. Trochę dalej majaczyły budynki gospodarcze.

Kiedy podjeżdżali na spotkanie wyszedł im blond włosy mężczyzna. Naruto rzeczywiście był kopią swojego ojca.

Minato pomógł wysiąść Asami która mało nie rozsadziła ich bębenków pieszcząc na jego widok. Rzuciła mu się w ramiona.

- Dddzzzziiiaaaaddddeeeekkk! - wrzeszczała na całe gardło.

- Cześć Promyczku! Ależ ty urosła! Teraz jesteś prawdziwą młodą damą.

- Witaj tato - Naruto podszedł bliżej.

Minato nie mógł oderwać oczu od swojego syna. Nie widzieli się dobre trzy lata. Zmężniał, wydoroślał, spoważniał. Namikaze nie wiele myśląc przygarnął go wolną ręką do grupowego uścisku. Stali tak przez chwilę rozkoszując się swoją bliskością.

- Udusisz go zaraz. — Usłyszeli obok siebie kobiecy głos.

- Mamo... - Naruto rzucił się w jej objęcia.

Kushina ze łzami w oczach przytuliła swojego jedynego syna, aby w następnej chwili zacząć na niego wrzeszczeć.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Trzy lata rodzonej matki nie odwiedzać?! - Walnęła go w głowę.

- Ale mamo...- Zaskomlał rozmasowując obolałe miejsce.

- Żadne mamo! - krzyczała dalej. — Miałeś przyjechać zaraz po zakończeniu stażu i co? Trzy dni temu były twoje urodziny i nawet nie raczyłeś odebrać telefonu, bo uchlałeś się do nieprzytomności. Dobrze, że chociaż Shizune była na tyle przytomna i odebrała ten telefon, bo już miałam się pakować i tam lecieć. A później dzwonisz i stwierdzasz radośnie, że przyjeżdżacie. Nie, żebym się nie cieszyła tylko jak ty wyglądasz? - wskazała na liczne otarcia na twarzy i rękach — Biłeś się z kimś? - Złapała go za twarz i przyglądała się dokładnie.

Naruto stał i przyjmował to wszystko z miną zbitego psa. Nie wiadomo jak długo by to jeszcze trwało, gdyby Minato się nie zlitował.

- Kochanie proszę — Minato położył jej dłoń na ramieniu. — Wystraszysz zaraz naszego gościa. — Spojrzał na bruneta opierającego się o samochód.

Kushina natychmiast zamilkła wpatrując się w męża. Kompletnie zapomniała, że nie przyjechał sam. Asami chichrała się w najlepsze a sam Sasuke nie mógł powstrzymać się od uśmiechu patrząc jak dorosły facet zostaje w pełni zdominowany przez czerwonowłosy tajfun.

Kushina przełknęła ślinę "No to ładnie się zaprezentowałam", myślała gorączkowo przenosząc wzrok w stronę samochodu. Kiedy napotkała spojrzenie bruneta nie wiedziała co ma powiedzieć. Spodziewała się jakiejś miłej dziewczyny, a nie młodego faceta.

- Mamo, to mój przyjaciel. - Naruto zaczął niepewnie nie doczekawszy się żadnej reakcji z jej strony - Sasuke... Wspominałem o nim... - podszedł do niego.

- GŁUPEK! - Kushina walnęła syna w ramię i uciekła do domu.

Naruto rozmasowywał obolałą rękę patrząc przepraszająco na Sasuke.

- Proszę, wybaczyć mojej żonie — głos zabrał Minato. — Nie spodziewała się...

- Tato! - krzyknął załamany Naruto. - Sasuke, przepraszam nie mam pojęcia co w nich wstąpiło.

- Nic się nie stało. - Sasuke położył mu rękę na ramieniu. Podszedł do starszego i wyciągnął do niego dłoń — Witam, nazywam się Sasuke Uchiha miło pana poznać.

Uzumaki zdębiał. Miał wrażenie, że Sasuke będzie chciał uciec jak najdalej od tego miejsca a tu...

- Minato Namikaze — Odparł, ściskając jego dłoń.

- No, to jak już wszyscy się znają to łapać się za walizki i zapraszam do środka. — Podsumował Jiraiya.

-----------------
- Cholera, Sasori nie ma go! - jęknął Deidara. Stali już cały dzień obserwując wejście do liceum w nadziei, że zastaną tu Uchihe.

- Dei... On już wie — szepnął.

- Jesteś pewien? - Wbił w niego wzrok.

- Tak, dzwoniła Konan. Wysłali za nami Hidana i Kisame... Nie mamy dużo czasu.

- Tych psychopatów! No to już po nas...- Deidara przestraszył się.

Wiedzieli, że długo nie utrzymają tego w tajemnicy, ale żeby tak szybko?!

- I co teraz? - Dei spytał wpatrując się w brązowe oczy.

- Nie wiem... - zamyślił się. — Jeśli nie znajdziemy go w ciągu dwóch dni, musimy wiać. Nie chce jeszcze umierać — skwitował.

- Wiesz, że on nie odpuści? Wszędzie nas znajdzie.

- Ale nie damy się złapać tak łatwo - dodał zatapiając się w jego usta.

------------------

Witam serdecznie nowych czytelników jesteście cudowni!

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

PS W odmentach internetu poszukuje opowiadń z shipem Kakashi x Iruka. Uwielbiam ich ale jakoś tego mało... Może moglibyście coś polecić? Piszcie w komach i z góry dzięki :)

Na skraju szaleństwa (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz