Rozdział 18

2.5K 294 137
                                    

Shizune kręciła się po wielkiej galerii handlowej już dobrą godzinę. Nie mogła uwierzyć, że zakup kilku rzeczy sprawia jej tyle trudności. Trzeba przyznać, że kupowanie ciuchów dla siebie czy córki to zupełnie inna liga niż dla dorosłego faceta. Kiedy z rezygnacją wchodziła do kolejnego sklepu ujrzała znajomą blond fryzurę. Temari kręciła się między wieszakami przeglądając chłopięce ubrania.

- Witaj Temari - uśmiechnęła się do niej.

- Shizune? - podniosła wzrok i odwzajemniła uśmiech - Też na zakupach?

- To nie zakupy, to mission impossible - westchnęła załamując ręce.

- Nie może być aż tak źle?! - próbowała się nie roześmiać patrząc na jej zrezygnowaną minę- To na co polujesz?

- Na ubrania dla Sasuke - szepnęła konspiracyjnie.

- A to faktycznie nie łatwa sprawa, ale jak chcesz to ci pomogę?

Na twarzy Shizune odmalowała się ulga i wielka radość.

- Dziękuję - uśmiechnęła się.

- No, to czego potrzebujesz?

- Wszystkiego - odparła - Nie wiem, czy wiesz, ale...

- Wiem, wiem, Shika mi wszystko powiedział. Biedny chłopak - zasmuciła się - A jak w ogóle się trzymają?

- Całkiem nieźle. Jedynie Naru narzeka trochę na ból, ale w sumie... -przerwała, gdyż dotarły do działu z męska odzieżą.

- Zajrzę do niego a teraz powiedz mi w skrócie jaki rozmiar, kolor i fason - rzuciła do niej.

Temari okazała się demonem zakupów. Po niespełna godzinie wychodziły z całą masą toreb wypchanych po same brzegi od bielizny począwszy a na ciepłej kurtce kończąc. Zmęczone usiadły w niewielkiej kawiarni.

- A jak ty się trzymasz? - zagadnęła Temari popijając kawę.

- Nie powiem, bywało lepiej. Martwię się o nich - wbiła wzrok w filiżankę. Już od dobrych paru chwil zawzięcie mieszała herbatę.

- Nawet nie próbuję sobie wyobrazić co czujesz - rzekła przykrywając jej dłoń swoją - Gdyby to chodziło o mojego męża, chyba bym odeszła od zmysłów.

Shizune mimowolnie parsknęła śmiechem. Temari nic nie rozumiejąc patrzyła na nią podejrzliwie. Co ją tak rozbawiło?

- Mnie i Naru nie łączy nic więcej prócz przyjaźni - wyjaśniła widząc jej zdezorientowanie.

- Jak to? - otworzyła szerzej oczy.

- Znam Naruto od liceum. Trzymaliśmy się razem w zasadzie od pierwszego dnia jak na niego wpadłam - uśmiechnęła się ciepło. - Ale nigdy nic więcej nas nie łączyło.

- A Asami? - Temari nie dawała za wygraną.

- On nie jest jej ojcem - Shizune uśmiechnęła się. Już Naruto zwrócił jej uwagę, że chyba wszyscy brali go za jej ojca - Tylko chrzestnym.

Oczy Temari zrobiły się jeszcze większe. Shikamaru jej mówił....

- Ojciec Asami... - zaczęła chcąc wyjaśnić sprawę do końca. - Powiedzmy, że nie sprawdził się w tej roli. - Na samo wspomnienie poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka. - Pomogli mi rodzice Naruto. Kiedy Asami miała roczek i nie miałam się gdzie podziać przygarnęli mnie. On sam, w tym czasie był już na stażu w Bostonie. To w jego domu mieszkamy. Rodzice Naruto przenieśli się do Teksasu. Zamarzyło im się ranczerskie życie. Jego ojciec kocha konie. Wyjechali 2 lata temu a ja opiekuję się domem. Naruto z początku nie planował jeszcze wracać do Japonii. Dostał ofertę pracy w jednej z najlepszych klinik psychiatrycznych. To ja go poprosiłam o pomoc z Sasuke. To ja sprowadziłam na niego zagrożenie - dokończyła cicho.

Temari chwile milczała, po czym nachyliła się ku niej i szepnęła.

- I to ty, uratowałaś życie Sasuke.

Shizune podniosła na nią pytające spojrzenie.

- Gdyby nie Naru, Uchiha już by nie żył, pamiętaj o tym.- Powiedziała powoli potakując głową.

Ta, Shizune  musiała przyznać jej rację.

- Tylko co dalej? - Temari myślała na głos.

- Naruto najchętniej zabrałby go do rodziców. Z dala od Japonii, na ten czas aż wszystko się wyjaśni, ale Kakashi kazał im się nie wychylać więc...

- Wiem! - Temari krzyknęła radośnie klaszcząc przy tym w dłonie.

Shizuna aż podskoczyła na ten wybuch entuzjazmu.

- Ale jak? Przecież nie mogą lecieć...

- Mogą, mogą. - Temari machnęła ręką - Z moim młodszym bratem, mogą.

- To znaczy? - nic z tego nie rozumiała.

- Mój braciszek, Gaara jest pilotem i ma niewielki samolot. Porozmawiam z nim na pewno się zgodzi. - Uśmiechała się szeroko. - Nie odmówi starszej siostrze. - Zrobiła słodką minkę.

Shizune nie mogła uwierzyć. Kolejny cud, o którym mówił Naruto. On chyba ma jakiś magnes do przyciągania takich sytuacji. Odkąd go zna, zawsze, kiedy wplatał się w dziwną czy niebezpieczną sytuację później los dawał mu wszelkie koła ratunkowe, jakie mógłby sobie wymarzyć, jakby przepraszając za to, co mu uczynił. Przysłowie "szczęście w nieszczęściu" pasowało do niego jak ulał.

- Choć, odwiozę cię do domu, chyba że...

- Z chęcią skorzystam - odparła z ulgą, gdyż właśnie zastanawiała się jak to wszystko dotaszczy do domu.

Bagażnik granatowego Jeepa Grand Cherokee Temari wypełniony był po brzegi. Obie kobiety plotkowały całą drogę zastanawiając się co na to wszystko powie sam Sasuke. Miało być kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a w sumie wykupiły prawie pół sklepu. Shizune oczywiście nie zapomniała kupić czegoś dla córki. Po jej porannym wybuchu złości nie darowałaby jej, gdyby przywiozła ubrania tylko dla niego.

W całym tym zamieszaniu w ogóle zapomnieli o jej uczuciach i dopiero teraz uzmysłowiła sobie jak jej własna córka musiała to przeżywać. Dla nich to było trudne, więc jak tę całą sytuację musiało odbierać dziecko? Dlatego postanowiła ją przekupić piękną pomarańczowo-błękitną sukieneczką, która już wcześniej wpadała jej w oko. Tak, jej córka ma takie samo zamiłowanie do pomarańczu, jak Naruto. Może to mało wychowawcze, a już na pewno niepoprawne pod względem psychologicznym, jednak czego się nie robi, aby uszczęśliwić swojego aniołka.

Kiedy dotarły do domu czekało na nie kilka niespodzianek.

Pierwszym, co je przywitało to niebiański aromat rozchodzący się po domu, na który aż ślinka nabiegła do ust a żołądek skurczył się nieprzyjemnie.

- Hej, mógłby nam ktoś pomóc?! - krzyknęła Shizune w głąb domu.

Naruto wystawił najpierw głowę zza drzwi prowadzących do jadalni, aby w następnej sekundzie już odbierać torby z jej rąk.

- Witaj w domu. - Naruto przywitał ją z uśmiechem - Witaj Temari. Czekajcie zaraz wszystko zabiorę... - Gwizdnął zobaczywszy ile tego wszystkiego jest. - No, to sklepy miały dzisiaj niezły utarg. - Zażartował

Obie kobiety zachichotały, faktycznie zaszalały.

- Co tak niebiańsko pachnie? - spytały szeptem

- Sasuke się uparł, że dziś on gotuje. Jako podziękowanie - uśmiechnął się szeroko - Stwierdził, że chociaż tyle może zrobić.

- A gdzie Asami?

- Pilnuje go - Zaśmiał się. - Czy aby nie dosypie niczego podejrzanego.

Cichy chichot rozniósł się po domu.

- Zostawcie wszystko tu, zaraz zabiorę to do jego pokoju. Mam nadzieję, że wystarczyło ci...

- Tak, tak - odparła szybko. - Mam schowany paragon, jeśli trzeba by było coś oddać czy wymienić...

- Zapewniam cię, że nie będzie takiej potrzeby - Temari zgromiła ją wzrokiem.

Naruto poczłapał z zakupami do obecnego pokoju Sasuke. Kiedy dołączył do kuchni uśmiechnął się widząc jak stojąca na krześle Asami uważnie obserwuje jakie składniki lądują w garnku. Usiadł przy stole sięgając po ciastko leżące na talerzyku.

Przechylił nieco głowę opierając ją na ręku i obserwował Sasuke jak krząta się po kuchni w skupieniu przygotowując posiłek. Zrobiło mu się ciepło na sercu i doszedł do wniosku, że mógłby oglądać taki obrazek nawet codziennie. Trochę przydługie sprane dżinsy i bladoniebieska koszulka może nie leżały na nim najlepiej, jednak wyglądał w nich uroczo. Szczególnie kiedy całości dopełniał czerwony fartuszek. Skarcił się za takie myśli, kiedy poczuł jak policzki zaczęły go piec.

- Oj, Naruto! - Temari zamachała mu ręką przed oczami - Gdzieś ty odleciał?

- Co? - oprzytomniał. Kompletnie zapomniał o swoich towarzyszkach. - Przepraszam zamyśliłem się.

Obie skierowały wzrok najpierw na Uchihe, a następnie na niego. Sasuke zerknął przez ramię w ich kierunku.

- Ta, dało się zauważyć - skwitowała - Jak już mówiłam mogę wam pomóc. Shizune wspominała, że chciałbyś wyjechać do rodziców. Mój brat ma samolot, pogadam z nim, ale myślę, że nie będzie problemu.

Oczy Naruto rozbłysły jak gwiazdy a uśmiech zdawał się zajmować całą twarz.

- Naprawdę! - krzyknął radośnie - Sasuke słyszałeś?! Koniec aresztu domowego! Pojedziemy do moich rodziców do Teksasu!

- Do dziadków? - spytała Asami. - To ja jadę z wami! - Zeskoczyła z krzesła i podbiegła do niego. - Nie pojedziesz beze mnie i Tonton prawda? - wygięła usta w podkówkę i wbiła w niego błagalne spojrzenie.

- Pewnie, że jedziesz z nami. Babcia by mi nie wybaczyła jakbym cię nie przywiózł. - zmierzwił jej włosy.

Już wcześniej omówił to z Shizune. Przyjaciółka miała zostać, aby być kimś w rodzaju łącznika i dołączyć do nich na święta. To dużo lepsze rozwiązanie niż ukrywanie się w domu. Co prawda nie mówił nic Sasuke, bo nie wiedział, czy to w ogóle da radę zorganizować i nie chciał mu robić płonnych nadziei, ale przypuszczał, że ten nie będzie miał nic przeciw.

- Co ty na to? - zwrócił się do stojącego przy kuchni mężczyzny.

Ten kiwnął głową i powrócił do przerwanej czynności. W duchu cieszył się, że w tym momencie nikt nie widzi jego wyrazu twarzy.

Lot do Teksasu nadarzył się bardzo szybko, gdyż już następnego dnia o 6 rano. Okazało się, że Gaara leci do Austin po jakiegoś stałego klienta, więc zabranie ze sobą czwórki pasażerów nie było żadnym problemem a wręcz przeciwnie cieszył się z niespodziewanego towarzystwa. A z Austin na ranczo "Kurama" to przysłowiowy rzut beretem. Zaledwie 6 godzin samochodem, co jak na wielki Teksas naprawdę było blisko. Tak więc, po wspaniałym objedzie, którego nie powstydziłaby się najlepsza restauracja, nastąpiły gorączkowe przygotowania do podróży. Temari zaoferowała, że ich odwiezie na lotnisko. Naruto oczywiście poinformował rodziców, aby odebrali ich z Austin i że nie przyjeżdża sam. Zadzwonił jeszcze do Kakashiego, który zgodził się, że jest to niezwykle dobry pomysł.

Wieczorem, kiedy już wszystko było gotowe do drogi Naruto siedział nad kubkiem malinowej herbaty. Dawno nie widział rodziców. W sumie pierwszy raz jedzie do nich odkąd przenieśli się na ranczo Jiraiyi.

Uśmiechnął się pod nosem. Mama się zdziwi jak zobaczy kogo ze sobą przywiózł. Kiedy tylko wspomniał, że nie przyjeżdża sam Kushina w jednej chwili podchwyciła, że oto zapewne pozna przyszłą synową....

------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Na skraju szaleństwa (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz