Budzi mnie pukanie, a raczej walenie do drzwi. Czy Ci ludzie mieszkający i pracujący tu są normalni? Wstaje z łóżka i idę otworzyć. Nie zadaje sobie tyle trudu, aby się ubrać, bo po co. Mam jakąś koszulkę nocną z koronką i starczy. Nie spodziewam się nikogo, no może Dan'ego. W końcu miał załatwić mi bilet.
- Dzień dobry pa-ani. - Lustruje wzrokiem moje ciało. Nie pierwszy i nie ostatni. - Załatwiłem dla pani ten bilet na mecz Realu.
- Mówiłam, że dasz radę to zrobić Danny. - uśmiecham się lekko, a potem poprawiam delikatnie włosy dłonią. Widzę jak ciężko i powoli przełyka ślinę. Boże, jaki naiwniak. - Ile się należy za to?
- Ni-ic, proszę pani. - odpowiada, jąkając się. - Muszę wracać do pracy. Miłego dnia.
- Miłej pracy! - wychylam się zza futryny i mu odkrzykuje.
Jest 10 rano, więc mam cały dzień dla siebie. To może czas odwiedzić matkę? Dzwonie do niej, ale oczywiście nie ma jej w mieście, gdyż jest z dwoma córkami i przyszłą synową na jakimś pikniku. Whatever. Pozostaje mi zwiedzanie miasta. Zamawiam śniadanie do pokoju i w między czasie ubieram się w krótkie szorty z wysokim stanem i biały crop top, a na nogi wkładam sandałki na koturnie. Włosy przeczesuje szczotką, myje twarz oraz zęby. Kremuje się i nakładam szminkę. Kiedy kończę, moje zamówienie już jest. Jem małe śniadanie i wychodzę z hotelu. W przydrożnym sklepiku tuż obok kupuje mapę miasta i wodę. Przez 3/4 dnia zwiedzam najlepsze części Madrytu i robię milion zdjęć. Uwielbiam potem siadać z kubkiem czekolady i je wszystkie przeglądać. Wracać do przeszłości. Do aktualnego miejsca mojego zamieszkania wracam wczesnym wieczorem, akurat na kolację. Jem ją na dole, w restauracji i przeglądam sobie social media. Po skończonym posiłku wracam do pokoju. Pod drzwiami znajduje dosyć pokaźne pudełko. Otwieram je. W środku znajduje się koszulka z nazwiskiem Asensio oraz wejściówka do loży VIP.
"Mam nadzieje, że trafiłem z rozmiarem i Cię w niej jutro zobaczę. P.s wejściówka to taki dodatek, abym miał najlepszy widok z boiska na twoje boskie ciało."
Śmieje się z jego taniego podrywu, a potem drę kolorowy kartonik na pół. Nie zamierzam z tego korzystać. Fakt, koszulka ładna i rozmiar dobry, ale nadal nie mam pojęcia kto to jest. Biorę laptopa do łóżka i usadawiam się wygodnie. Wklepuje w wyszukiwarkę nazwisko z owej koszulki.
Nie wierzę. To ten z klubu z cudownymi oczami. Jasna cholera. To jego prezentację i przenosiny oblewali wczoraj, a ja idę na mecz jego klubu. No to nieźle się zabawimy panie Asensio.
Trener dał nam taki wycisk, że ledwo co dałem radę zejść z murawy. Ostatnim razem miałem tak kilka lat temu, gdy ojciec musiał mnie znosić z treningu, bo moje kolana nie dawały rady. Jeszcze kac po wczorajszym dniu. Cholera, a jutro mecz. Wiąże z nim duże nadzieje. Nie tylko związane z grą na boisku. Mam nadzieje, że ją zobaczę w loży. Biorę szybki prysznic, a potem wychodzę z ośrodka treningowego. Na parkingu czeka już na mnie Igor. Mamy jechać coś zjeść. Nie bardzo mam na to ochotę. Zresztą ostatnio nie mam na nic ochoty. Tęsknota za nią przysłania mi wszystko. Tęsknię za jej oddechem na mojej szyi. Tęsknię za naszymi pocałunkami namiętnymi. Tęsknię za rozmowami, które trwały całe noce. Tęsknię za tym, jak wysyłaliśmy sobie głupie wiadomości codziennie, było tak dobrze, tęsknię za nią w moich ramionach, bo wtedy czułem się jak świata król. Tęsknię za wspólnymi wypadami na plażę. Tęsknię za wszystkim, mimo że nie było to łatwe. Tyle bym oddał, żeby znowu była moja. Muszę o niej w końcu zapomnieć, tylko jak?
***
Mały i szybki rozdzialik przed czymś większym. Mam nadzieje, że chociaż troszkę się wam podoba.
p.s gwiazdki i komentarze mile widziane :)
CZYTASZ
Wild.
RandomDwójka ludzi kochających dobrą zabawę i jedno miasto. Madryt. Jeśli chcesz dowiedzieć się, czy ich drogi się zetną, koniecznie musisz wpaść.