Dlaczego ja mam zawsze w życiu pecha co? No jeszcze mojej matki mi tu brakowało. Cholera. Próbuje przemknąć się niespostrzeżenie i dostać do postoju taksówek bez zwrócenia na siebie uwagi kobiet. Niestety jednak wszystko na próżno.
- Lea, koniecznie musisz poznać moją mamę! - obydwie odwracają się w moim kierunku, a ja zamieram. Moja matka również. Nic się nie zmieniła. No może trochę postarzała, ale to normalne.
- Witam, Lea Martin. - zaczynamy przedstawienie.
- Susana Martin Ramos. - podaje mi dłoń, która jest zimna, ale delikatna i ją ściskam.
- Macie takie same oczy. - wykrzykuje Marta. Cholera.
- Kochanie, 75% ludzi w Hiszpanii ma taki sam kolor oczu. - odzywa się moja matka, a raczej obcy człowiek.
- A nazwisko, to zbieg okoliczności? - dopytuje.
- Martin, to dosyć popularne nazwisko w Hiszpanii. - wygłaszam tą samą śpiewkę już któryś raz odkąd jestem w Madrycie.
- Niby tak. - przyznaje dosyć niechętnie moja siostra. - Wskoczę do łazienki, zaraz wracam.
Gdy Hiszpanka znika w budynku, kobieta odzywa się surowym tonem.
- Co ty tutaj robisz?
- Siedzę. - odpowiadam zdawkowo.
- Do cholery, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Madryt. Co ty tutaj robisz. - cedzi ponownie. Jej chłód mnie przeraża.
- Spontaniczna decyzja. - odpieram lekko.
- Miałyśmy układ. Nie wpieprzasz się do naszego życia, a pieniądze lądują na twoim koncie co miesiąc.
- Nie miałyśmy żadnego układu matko. A twoje pieniądze wsadź sobie gdzieś. - kątem oka zauważam wracającą Martę z budynku studenckiego. Wstaję i na odchodne rzucam do kobiety. - Powiem ci coś co zwali cię z nóg. Będę studiować na tej samej uczelni z Martą i będziesz miała dwie córeczki w jednym budynku, w tym samym czasie i może na tym samym kierunku? Kto wie. wspaniale co? - jej mina jest bezcenna, a ja triumfuje.
- Już idziesz? Myślałam, że pójdziemy na jakiś obiad. - moja siostra się odzywa zdziwiona.
- Muszę lecieć, Marco dzwonił że mnie potrzebuje, ale masz mój numer prawda? - pytam z wielkim uśmiechem na usta. - Zadzwoń, możemy spotkać się w piątek i pójść na jakąś imprezę i zaszaleć.
- Pewnie, w kontakcie. - daje mi buziaka w policzek i siada, a ja odchodzę. Wyciągam telefon z torebki i sprawdzam połączenia. Rzeczywiście Asensio dzwonił i to 36x, wysłał mi 13 smsów i o cholera, nawet maila napisał. Wow, nie spodziewałam się, że wie co to jest poczta. Usuwam wszystkie powiadomienia i kieruje się do domu.
*
Co za kobieta! Nie mogę uwierzyć w to co zrobiła z moim samochodem. Cholera jasna, znowu ta poczta głosowa. Niech to szlag! Otwieram samochód, aby ocenić szkody w środku i dostrzegam małą karteczkę z jakimś skrawkiem materiału na siedzeniu. Podnoszę go i przeklinam swoją głupotę. To stringi. Musiała zostawić, to jedna z dziewczyn, którą przeleciałem tuż przed poznaniem Lei. Dlaczego ja mam takiego pecha? Wsiadam do drugiego, tym razem czystego samochodu i jadę do sprawczyni tego syfu. Kilkanaście minut później pukam do drzwi kilkukrotnie jednak na próżno.
- Lea, otwieraj do cholery! - wrzeszczę. - Wiem, że tam jesteś.
- Nie ma mnie, więc możesz sobie iść. - odpowiada głos po drugiej stronie. Śmieje się.
CZYTASZ
Wild.
RandomDwójka ludzi kochających dobrą zabawę i jedno miasto. Madryt. Jeśli chcesz dowiedzieć się, czy ich drogi się zetną, koniecznie musisz wpaść.