Pensamientos.

332 21 3
                                    

- Gdybym was nie znał, pomyślałbym, że jesteście rodzeństwem. - głos Marco przerywa naszą rozmowę. Jezus Maria, prawie dławię się swoją colą. Marta poklepuje mnie mocniej po plecach.

- Wszystko w porządku? - pyta z troską.

- Tak, dziękuje. Po prostu wleciało nie do tej dziurki. - delikatnie się uśmiecham i spoglądam w stronę Asensio. Za nim czołga się Morata i jakiś blondyn. - Przedstawisz nas sobie? - pytam i wskazuje na nieznanego mi piłkarza.

- Lea poznaj Marcosa Llorente, dobrego kumpla z drużyny. Marcos to jest moja Lea, przyszła dziewczyna. - przewracam znowu oczami na jego chyba ulubiony w ostatnim czasie zwrot. Przyszła dziewczyna, ehh. Wstaje i wyciągam grzecznie rękę do mężczyzny.

- Lea Martin.

- Marcos Llorente. - odwzajemnia uśmiech - Ej macie takie samo nazwisko. Może jesteście ze sobą spokrewnieni? - chyba mi słabo.

- Martin to dosyć popularne nazwisko w Hiszpanii. - mówię i uśmiecham się sztucznie. Muszę stąd wyjść, bo to się źle skończy.

Obydwaj siadają obok nas na jednym z leżaków i popijają jakiś napój z czerwonych kubków, takich jak w tych amerykańskich filmach.

- Możemy już iść? - pytam szepcząc w ucho Asensio.

- Już?

- Mhm, głowa mnie zaczyna boleć.

- A może towarzystwo Ci nie odpowiada?

- Nie no co ty. Polubiłam i Martę i Alvaro no i tego Marca.

- Marcosa.

- No tak, właśnie jego.

- Skoro tak, to przyjdź na mecz.

- Znowu? Twoje fanki mnie znienawidzą. Widziałeś te komentarze pod zdjęciem?

- Widziałem, chodź, podgrzejemy atmosferę. - wstaje i podaje mi rękę. Chwytam ją bez zastanowienia.

- Marta, zrób nam proszę, zdjęcie. - podaje dziewczynie swój telefon i ciągnie mnie trochę dalej, w miejsce, gdzie jest pełno neonowych lampionów. - Rozchmurz się. - łaskocze mnie, a ja się śmieje. Dźwięk aparatu informuje nas, że Marta uchwyciła ten moment. Hiszpan staje za mną i obejmuje mnie w pasie, układając podbródek na moim ramieniu. Zdziwiona tym delikatnie odwracam głowę i zerkam na niego. Jego brązowe oczy błyszczą się tak jak małemu dziecku, który dostał wymarzoną zabawkę na święta. Szeroko się uśmiecha, pokazując idealnie białe i proste zęby, a nos delikatnie marszczy. Wygląda tak uroczo. Co, jeśli złamie mi serce? Co, jeśli wpuszczę go do siebie za bardzo i pozwolę mu zobaczyć dokładnie taką, jaka jestem, bez żadnej maski i udawania, gdy pokaże mu, jaka jestem słaba, a on mnie zrani i odrzuci? A może to on będzie tym który sprawi, że będę szczęśliwa? Tysiące myśli kłębią mi się w głowie. Wzdycham w duchu, słysząc po raz kolejny dźwięk aparatu.

- To jak, przyjdziesz na mecz? - pyta, odbierając telefon i dziękując Marcie. Ta tylko uśmiecha się i wraca do Marcosa i Alvaro.

- Mam inne wyjście?

- Teoretycznie tak.

- Tylko teoretycznie, bo w praktyce, jeśli nie przyjdę to strzelisz focha.

- Ja nigdy tego nie robię.

- Wcale. A co było wczoraj? - przypominam mu sytuację w moim mieszkaniu z telefonem.

- Zgrywałem się tylko.

- Jasne, tak sobie wmawiaj. Wracamy do mnie?

- Przenocuj u mnie, jest bliżej niż do Ciebie.

- Zapraszasz mnie do siebie, bo chcesz mnie przelecieć czy naprawdę jesteś tak zmęczony? - wsiadamy do jego samochodu i odpalam silnik. Czasami się na coś to prawko przydaje. Ciekawa jestem czy ktoś zauważy nasze zniknięcie. W końcu z nikim się nie pożegnaliśmy.

Wild.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz