3.

730 24 0
                                    

- On cały czas cię kocha. - Shailene od pół godziny starała mi się wytłumaczyć to, co stało się wczoraj. Nie chciałam tego słuchać. - Do cholery jasnej, Melanie! - popatrzyłam na nią zszokowana, bo ona bardzo rzadko krzyczała. Chyba, że też już weszła w to "złe towarzystwo".- Ty chciałaś rozwodu, a on ci go dał, wiesz dlaczego? Bo widział, że wcale nie jesteś szczęśliwa, że już więcej z nim nie wytrzymasz, a przede wszystkim...- uniosła palec wskazujący i dźgnęła mnie w klatkę- Wiedział, że z tym całym Wynnem będzie ci lepiej. Nie podpisał tych pieprzonych papierów, bo się z tobą zgadzał, bo nie kochał, bo miał kogoś na boku, dobrze wiesz, że nie miał. - dodała szybko - Zrobił to, bo cię kochał. I nadal to robi - Zamknęła mi buzię dłonią - Bo nadal kocha.

Straciłam wszelką wiarę w szczęśliwy związek. Straciłam wiarę w szczęście. Dobrze wiedziałam, o czym mówiła moja kuzynka. Ale to wszystko już minęło, a ja musiałam ruszyć do przodu i pogodzić się z tym, że to przeze mnie wszystko się rozsypało. Wolałam się rozwieść niż ratować małżeństwo. Wybrałam łatwiejszą drogę, która okazała się być destrukcyjną.

- Jutro idę do pracy. A we wtorek po pracy idę z Wynnem na kolację. - oznajmiłam dziewczynie bez większych ceregieli i wstałam z zamiarem pójścia do kuchni i zaparzenia sobie herbaty.

- Aha. - to jej "aha" wyraziło więcej niż tylko "aha". Dobrze ją znałam i wiedziałam, co się za tym kryje: zdurniałam do reszty, nie mam pojęcia co robię ze swoim życiem, nie panuje nad umysłem i jestem delikatnie mówiąc, niezrównoważona. - Dobrze. - przymknęłam powieki, słysząc jej ton. Każdy debil wie, że "dobrze" u kobiety ma zupełnie inne znaczenie.

- Mogłabyś przynajmniej pogratulować mi tego, że w końcu idę na randkę.

- Nie, no pewnie. Ogromnie się cieszę. Ale chyba wolałabym, żeby tym "szczęściarzem" był ktoś inny. - odłożyłam dzbanek i odwróciłam się twarzą do niej.

- O co, ci, do jasnej cholery chodzi?

Uniosła dłonie w geście poddania i wydęła usta, mówiąc bezgłośnie "o nic".

- Masz rację. To ja kazałam ci się w końcu zacząć umawiać. Powodzenia.- i tyle ją widziałam w tamten wieczór.

***

W pracy starałam się być dla moich pacjentów taka, jak zawsze. Tylko, że jaka ja właściwie byłam? Nie wiedziałam kim jestem, co naprawdę sprawia, że się uśmiecham. Kiedy miałam przerwę byłam zupełnie nieobecna. Moja asystentka to widziała. Od dwóch lat właśnie tak wyglądały moje przerwy: piłam herbatę, jadłam jakąś sałatkę i wpatrywałam się w okno. To wszystko. Może od czasu do czasu czytałam książki.

Wyszłam z gabinetu później niż zwykle. Wyobrażałam sobie jutrzejszą randkę z dawnym kolegą z klasy. Z mężczyzną, o którego mój były mąż zawszw był zazdrosny. Możliwe, że Wynn dostaje to, czego chce. Już mnie to nie obchodziło. Jeżeli tego właśnie chciał...

Chciałam zadzwonić do Shailene. Nawet do Nathaniela. Stanęło na tym, że zadzwoniłam do mamy.

- Co się dzieje, skarbie?

Kiedy usłyszałam ten ton pełen troski, pękłam. Kolejny raz zaniosłam się płaczem. Ileż można było? Nienawidziłam, gdy byłam słaba.

- Mamo...

- Melanie. Powiedz mi, co się dzieję?

- Nie daję rady. Nie wiem, co mam robić. -myślałam, że sobie wszystko poukładałam. Na litość boską! Dla kogo ja chciałam iść na tę randkę? Dla siebie czy dla niego?

- Jutro się odprężysz. Jestem pewna, że Wynn ci pomoże. Musisz mu tylko pozwolić.

Dzięki mamo. Nie pomagasz.

You're an evilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz