Lubiłam z nim imprezować. Na pierwszym roku studiów robiliśmy to dosyć często. Zmieniłam się. On trochę też.
Kiedy zamieszkaliśmy razem, odsniosłam wrażenie, że zapomniał o swoim upadku. Ja nie myślałam o nim. Ale nigdy nie zapomniałam. Aaron znowu był tym, przez którego traciłam oddech, miękły mi kolana. Z racji tego, że przyzwyczaiłam się do zapachu tytoniu, palił tyle, ile na początku liceum. Czyli dużo.
A co było między nami?
Wciąż to samo. Żadno z nas nie wypowiedziało tych dwóch słów. Szczerze mówiąc, nie przejmowałam się tym. Miałam go na codzień, zasypiałam i budziłam się wtulona w jego klatkę. To mi wystarczyło. Chyba nawet trochę bałam się wyższego poziomu. Nie chciałam nic zmieniać.
Zaczęliśmy nowe życie.
W wolne weekendy jeździliśmy do naszych rodzin. Kobiety z rodziny Brook pokochały tego chłopaka. W tamtym czasie nie bały się do tego przyznać. Mi wciąż było ciężko. Natomiast, co do mężczyzn...Tato zaczął się do niego przekonywać. Moi bracia oficjalnie przyjęli go do rodziny. A to wywołało ogromną radość mamy.
Kiedy miałam czas, spotykałam się z Wynnem. Aaron nie mógł mi tego zabronić. Nawet sam wyganiał mnie z domu. Może to było dowodem jego zaufania wobec mnie? Bo gdyby bał się, że Wynn mnie jemu odbierze, nie robiłby tego, prawda? Nie chciał, bym traciła kontaktu z blondynem.
- Nic się nie zmienia?
Pytał mnie z każdym razem, kiedy się widzieliśmy. I za każdym razem odpowiadałam, że nie. Wynn też nigdy nie zapytał mnie otwarcie, czy już to zrobiliśmy. Musiał wiedzieć, że tak. Przecież żadno z nas nie wytrzymałoby długo. O ślubie nie wspominając. Nie myślałam o zmianie stanu cywilnego. I zbytnio się nie martwiłam, bo Aaronowi pewnie przez myśl to nie przeszło.
- Masz już jakąś dziewczynę?
- Nie. Jakoś nie potrafię jej znaleźć. - głęboko spojrzał mi w oczy. - Może tak ma być? - wzruszył ramionami.
- Może.
- A skoro ma tak być, to poczekam.
Czekał długo. A przez jego łóżko przewinęła się nie jedna dziewczyna. Nie była ich masa. Ale chłopak nie odmawiał sobie przyjemności. Zupełnie jak ja.
- Chodź z nami na imprezę.
- Z tobą i Aaronem?
Skinęłam głową.
- Chodź. Rozerwiesz się trochę.
Parsknął śmiechem.
- Dla ciebie zawsze. - uśmiechnęłam się.
***
Duchota. Spocone ciała, ocierające się o siebie. Alkohol i tytoń. I jego dłonie. Wszędzie.
- Idziemy si napić.
- Wynn wciąż siedzi przy barze?
Rozjerzałam się i zobaczyłam blondyna, kołyszącego się do rytmu z rudą dziewczyną.
- Nie.
- To dobrze.
Napiłam się drinka i usiadłam brunetowi na kolanach. Całe szczęście, że jutro miała być sobota, bo potrzebowałam czasu wytrzeźwienie.
- Jak się bawisz? - zapytał Aaron Wynna, kiedy ten spocony usiadł po lewej stronie mojego chłopaka.
- Lepiej niż myślałem, że będę.
- Nie ma za co. - w powietrzu posłałam mu buziaka.
- To, co? Jeszcze dwie kolejki i zwijamy się?
- Może być.
Wynn wrócił na parkiet, a zanim my poszliśmy w jego ślady, Aaron przycisnął mnie do siebie.
- Pragnę cię o wiele bardziej niż ten twój kolega.
Poczułam, jak serce bije mi mocniej, kiedy usłyszałam cytat z naszej pierwszej rozmowy.
- Wiem, Aaron. I pamiętam.
Widząc ten błysk w jego oku, nie mogłam doczekać się powrotu do naszej sypialni.
Wracałam oparta o ramię przystojniaka. Nadal jednak było za wysokie. Z naszej trójki najbardziej pijany był Wynn. Najlepiej trzymał się mój facet.
- I wy tak cały czas? - blondyn niemal potykał się o własne nogi.
- Tak, to znaczy? - dopytał Aaron.
- Imprezy, seks...
- Na naukę też mamy czas. Nie martw się.
- Ale ja się nie martwię. Mówię tylko, że sprowadziłeś naszą słodką na złą drogę.
- Nikt nie powiedział, że moja droga będzie dobra. Sama dokonała wyboru. Choć wszyscy ją ostrzegali.
Nie odzywałam się. Chciałam jak najszybciej być w domu.
- Zadzwoń jutro, jeżeli będziesz potrzebował pomocy. - blondyn skinął głową w stronę bruneta i wszedł do klatki.
- Aaron...- zaczęłam jęczeć mu do ucha, wkładając rękę pod jego koszulkę, kiedy próbował trafić kluczem do zamka.
- Mel, nie teraz. Na miłość boską. Muszę otworzyć drzwi.
- Ale ja chcę, żebyś otworzył mnie.
- Chryste.
Aaron przeklinał tyle, co wcale. O wiele bardziej wolał wzywać Boga, kiedy był na skraju.
- Kochanie...- właśnie dobierałam się do jego spodni, kiedy zamek ustąpił.
- Dzięki Bogu.
Z impetem zamknął za nami drzwi, a nasze ubrania po kolei lądowały na podłodze, począwszy od komody w holu. Uzależniłam się od niego i nigdy nie będę miała dość.
Następnego ranka nie pamiętałam, jak to się stało, że obudziłam się naga w sypialni. Ale kiedy udało mi się wydostać z objęć chłopaka i zobaczyłam jego spodnie, a swoją koszulę w przedpokoju, wszystko stało się jasne. Poza tym, nierzadko moim jedynym okryciem w nocy była kołdra lub cienkie prześcieradło. A to zaczynało stawać się częstsze. Nam jednak wciąż było mało.
***
Lubiłam wracać do jego rodzinnego domu. Jeszcze kiedyś był w nim tylko on. Od prawie dwóch lat ten dom stał również moim. To był większy kawałek historii chłopaka, z którym chciałam spędzić resztę życia, więc teoretycznie też kawałek mojej historii.
Stałam oparta o balustradę, owinięta czarną bluzą chłopaka, która pachniała nim. Uśmiechnęłam się, czując, jak jego ręce oplatają mnie w pasie od tyłu. Położyłam swoje dłonie na jego i oparłam głowę o umięśnioną klatkę. Jego broda wylądowała na moim czubku głowy. Aaron był wyższy o głowę. Ale nasze ciała wciąż idealnie do siebie pasowały.
- Przyjdzie taki dzień, w którym zakochasz się we mnie bez pamięci. W kórym wykrzyczysz, że ty też mnie kochasz. I w którym prawidłowa odpowiedź będzie tylko jedna.
- Kiedy ten dzień nadejdzie? - zapytałam cicho.
- Kiedy będę czuł, że jesteś gotowa.
- Ale ja już jestem. - cicho zaśmiał mi się we włosy.
- Nie na nieodwołalną decyzję.
To nie była prawda. Prawda była taka, że gotowa stałam przed nim od momentu, gdy nasze ciała połączyły się pierwszy raz. I ta decyzja nigdy nie mogła być odwołalna. Może ja ją odwołałam, na dłuższą chwilę. Ale on nigdy.
CZYTASZ
You're an evil
ChickLitBył złem, w którym się zakochała. Był złem, które stało się całym jej światem. Po czasie zrozumiała, że dłużej nie wytrzyma, wmawiała to sobie i trwała w przekonaniu, że chce spokoju. Jej życie bez niego wyglądało by inaczej. To prawda. Ale czy na p...