Rozdział 3

3K 161 24
                                    

Czy ja dobrze widzę?
-Tak, tak, cześć i tak dalej... -mówię w ciągłym szoku. Próbuję utrzymać tę dyskusję, ale zdziwienie mi nie pozwala i podchodzę bliżej jasnowłosej elfki.

-Wybacz, nie zauważyłam jak wchodzisz. -przeprosiła mnie. Chyba ją polubiłam.

-A więc mieszkasz tu?
Próbuję dowiedzieć się czegoś na jej temat, w końcu przesiaduje w mojej komnacie.

-Niezupełnie, jestem tu dopiero od paru tygodni, może nawet krócej.

-Więc nie jesteś nikim...ehh, jakby to powiedzieć..

-Masz ma myśli królewską rodzinę? -elfka uśmiechnęła się na to.

-Dokładnie!
Rzekłam radośnie, bo nareszcie ktoś w tym pałacu mnie rozumie.

-Nie, mieszkam tutaj, bo od kilku dobrych tygodni moi rodzice służą tu władcy. Ha! O rozmowie z nim mogłabym sobie pomarzyć... król jest tu tak wyniosły i zadumany w sobie, że dopuszcza do siebie tylko nielicznych.

Chyba go nie lubi.

-Tak, miałam okazję go poznać. Myślę, że nie jest wcale taki zły. Przyjął mnie dobrze.

-A ty? Skąd jesteś? -zapytała mnie.

-Jestem z Lothlorien. Prawie poległam na bitwie, stąd teraz rozmawiamy.

Moja wylewność nie zna granic. Ale co mogę zrobić jako samotna elfka?

-Pani Światła.. gdy byłam dzieckiem, sporo mówiło się o Pani Galadrieli. Myślę, że się dogadamy. Jestem Diana. A jak cię zwą?

-Lethien.

Diana zdziwiła się.
__________________________
-Doprawdy? Zielony Liść? Masz świadomość, że imię tego samego znaczenia nosi nikt inny jak sam książę Mrocznej Puszczy?

-Miałam okazję z nim o tym porozmawiać.

-Zazdroszczę ci. W przeciwieństwie do swojego ojca jest otwarty na innych elfów. Ale uważaj na niego, słyszałam, że też umie być jak ojciec.

A teraz przypomniałam sobie błękit jego oczu, złoto jego włosów.
Odpłynęłam na chwilę. Diana machnęła mi ręką przed oczami.

-Mae carven. -odpowiadam.

__________________________
Postanowiłam w jednej chwili przejść się po pobliskim lesie. Moja noga jest już w dobrym stanie, a rana przestała krwawić. Jestem gotowa, by ruszyć w świat.

...

Rozmarzyłam się kierując swój wzrok na płatki kwiatu o jasnoróżowej barwie. Ktoś podchodzi i kładzie rękę o moje ramię. Czy to Diana?

...
__________________________
-Legolas! Przestraszyłeś mnie! -krzyknęłam przestraszona. Widziałam, że zaczął się śmiać ze mnie, więc ukłoniłam się lekko przed nim.

-Co tu robisz? Chyba miałaś odpoczywać.

-A co ty tu robisz? Myślałam, że jako książę masz lepsze rzeczy do roboty.
Uśmiechnął się delikatnie.

-A ja myślałem, że w swoim pałacu nadzór mnie nie obowiązuje. -odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się robiąc krok do przodu. Legolas idzie za mną.
Jaki pajac! Co on chce!

-Masz w zwyczaju śledzić gości? -zapytałam go sarkastycznie, gdy on zrywał z gałęzi zwiędnięte kwiaty.

-Zależy jakich gości.
Mówiąc to, zobaczyłam jak zrywa kolejne kwiaty. Tym razem żaden z nich nie był zwiędnięty. Podszedł do mnie i wręczył mi bukiet z gracją. Kolor mięty bardzo mnie urzekł. Ostatni raz trzymałam kwiaty wiele lat temu.

-Hannad. -podziękowałam, jedną ręką trzymałam bukiet, drugą nerwowo kręciłam brązowe końcówki swoich włosów.

-Myślę, że na nas już czas.
Na te słowa dygnęłam z wdzięcznością, a on odszedł. Las opuściłam od razu po nim. Udałam się pewnym krokiem do pałacu, mimo ciągłego bólu mojej rannej nogi.

Be my princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz