13.

730 48 5
                                    


Cene

Wróciłem do pokoju po śniadaniu. Wciąż lekko kręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji. Podczas posiłku Lara co chwila się do mnie uśmiechała, a ja nie potrafiłem nie odwzajemniać jej gestów. Rodzice patrzyli na nas podejrzanie, a Domen, który jako jedyny wiedział co się miało dziać poprzedniej nocy uśmiechał się pod nosem. Na szczęście powstrzymał się od wszelkich sugestii przed rodzicami. Jednak gdy tylko wszedłem do pokoju od razu zaczął ten temat.

- Napisałem już do Petera, że opuściłeś zacną grupę prawiczków - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu - Co prawda jako ostani z nas, ale i tak jesteśmy z ciebie dumni - chyba chciał mnie przytulić, ale szybko się od niego odsunąłem. 

- Skąd wiesz, że opuściłem? Jeszcze nic ci nie powiedziałem - czułem, że zaczynam się rumienić. Dlaczego czułem się zawsze jak najmłodszy i najmniej ogarnięty z Prevców?

- Widziałem jak się do ciebie szczerzyła dzisiaj na śniadaniu. Wyglądała na zadowoloną, dobra robota braciszku - mimowolnie się uśmiechnąłem na te słowa. 

- Będę u niej mieszkał podczas studiów w Lublanie - powiedziałem, a Domen spojrzał na mnie zdziwiony.

- Przeprowadzasz się?! 

- Nie mów, że będziesz za mną tęsknił? - zapytałem z powątpiewaniem. 

- No pewnie, że będę! Z kim się teraz będę droczył?

- Masz jeszcze Nikę i Emę - opowiedziałem z uśmiechem, ucieszyło mnie to, że może mu mnie brakować. 

- One są moimi księżniczkami, a ty to ty, Cene - wybuchnąłem śmiechem.

- Nie jestem twoim księciem? - popatrzył na mnie z politowaniem.

- Najpierw Peter, teraz ty... Będziesz nas odwiedzał, nie? Bo Peter już prawie nie ma dla mnie czasu, tylko Mina to i Mina tamto... - to akurat była prawda, mój starszy brat oszalał i nie było już dla niego ratunku. 

- Wyobraź sobie Minę w ciąży - oboje zaśmialiśmy się, ale był to śmiech przez łzy. Dwa miesiące temu Peter oświadczył się Minie i teraz gdy tylko się spotykamy ona nie gada o niczym innym tylko o sukience i ilości małych diamencików na niej. A co jest najgorsze nasza mama też wkręciła się w ten cały ślub prawie tak samo jak narzeczona Petera. Wesele dopiero za dwa lata, więc chyba oszalejemy do tego czasu. A później pewnie przyjdzie czas na dziecko i wylądujemy wszyscy w szpitalu psychiatrycznym zadręczeni paplaniem Lavtizar o kolkach, pampersach i takich tam. 

- Lepiej opowiedz mi jak tam było z Larą? Oby ona była lepsza od Miny - rzuciłem mu mordercze spojrzenie. Jak on w ogóle śmiał porównywać moją Larę z Lavtizar?! 

- Jest 100 razy od niej lepsza! 

- Wpadłeś po uszy, braciszku - powiedział rozbawiony.

- Chyba muszę się z tobą zgodzić - odpowiedziałem niechętnie.

- A teraz więcej szczegółów z wczorajszej nocy poproszę! 

- Było cudownie. Dałem radę - spojrzał na mnie jakbym się urwał z choinki. 

- Gratulacje! Dałeś radę zrobić to co miliony ludzi robi codziennie - zaśmiał się, a moje policzki znów zrobiły się czerwone. 

- Miliony milionami, ale wiesz jaki ja jestem - naprawdę byłem zaskoczony, że ostatnią noc mogłem zaliczyć do najlepszych w moim życiu. Spodziewałem się katastrofy. 

- Jesteś świetny, Cene - spojrzałem na niego zupełnie zmieszany - Po prostu nigdy nie wierzysz w siebie - usiadł obok mnie na łóżku - Tak samo jest ze skokami. Myślisz, że jesteś najgorszy z nas, a tak naprawdę masz potencjał, żeby być najlepszym. Musisz nabrać pewności siebie.

- Może gdybyś całe życie się ze mnie nie śmiał to bym był pewniejszy siebie - odpowiedziałem z przekąsem, choć słowa brata bardzo mnie wzruszyły. 

- Czy ja jestem jakimś pierdolonym coachem czy twoim bratem?! 

- Zgaduję, że bratem - odpowiedziałem odkrywczo.

- No właśnie! A bracia są od tego, żeby wyśmiewać, droczyć się i zawsze robić obciach - to była jego dokładna instrukcja co ma robić jako mój brat.

- A nie mógłbyś częściej być pierdolonym coachem? 

- To się tylko zdarza raz na sto lat, ale skoro już mamy taki wyjątkowy dzień dzisiaj to powiem to teraz, żebyś widział na kolejne sto lat. Kocham cię, braciszku - tych słów nigdy już nie spodziewałem się od niego usłyszeć, łzy zebrały się w moich oczach. Przytuliliśmy się do siebie, jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi. 

- Ja ciebie też, Domiś - mama zawsze go tak nazywała jak był jeszcze małym chłopcem. Wtedy zawsze się denerwował, ale teraz tylko mocniej przycisnął mnie do siebie. 

- Ekhm... Chyba wam przeszkadzam - usłyszeliśmy głos Lary i natychmiast się od siebie odsunęliśmy. 

- Hej Lara - powiedział Domen i o dziwo uśmiechnął się do niej ciepło. Robił to bardzo rzadko, tylko w stosunku do ludzi, na których mu zależało - Przepraszam za to co powiedziałem ostatnio. Coś mi odwaliło i chciałem wszystkich atakować - przyjrzałem się mu dokładnie. Wyglądało na to, że mówił szczerze. 

- Nic nie szkodzi - Lara obdarzyła go pięknym uśmiechem - Mam nadzieję, że wpadniesz do nas na obiad - dodała i podeszła do mnie. Nagle spojrzała na mnie niepewnie jakby nie wiedziała czy powinna wspominać o przeprowadzce.

- Powiedziałem mu - szepnąłem jej do ucha - Jednak najgorsze przed nami - dodałem mając oczywiście na myśli rodziców, a szczególnie mamę. 

- Chętnie wpadnę. Może wezmę ze sobą jedną z moich trzynastu dziewczyn! - cyniczny Domen wrócił, a ja odetchnąłem z ulgą. Już myślałem, że coś się z nim nie tak.

***

Hej Kochani!

Został jeszcze tylko jeden rozdział do końca opowiadania. 

Dziękuję za czytanie! Zachęcam do komentowania!

Buziaki!

The Worst - Cene PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz