Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Szczęście w nieszczęściu, że miałem okazję tego doświadczyć na własnej skórze.
Będąc w podstawówce, uchodziłem za dość ważną personę w klasie. Nie byłem osobą z najwyższymi wynikami w nauce ani osobą, która wybitnie dokuczała słabszym. Ale przez to, że byłem po prostu dla ludzi, to oni lubili moje towarzystwo. Raczej się ze mnie nie śmiano. Mówię „raczej", bo był pewien epizod, gdzie musiałem posiłkować się pomocą nauczycieli, aby pozbyć się natrętnego dzieciaka z klasy wyżej. Nie wstydziłem się prosić o pomoc nauczycieli w przeciwieństwie do własnej mamy. Znałem swoją wartość i możliwości, a do bitki byłem akurat ostatni. Tak więc poszedłem do sił wyższych i mój prześladowca się odpieprzył.
A potem umarł mi tata i życie zweryfikowało listę znajomych. Zostali tylko ci prawdziwi, na których mogłem polegać. Will i Amanda. Michael. Moja święta trójca. Każdy z nich wystrzelony w inną gwiazdę. Will, dajmy na to, był raczej chłopem prostolinijnym. Coś było albo czarne, albo białe. Potrafił dać w pysk, kontrowersyjnie wypowiadał się na wiele tematów i piął się po szczebelkach edukacji jako dupek. Amanda to jego dziewczyna. Marzyła jej się praca w show-biznesie. Cokolwiek to oznaczało, a oznaczać mogło wiele. Zależy od dnia, gdy o to pytasz. Para stworzona do rzeczy wielkich ogólnie.
Michael to inna bajka. Facet z marginesu społecznego. Lubił otwarte związki, nie bawił się w nic stałego. Co oznaczało, że zmienił kierunek studiów już trzykrotnie. Ale uwielbiałem go. W zasadzie z paczki znajomych mogłem nazwać go najlepszym przyjacielem. Dla mnie nigdy nie był okrutny, jak to bywało z jego byłymi. To przez niego pierwszy raz zapaliłem trawkę. To on zapoznał mnie z Lisą, a potem mnie za to przepraszał.
Akceptował moje podejście do związków, kompletnie odwrotne do jego. Tak samo, jak ja akceptowałem tę dziwną poligamię. Więc gdy nie udało mi się z Lisą, Michael poczuł się dotknięty. Za nic go nie winiłem, przecież ludziom nie wychodzi nawet po dekadach wspólnego życia. Chociaż może to nie o to akurat się martwił.
– Yo!
Odwróciłem głowę podczas biegu na bieżni, żeby dostrzec Willa wskakującego na drugą maszynę obok. Czarna bokserka opinała jego wyrzeźbione ciało, na które zapewne śliniło się pół rocznika na studiach. Zazdrościłem mu doświadczeń, bo ja nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić niczego, co on o nich opowiadał.
– Yo – odpowiedziałem, wracając do patrzenia przed siebie na basen za przeszkloną ścianą.
– Wyglądasz słabo – stwierdził, rozpoczynając bieg.
– Spróbuj zapierdalać w pracy fizycznej, męczyć się z klientami i ich odpałami, a wtedy mów mi, jak powinienem wyglądać.
– Milusi do porzygu – zaśmiał się. – Może imprezka w weekend? Kumpel z warsztatów coś organizuje. Wyluzowałbyś chociaż jeden weekend.
Propozycja wybitnie kusząca. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz piłem alkohol. Chyba z rok temu, gdy przyszedł list z wezwaniem do spłaty długów, których narobił mój ojciec. Zachlałem wtedy tak bardzo, że zapomniałem, jak się nazywam, a kac trzymał mnie dwa dni. Wiedziałem, że to koniec z edukacją i początek ciężkiej pracy. Nie spodziewałem się jednak, że za rok będę cieniem samego siebie. Bez dziewczyny, bez Michaela obok, bez perspektyw na zmiany. Picie wiązało się z konsekwencjami, a ja pracowałem praktycznie siedem dni w tygodniu i nie mogłem sobie pozwolić na niedyspozycję. Szef by mnie zatłukł.
– Zastanowię się – odpowiedziałem wymijająco.
Rozum podpowiadał odmowę, a serce pragnęło się zabawić. Jak inne dziewiętnastolatki. Zostawiłem sobie furtkę, którą przez kolejne dni miałem przejść lub nie.
CZYTASZ
Zasłyszane wyznanie //bxb//✔
Romance"Nikolaiowi Olsenowi zdawało się, że jest stuprocentowym hetero, bo nigdy nie musiał zastanawiać się nad swoją orientacją. Kochał dziewczynę, która złamała mu serce i pogrzebała je na nowe miłostki. Dlatego, gdy siostra popycha go ku nowym romansom...