19. Księżyc I Gwiazdy

1.9K 211 40
                                    

-Czerwony- odparł w końcu po dłuższej ciszy. Zanotowałem w głowie tą informację, oczekując o co on mnie zapyta- a twój?

-Czarny- byłem naprawdę zadowolony, że zdecydował się zagrać. Myślę, że to jedyny realny sposób na lepsze poznanie siebie nawzajem. Chociaż nie wiem, czy on ma potrzebę poznania mnie bliżej, potrzebę znajomości czegoś więcej niż mojego imienia, nazwiska czy tego, że, jego zdaniem, jestem irytujący. I prawdopodobnie nachalny. - Ulubiona liczba?

-Cztery. A twoja?

Spodziewałem się tego, że nie to ja będę "prowadził" grę. Nie miałem mu tego za złe, w żadnym wypadku.

-Sześć.

Gra toczyła się i toczyła; pytałem o najzwyklejsze rzeczy, jakieś z pozoru  nieznaczące szczegóły. Aż w końcu Mark sam zadał pytanie, co mnie zdziwiło, ale i ucieszyło zarazem. Mimo iż było tak samo nieznaczące jak wszytko poprzednie.

-Masz jakieś zwierzę?

-Mam psa- odparłem- wabi się Max.

-Tez miałem kiedyś psa. Melanie. Ale nagle w trzeciej gimnazjum moja matka stwierdziła, że ma alergie- patrzył beznamiętnie w przestrzeń- tak naprawdę ja wiem, że chodziło jej o to, że mam skupić się na nauce.

-A co pies w tym przeszkadzał?- zmarszczyłem brwi. Wiedziałem, że z jego matką jest coś nie tak.

-Potrafiłem wyjść z nią na pół dnia. A miałem się uczyć. W końcu liceum i takie tam- westchnął. Po chwili jego wzrok jakby wrócił do rzeczywistości, speszył się trochę jakby powiedział za dużo. Czyli jednak Mark Tuan ma jakieś problemy... - nieważne. Kończymy tą grę? Znudziłem się.

-Jasne. To co teraz?

-Umm...- chłopak spojrzał na swoje dłonie splecione na kolanach- A m..możemy pójść na s.. spacer? Z Max'em? - podniósł na mnie wzrok. W jego oczach widziałem prośbę, i ani myślałem się nie zgadzać.

-Pewnie ze tak- wyszczerzyłem się i wstałem. Dobrze, że zabrałem swoje klucze, bo zapewne mama juz spała. Była dwudziesta pierwsza, a właściwie po.

Max był zawsze skory do spacerów, może dlatego, że nie wychodził na nie często- bo dwa razy dziennie i to na dosłownie chwile, tak by załatwił to co musi. Poza tym tylko mama z nim wychodziła, ja nie często to robiłem.

Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Było już ciemno, granatowe niebo usiane gwiazdami tworzyło cudowną atmosferę. Całym sobą pragnąłem złapać go za rękę, objąć. Pocałować. Ale nie było mi to dane, wiedziałem, że gdybym to uczynił, Mark znowu by się zamknął, albo nawet uciekł ode mnie i nigdy się nie odezwał.

Szliśmy w ciszy, dzieliło nas jakieś pół metra. On zawsze utrzymywał pewną odległość między nami. Była taka, że nawet gdy oboje mieliśmy ręce spuszczone wzdłuż ciała, nigdy się nie dotykały. Nigdy.

-Daleko mieszkasz? - ciszę która ani przez chwilę nie była niekomfortowa, przerwał spokojny głos chłopaka.

-Nie, będziemy za jakieś dziesięć minut. - w tym momencie przechodziliśmy obok szkoły. Spojrzałem na jej budynek pogrążony w ciemności. - wygląda dziwnie, co nie? - zatrzymałem się z rękoma w kieszeniach. - chciałbym wejść do niej kiedy nikogo tam nie ma.

-Mhm. To mogłoby być ciekawe. - mruknął także patrząc na budynek naszej szkoły.

Po krótkiej chwili, podczas której przyglądaliśmy się tej placówce, ruszyliśmy dalej. Droga minęła nam już w całkowitej ciszy. Zastanawiałem się co Mark by zrobił, gdybym złapał go za rękę. Moje serce waliło jak oszalałe. Prawdopodobnie potem bym tego żałował, chociaż gdybym tego nie zrobił to także bym żałował.
Wybrałem bezpieczniejsze wyjście i trzymałem dłonie w kieszeniach.

W końcu stanęliśmy pod moim blokiem. Nie widziałem by światła w mieszkaniu się paliły, miałem nadzieję, że mama śpi.

-Idziesz ze mną czy czekasz tutaj? - zapytałem. Mark rozejrzał się wokół z przestrachem. Było ciemno, prawie pusto i pewnie dla niego dość strasznie.

-Chyba jednak pójdę z tobą- odparł patrząc na grupkę nastolatków idących w naszą stronę. Był piątek i pewnie szli na jakąś imprezę.

-To chodź- otworzyłem drzwi i wpuściłem go przodem. Skierowaliśmy się na schody, a po kilku minutach staliśmy pod mieszkaniem.
Odkluczyłem drzwi i pokazałem blondynowi by był cicho, a następnie weszliśmy do środka.

Max od razu wybiegł na korytarz, z postawionymi uszami nasłuchiwal kto to.

-Max- przywołałem go cicho i ukucnąłem. Zwierzak od razu do mnie podbiegł, merdając ogonem. Gdy ja sięgałem smycz, pies zaczął obwąchiwać Tuana. Chłopak wyciągnął w jego stronę rękę i pogłaskał po głowie.

Zapiąłem mu smycz do obroży i wyszliśmy. Droga na dół była szybsza, bo Max strasznie ciągnął.
Gdy opuściliśmy klatkę, chłód ponownie owiał nasze ciała.

Podniosłem dłoń z trzymaną smyczą, wzrokiem pytając Marka czy chce go potrzymać. On tylko uśmiechnął się szeroko prawdziwym szczęściem i złapał za smycz przy okazji muskając moją rękę. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

Ruszyliśmy przed siebie. Nie mieliśmy raczej określonego kierunku podróży, po prostu szliśmy nie myśląc o tym.

W ten sposób dowiedziałem się kolejnej rzeczy o Marku. Chłopak naprawdę kochał zwierzęta, a przynajmniej psy. Nawet w jego ruchach było widać radość. Co chwila pochylał się by pogłaskać Max'a, albo mówił do niego, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Był tak swobodny jak jeszcze nigdy.

Po około godzinie przysiedliśmy na jednej z ławek którą zauważyliśmy w pobliżu. Mark ponownie pochylił się do psa by podrapać go za uchem, a Max był wniebowzięty.
Patrząc tak na nich zauważyłem, że chłopak nieco drży. Zdjąłem swoją bluzę i zarzuciłem na jego ramiona. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale tylko wzruszyłem ramionami.

-Będzie ci zimno- wyprostował się chcąc zdjąć bluzę, ale złapałem go za nadgarstek i oddaliłem jego dłoń od materiału.

-Zostaw. To ty trzęsiesz się jak osika, nie ja.

Wtedy dał juz spokój i owinął się szczelniej materiałem. Oparł się o oparcie ławki i spojrzał w niebo, a ja poszedłem w jego ślady. Było naprawdę piękne.

-Nie wiem jak ty, ale ja nigdy nie mogę znaleźć tych gwiazdozbiorów. - powiedziałem od razu.

-To proste. Spójrz. Musisz najpierw znaleźć gwiazdę polarną. To ta, która świeci najbardziej. Przyjrzyj się dokładnie. Czasami trzeba się skupić i przyjrzeć, by dostrzec niektóre rzeczy.

Chłopak cały czas mi tłumaczył, zapatrzony w niebo, a ja co chwila zerkałem na jego twarz. Była piękna, szczególnie w świetle księżyca. Pomyślałem sobie, że mógłbym oglądać tą twarz juz do końca życia.



980 słów bez notki! Woo, już dawno nie było tak długiego rozdziału.
Ostatnio wena mi dopisuje, wiec możecie spodziewać się rozdziałów!

Do następnego ♡!

✔️My Shy Boy/Markson  <poprawiane>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz