2: Przestrzeń osobista

576 65 101
                                    


- I nie zapytałeś jej jak się nazywa? - Maya odezwała się przez telefon, brzmiąc jednocześnie na rozbawioną i lekko podirytowaną moją głupotą.

- Miałem już dość - jęknąłem - Za dużo ciosów naraz. Ale nie powiedziała, że na pewno...

- I co zrobisz?

- A co mam niby zrobić? Będę jak zawsze żył sobie swoim życiem, umierając po trochu każdego dnia. Tyle, że teraz będę musiał dzielić się moją łazienką i łóżkiem.

- Łóżkiem?! - nie wiem czy Maya wybuchnęła śmiechem, czy wykrzyknęła z przerażeniem.

- Uh. W sensie, że piętrowym - przywróciłem oczami.

- I kiedy się wprowadzają?

- Nie wiem. Przecież ci mówiłem, że o nic nie pytałem, tylko poszedłem do pokoju - westchnąłem - A jak będzie chciał spać na górze?

- To twoje łóżko, masz coś chyba do powiedzenia.

- Mhm.

- Myślisz, że to może być Alex, co?

- Huh?! - z wrażenia aż usiadłem i zaraz zwinąłem się z bólu, kiedy przywaliłem głową w sufit - Nie pomyślałem o tym... Ale mowy nie ma. Moi rodzice na pewno nie przyjaźnią się z takimi burżujami.

- No nie wiem, zawsze jest szansa - dosłownie słyszałem uśmiech dziewczyny przez telefon - Co wtedy zrobisz?

- Umrę - odpowiedziałem bez zastanowienia, czując jak robi mi się niedobrze ze stresu. Wbiłem wzrok w sufit, który znajdował się zdecydowanie za blisko. A poważnie, co wtedy zrobię?

***

Cóż, nie umarłem. Ale odczucie było podobne.

Kiedy zobaczyłem, że w ślad za jakąś elegancko wyglądającą kobietą i wysokim, naznaczonym już siwizną mężczyzną, wszedł do salonu ciemnowłosy chłopak o tak dobrze mi znanych rysach twarzy, poczułem jak coś zaciska mi się w żołądku a dłonie momentalnie stają się wilgotne od potu.

Moi rodzice zaprosili całą trójkę na kanapę, a ci najpierw podeszli do mnie, żeby się przywitać.

- Cześć, Alec, jestem Dorota - kobieta uścisnęła mi dłoń, uśmiechając się szeroko - twoi rodzice dużo mi o tobie opowiadali. Podobno dobrze się uczysz.

- Uhm, dzień dobry - bąknąłem pod nosem, nie bardzo przywiązując wagę do jej słów i tylko starając się nie podnosić wzroku, żeby przypadkiem nie natknąć się na spojrzenie Alexa.

- Ja jestem Marcin - wysoki mężczyzna uścisnął mi dłoń - Masz na imię jak nasz syn, łatwo zapamiętać.

Uśmiechnąłem się wymuszenie. Tak naprawdę nie miał racji. Alex miał naprawdę na imię Aleksander a ja Alec, więc tylko zdrobnienie brzmiało podobnie.

- Hej - odezwał się w końcu chłopak, stając przede mną i wyciągając dłoń niepewnym gestem.

- Nie zachowuj się jakbyś chciał się przedstawić. Przecież cię znam - zmarszczyłem brwi, dziwiąc się, że miałem odwagę odezwać się tak bezczelnie. Chyba te wszystkie emocje już mnie przerastały.

- Aa, no tak. Sorry... - chłopak opuścił rękę, wyglądając na zmieszanego.

W końcu wszyscy usiedliśmy do stołu. Ja piłem herbatę, reszta wino i piwo. Nawet Alex nalał sobie lampkę. Zmarszczyłem nos odruchowo - nie znosiłem zapachu alkoholu i myśl, że chłopak będzie nim teraz śmierdział odrzucała mnie. I to było zupełnie normalne, że idealna wizja Alexa zacznie się od teraz rozpadać na moich oczach. Zacząłem się bać. Bo co się stanie jeśli rzeczywistość odrze chłopaka z tych jego wierzchnich warstw i moim oczom ukaże się człowiek z krwi i kości, z wciąż ślicznymi błękitnymi oczami i w dodatku tak blisko mnie?

TruskawkowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz