4: Stawianie czoła lękom

442 55 16
                                    


- ...ec. Alec? Hej - poderwałem gwałtownie głowę, kiedy Alex pomachał mi dłonią przed oczami.

- C-co? - zapytałem, starając się za wszelką cenę uspokoić oddech.

Od piętnastu minut czekaliśmy w długiej kolejce do największej i najszybszej kolejki w parku. Choć za wszelką cenę starałem się nie dać tego po sobie poznać, te piętnaście minut doprowadziło mnie na granice mojego zdrowia psychicznego. Tylko siłą woli powstrzymywałem swoje dłonie przed drżeniem. I z każdą kolejną minutą było gorzej, biorąc pod uwagę, że kolejka skracała się i ledwie kilka osób stało teraz przed nami. Mieliśmy pojechać następnym transportem do piekła.

Ok, może dramatyzowałem. Jednak lęk wysokości, w połączeniu ze zwykłym, naturalnym strachem przed zawrotną szybkością robił swoje i powoli zaczął zmieniać zupełnie mój zdrowy osąd rzeczywistości.

- Hej... jeśli się boisz, to nie musimy iść - odezwał się Alex z czymś na kształt troski w głosie, dotykając mojego ramienia. Zauważyłem ostatnio, że chłopak miał chyba w nawyku dużą ilość kontaktu fizycznego, bo czasem robił coś takiego odruchowo, zapominając o moich słowach z wcześniej. Potem zwykle reflektował się i natychmiast odsuwał. Tym razem jednak najwyraźniej nawet nie zauważył, co robi. Jego mina wyrażała zupełną powagę. Do tego przygryzł wargę nerwowo. A więc mówił poważnie.

- Teraz? - mruknąłem tylko - Po całym tym czekaniu? Mowy nie ma. Poza tym chcę się przejechać. Mam tylko lekką tremę - uniosłem wymuszenie jeden kącik ust.

- Następne dwadzieścia osób! - rozległ się wtedy donośny głos mężczyzny odpowiedzialnego za pomaganie ludziom zapiąć i odpiąć pasy. Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej.

- Chodź, nasza kolej - odezwałem się do Alexa i pociągnąłem go ze sobą za rękaw, ignorując narastającą we mnie panikę.

- Ręce ci się trzęsą - usłyszałem zmartwiony głos chłopaka. Natychmiast puściłem jego rękaw. Wzruszyłem ramionami.

- Trochę się boję - uśmiechnąłem się nerwowo - Jak każdy - dodałem.

W końcu usiedliśmy na miejscach obok siebie i zapięliśmy pasy. Mężczyzna z wcześniej sprawdził zapięcia. I wagony ruszyły.

Cóż, jak na razie, ruszyły powoli. Minuty ciągnęły się, gdy kolejka wznosiła się mozolnie do góry, aż w końcu zatrzymała się tuż przed nagłą zmianą kierunku szyn. Teraz zamiast w górę, prowadziły one niemal pionowo w dół. Przełknąłem ślinę i żeby oderwać wzrok od odległej ziemi, spojrzałem na Alexa.

Chłopak patrzył na mnie z niepewnym wyrazem twarzy.

- Alex - odezwałem się w końcu - Boję się jak cholera - przyznałem.

A potem kolejka ruszyła prosto w stronę ziemi pod nami.

Cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Zobaczyłem pod stopami niebo, potem fragmenty szyn i przebłyski zielonej trawy. Potem już nic nie widziałem, bo zacisnąłem powieki, modląc się jedynie w duchu, żeby to już się skończyło. Miałem wrażenie, że serce podjeżdża mi do gardła a na płuca napiera jakiś ogromny ciężar i już miałem uznać jazdę za najgorsze doświadczenie w moim życiu, kiedy poczułem na zaciśniętej z całej siły na uchwycie dłoni, ciepły mocny uścisk. Nie musiałem nawet zastanawiać się do kogo należała druga dłoń, dotyk i temperatura ciała były mi zbyt znajome po pierwszej nocy, którą Alex spędził przecież w moim łóżku, przytulony do mnie.

Chłopak zacisnął mocno palce na mojej dłoni w geście dodającym otuchy. W poszukiwaniu jakiegokolwiek pocieszenia w tak traumatycznej sytuacji, odważyłem się puścić uchwyt siedzenia i splotłem palce z palcami Alexa w mocnym uścisku.

W ten sposób dotrwałem do końca jazdy. Nawet, gdy kolejka wreszcie zatrzymała się, nie poruszyłem się ani nie otworzyłem oczu jeszcze przez długi czas. W końcu pracownik kolejki kazał nam wysiąść. Wciąż nie otwierając oczu, w obawie przed atakiem mdłości, wstałem z siedzenia a Alex, nie puszczając mojej dłoni, pociągnął mnie do wyjścia.

- Wszystko w porządku? - chłopak spytał, kiedy w końcu zeszliśmy na ziemię i usiedliśmy na jakiejś ławce. Nie odważyłem się odezwać ani pokręcić głową, z całej siły walcząc z mdłościami - O Boże, przepraszam! Ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że nie chcesz iść? - Alex brzmiał na niezwykle przejętego.

- Chciałem stawić czoła swoim lękom ...? - mruknąłem wreszcie, kiedy wirowanie w głowie odrobinę ustało i zyskałem trochę pewności, że chyba nie zwymiotuję. Tak przy okazji, gadałem zupełne głupoty. Najzwyczajniej w świecie nie chciałem wyglądać na tchórza przy Alexie. Nie interesowało mnie przełamywanie swojego strachu.

- Mówisz serio? - chłopak najwyraźniej nie nabrał się na moją głupią wymówkę. Cóż, nie dziwiłem się temu, skoro widział mnie teraz w takim stanie.

- Nie chciałem cię ograniczać - spróbowałem.

- Mogłeś poczekać na dole - chłopak zmarszczył brwi.

- Nuda - wzruszyłem ramionami. Już czułem się znacznie lepiej, więc wstałem i uśmiechnąłem się - Chodźmy teraz na coś fajnego - powiedziałem.

- Fajnego? - chłopak uniósł brwi, patrząc na mnie podejrzliwie. Chyba obawiał się, czy znowu się w coś nie wpakuję.

Odpowiedziałem tylko szerokim uśmiechem.

***

Cóż. Alex na pewno nie spodziewał się czegoś takiego po usłyszeniu słowa "fajne", ale po jego szerokim uśmiechu, wyraźnym rozbawieniu i błysku w oczach, widziałem, że potrafił się odnaleźć też w takiej dziecinnej zabawie. Przeszliśmy się na zasilane elektrycznie samochodziki, które być może z perspektywy znudzonego rodzica, obserwującego jak jego dziecko jeździ autkiem w kółko, nie wyglądały zbyt zachęcająco, jednak z punktu widzenia dwóch nastolatków, których niezwykle bawiło rozpędzanie się tak bardzo jak to tylko możliwe i zderzanie się z impetem z zagubionymi dziećmi i sobą nawzajem, nie wydawały się już takie nudne. W końcu wszystkie dzieci zniknęły z areny, zabrane przez drżących o ich życie rodziców, a ja i Alex nie mogliśmy opanować śmiechu, widząc ich miny. Szczególnie, że dzieci wyrywały się, chcąc dalej się bawić, bo zderzanie się okazało się i dla nich znacznie ciekawsze niż bezcelowe krążenie w kółko.

Kiedy samochodziki znudziły nas, postanowiliśmy coś zjeść. Siedząc w niewielkiej restauracji i śmiejąc się razem z Alex'em na wspomnienie wyraźnego horroru w oczach pewnej kobiety, która siłą wyszarpnęła z autka dziecko i zmierzyła nas najbardziej pogardliwym spojrzeniem jakie można sobie wyobrazić, dotarła do mnie w końcu myśl, że właśnie spędzam sobie niezwykle miłe niedzielne południe w towarzystwie chłopaka, do którego parę dni wcześniej nie śmiałem się odezwać. Myśl zdawała się zbyt nierealna. I najprawdopodobniej taka właśnie była. Bo coś takiego nie mogło być niczym więcej niż snem, czy jedną chwilą wydartą szczęśliwym trafem rzeczywistości. Dlatego kiedy w poniedziałek następnego dnia poszedłem do szkoły, nie zrobił na mnie żadnego wrażenia fakt, że aż do powrotu do domu nie zamieniliśmy z Alex'em ani jednego słowa.

TruskawkowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz