7: Może byłem przewrażliwiony

440 50 94
                                    


- Mmm... Chris. Muszę wracać do domu... - jęknąłem lekko poirytowany. Nie wiem czy dlatego, że musiałem już wracać, żeby nie martwić rano rodziców, czy dlatego, że w pełnej ludzi knajpie i tak nie mogliśmy z Chrisem zrobić nic poza całowaniem się.

- Uh, no weź... Obaj mieliśmy zły dzień. Możemy się nawzajem pocieszyć - powiedział chłopak cichym, niskim głosem, niemal wprost do mojego ucha, po czym wrócił do całowania mnie w usta.

- Mm... czemu niby mój dzień był zły...? - mruknąłem. Zamroczony alkoholem umysł działał dwa razy wolniej.

- Bo twój słodziak dowiedział się, że masz dziwnych przyjaciół - usłyszałem odpowiedź, zdławioną przez rozbawienie w głosie Chrisa.

Uh. Alex...

- Musiałeś mi przypominać? - jęknąłem, po czym chwyciłem za kołnierz koszulki niższego chłopaka i przyciągnąłem go do kolejnego pocałunku, w który wlałem swoją irytację i zmartwienie, gryząc wargi przyjaciela. Dłuższy czas całowaliśmy się, otumanieni drinkami i głośną muzyką, schowani z kącie pomieszczenia. Pewnie gdybyśmy byli trzeźwi, nie robilibyśmy tego. W końcu byliśmy przyjaciółmi i nigdy nie zamierzaliśmy tego zmieniać. Od czasu do czasu jednak zdarzało nam się pocałować, czy nawet przespać ze sobą, kiedy akurat obaj byliśmy wolni i mieliśmy okazję lub po prostu byliśmy pijani. Nie miało to jednak nigdy żadnych konsekwencji, podobało nam się tak, jak było. Całowanie Chrisa nie wywoływało we mnie żadnych większych emocji. Było przyjemne, umiarkowanie podniecające i dawało pewne poczucie bezpieczeństwa - Naprawdę muszę wracać - odezwałem się niechętnie, kiedy chłopak wsunął ręce pod moją koszulkę - Poza tym, nie możemy tu tego zrobić - mruknąłem.

- Eh... niestety - Chris obdarzył mnie zbolałym spojrzeniem - No to chodźmy - powiedział, odsuwając się ode mnie i wyciągając rękę w moją stronę. Złapałem ją i uśmiechnąłem się do przyjaciela - No i powodzenia z tym twoim współlokatorem - uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy.

***

Wślizgnąłem się do pokoju, kiedy niebo zaczęło już szarzeć i dało się słyszeć pierwsze odgłosy miasta budzącego się do życia. Lekko się potykając, ciągle zamroczony alkoholem, dotarłem do łóżka i ostrożnie położyłem się na nim, nie chcąc skrzypieniem drewna obudzić przypadkiem Alexa. Choć byłem pijany i zmęczony, wiedziałem, że nieprędko zasnę. Obawa przez jutrem, irytacja na całą sytuację i fakt, że w końcu nie mieliśmy okazji zrobić z Chrisem czegoś więcej żeby pozbyć się stresu i frustracji. To wszystko naraz wypełniło moją głowę, uczucie niepokoju i rozdrażnienia rozlało się po moim ciele, spinając mięśnie.

Przewróciłem się na bok i chwyciłem za włosy. Po nie więcej niż paru sekundach, przewróciłem się na drugi bok. I znowu. I jeszcze raz. Westchnąłem. Słońce zaczynało już rozjaśniać niebo na różowo, a ja wciąż nie mogłem zasnąć.

Bałem się co myśli o mnie Alex. Wkurzałem się, że nie zdążę zasnąć przed świtem. W miarę powolnego trzeźwienia, głowa zaczynała mnie boleć a gardło i usta stawały się suche. Byłem zły na Michała. Byłem nawet trochę wkurwiony na Chrisa. I na ludzi, którzy byli w tamtej knajpie. I na szkołę, bo zaczynała się za trzy godziny. Na rodziców, bo pewnie będą mnie pytać, gdzie byłem. Na słońce, bo wstawało. I nawet na siebie, bo tak bardzo obchodziło mnie to, co sądzi o mnie jakiś właściwie obcy facet.

Chyba udało mi się odpłynąć na jakieś parę minut, kiedy do mózgu wdarł mi się dźwięk budzika Alexa, brutalnie wyrywając mnie z płytkiego jeszcze snu. Jęknąłem i zagrzebałem się w pościeli, zatykając uszy. Chwilę później dobiegło mnie z góry skrzypnięcie. Alex wstał i schodził po drabince. Nagły przypływ adrenaliny rozbudził mnie zupełnie. Mimo to nie poruszyłem się, udając, że śpię.

TruskawkowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz