1: Definicja popularności

1K 70 91
                                    


Tłum rozwrzeszczanych dzieciaków z biegiem lat zmienił się w nieco bardziej rozdrobnione, trochę mocniej utrwalone grupki rzekomych indywidualistów. Znudzona grupa nastolatków stała pod drzwiami sali języka angielskiego, ziewając i od czasu do czasu wymieniając niemrawo parę słów. Tylko jedna grupka, a dokładniej jedna osoba, zdawała się nieco bardziej wyróżniać i nieco bardziej żyć w ten zwykły, poniedziałkowy poranek.

Ciemnowłosy chłopak w zestawie najmodniejszych ciuchów, z pewnym siebie uśmiechem na ustach i najnowszym iphonem w ręce, opowiadał coś wesoło otaczającemu go tłumkowi osób. Nawet ci stojący na uboczu jak ja, zwracali na niego uwagę. Oto przed moimi oczami stało doskonałe wcielenie idei człowieka popularnego.

Ładna, ale nie przesadnie dziewczęca twarz, charyzma - prawdopodobnie, bo właściwie niewiele zdarzało mi się z nim rozmawiać - sprawność fizyczna, oceny idealnie średnie i podążanie za najnowszymi trendami w ubiorze. Oto definicja. I jej doskonały przykład. Kim ten chłopak był tak naprawdę, pod tymi wszystkimi maskami i powierzchownymi cechami? Nikogo to nie interesowało.

Nie zazdrościłem takim ludziom jak on. A powinienem - usłyszałem kiedyś. W każdym razie ciągła walka i wyrzekanie się samego siebie, byle tylko nie wypaść z narzuconych ram - moim zdaniem gra nie warta była świeczki. Moje życie było zwyczajnie nudne. Prześlizgiwałem się przez nie niezauważony. Robiłem na co miałem ochotę bez myślenia o tym, jak to wpłynie na opinię innych na mój temat. I to wszystko nie dlatego, że byłem odważny, a jedynie dlatego, że nikogo i tak nie obchodziło moje życie. Byłem wolny z przymusu, czy może moja wolność przychodziła naturalnie, sama z siebie.

Toku moich myśli nie przerwał dzwonek. Nie tak łatwo było wybić mnie z wewnętrznego monologu. Nagłe poruszenie wokół mnie jednak częściowo przywróciło mnie do rzeczywistości. Wciskający się do klasy uczniowie swoją masą wepchnęli mnie na kogoś.

- Sorry - mruknąłem cicho, rzucając krótkie spojrzenie na osobę, którą potrąciłem. Uh.

- Nic się nie stało - rzucił jeszcze ciszej i jeszcze szybciej chłopak, nie zatrzymując na mnie dłużej wzroku. Naturalnie, najwyższa w klasowej hierarchii osoba nie miała czasu, żeby poświęcić komuś takiemu jak ja choć sekundę uwagi. Mimo tej świadomości i wszelkich racjonalistycznych sprzeciwów w mojej głowie, poczułem jak rumienię się a moje serce gwałtownie przyspiesza, kiedy poczułem przez chwilę ciepło drugiego ciała. Mimo tej całej sztuczności, chłopak wciąż robił na mnie wrażenie a jego uroda przyciągała mój wzrok. Byłem ciekawy, czy wiedział chociaż jak mam na imię.

- Uh, rusz się - usłyszałem chwilę później za plecami dziewczęcy głos - Ile jeszcze będziesz dochodził do siebie po tym, jak odezwał się do ciebie ten laluś? - niska blondynka zaczęła dźgać mnie w żebra, żebym wreszcie wszedł do klasy.

- Daj spokój - mruknąłem do przyjaciółki, kręcąc głową, ale jednocześnie nie mogąc zwalczyć rumieńca wciąż jeszcze barwiącego moje policzki. Weszliśmy w końcu do klasy i zajęliśmy nasze ulubione miejsca pod oknem. No, może moje ulubione, bo miałem dobry widok na "lalusia".

- Co ty widzisz w Alexie? - odezwała się Maya, kiedy nauczycielka wciąż nie pojawiała się w sali.

- Nie zrozumiesz - mruknąłem, marszcząc brwi z irytacją.

- Dla mnie dziewczyna musi mieć jakąś osobowość, wiesz? To nie jest tylko kwestia poziomu seksowności - dziewczyna przybrała wojowniczą postawę, jakby chciała przemówić mi do rozsądku.

- ...poziomu seksowności? - uniosłem brwi - Zdajesz sobie sprawę jak głupio to brzmi?... W każdym razie... przecież się w nim nie kocham czy coś. Po prostu... nie jestem obojętny na jego urodę.

- Hm. Naprawdę jest taki śliczny? - Maya westchnęła.

- Mhm - odpowiedziałem lakonicznie, wzruszając ramionami.

***

- Chyba żartujecie? - zapytałem, wciąż jeszcze nie będąc w pełni w stanie przyjąć informacji do wiadomości.

- To nasi dobrzy przyjaciele - mama posłała mi błagalne spojrzenie.

- Jacyś obcy ludzie będą mieszkać z nami przez rok? Przez rok?! - nie mogłem uwierzyć, że mój święty spokój, który tak bardzo sobie ceniłem, miał zostać zachwiany, bo jakimś znajomym moich rodziców, których nigdy na oczy nie widziałem, spalił się dom.

- Musisz zrozumieć ich ciężką sytuację. Dom był ubezpieczony, ale na tą chwilę nie mają gdzie się podziać. Nie martw się - tu mama uśmiechnęła się zachęcająco - Mają syna w twoim wieku, dogadacie się.

- Eh? - zamurowało mnie. Syna w moim wieku? Ja pierdole, co jeszcze? Schowałem twarz w dłoniach i jęknąłem z frustracją - Jeszcze mi zaraz powiesz, że będzie spał w moim pokoju.

- Noo... masz piętrowe łóżko, prawda? A odkąd Monika wyjechała na studia, dół jest wolny...

Nic nie powiedziałem. Nie poruszyłem się nawet. W końcu i tak nie miałem nic do powiedzenia, bo dom przecież należał do rodziców i to była ich sprawa jak chcieli z niego korzystać. Trwałem więc, pogrążony w osłupieniu i mrocznych wizjach, dopóki mama nie odezwała się znowu, rozwalając w drobny mak cały mój dotychczasowy porządek świata.

- Nie wiem czy przypadkiem ten chłopak nie chodzi do twojej szkoły...

TruskawkowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz