Alex:
Zwykle, gdy ludzi spotyka jakieś niesłychane szczęście mówią oni, że nie mogą uwierzyć w to, co im się przytrafiło. Na przykład, kiedy wygrywają los na loterii, albo dostają nagle w spadku wartą miliony złotych willę po swoim zapomnianym dziadku. Szczęście, które mnie spotkało było oczywiście lepsze od wygranej w jakiejkolwiek grze pieniężnej. Więź, którą udało mi się stworzyć z Alec'iem - głównie dzięki niemu, oczywiście - była cenniejsza niż jakiekolwiek materialne dobra. Nigdy nie marzyło mi się bogactwo czy sława, ale właśnie to - prawdziwe i odwzajemnione uczucie.
Jak więc wspomniałem, większość ludzi nie mogła zwykle uwierzyć w swoje szczęście. Większość - do której nie należałem. I, oczywiście, zanim ktoś zdąży dojść do wniosku, że w końcu nauczyłem się myśleć pozytywnie, zaraz wyjaśnię co dokładnie chcę przekazać.
Szczęście - jak zrozumiałem już w dzieciństwie - miało swoją cenę. Ostatni raz, kiedy czułem się tak dobrze w swoim życiu i w swojej skórze miał miejsce tuż przed całkowitym odwróceniem sytuacji. Znane powiedzenie, że "niebo wygląda najciemniej tuż przed wschodem słońca" powinno brzmieć zupełnie odwrotnie. Tylko natura się widocznie nie godziła. Jak na złość, najjaśniejszym momentem dnia nie był zachód słońca. Życie jednak tak właśnie działało.
Kiedy moi ojciec i mama dowiedzieli się o Adrianie, to był właśnie jeden z najlepszych momentów mojego życia. Miałem wszystko - przyjaciół, swoją pierwszą miłość, rodziców i ich pieniądze, które pozwalały mi realizować wszelkie moje pasje. Następnego dnia nie miałem już nic. Poza pieniędzmi, oczywiście. Tyle, że te nagle stały się bezużyteczne, kiedy ojciec stwierdził, że nie będzie już płacił za moje lekcje rysunku i że wolno mi kupować tylko te ubrania, które on dla mnie wybierze. Nie miałem już nic i nie chciałem już nic - przynajmniej nic z tego, co mogłem mieć. Potem szkoła stała się cięższa i bardziej skomplikowana - nie mam tu oczywiście na myśli matematyki, tylko ludzi i ich oczekiwania. Wszystko stało się cięższe, a ja nie walczyłem już o szczęście, a o przetrwanie. Wiedziałem co działo się z dziećmi, które nazbyt się wyróżniały. Co dziwne jednak, to nie uprzykrzających innym życie wysokich, wysportowanych oprychów bałem się najbardziej, a siebie. Wiedziałem jak mało dzieliło mnie od poddania się, więc instynkt przetrwania kazał mi za wszelką cenę trzymać się najwyższych szczebli drabiny społecznej. Na dole nie miałbym szans się odnaleźć.
Kiedy moi rodzice dowiedzieli się o Adrianie, wszystko runęło. Wszystko runęło w najlepszym momencie mojego życia i, nawet jeśli życie nie działało według ustalonych z góry i powtarzających się reguł, ja uwierzyłem, że tak jest. Dlatego nie trudno było mi uwierzyć w szczęście, które mnie spotkało, w to jak dobrze było mi z Alec'iem. Po prostu wiedziałem, że to nie potrwa długo. Chwile spokoju i zadowolenia w moim świecie musiały zostać opłacone rozsypaniem się w proch wszystkiego, co ceniłem. Może właśnie dlatego, że tak uważałem, pozwalałem sobie na takie ryzyko. Może po prostu naiwnie wierzyłem, że już dawno pogodziłem się z faktem, że prędzej czy później spłacę dług.
Kiedy jednak przyszło go spłacić, uświadomiłem sobie jak bardzo byłem nieprzygotowany.
- Ej, stary, słyszałeś plotę, że Andżelika chce iść z tobą na studniówkę? - zaczął bez przywitania Bartek, wpadając na mnie na korytarzu. Wszedłem do szkoły dosłownie pięć minut temu i już musiałem społecznie się angażować. Czasem zazdrościłem Alec'owi, że ten jest w stanie przejść korytarz podczas przerwy bez ludzi zaczepiających go co chwilę, mających do niego jakąś sprawę, albo po prostu chcących pokazać się innym obok niego, jakby był jakimś celebrytą, którego aura mogła poprawić ich status społeczny.
- Nie, która to? - udałem średnio zainteresowanego. Grałem w końcu faceta, który z pewnością pójdzie na studniówkę z dziewczyną, niekoniecznie jednak z pierwszą, która go o to spyta. To, żebym to ja spytał było oczywiście nie do pomyślenia.
CZYTASZ
Truskawkowy
Romansa"Ciemnowłosy chłopak w zestawie najmodniejszych ciuchów, z pewnym siebie uśmiechem na ustach i najnowszym iphonem w ręce, opowiadał coś wesoło otaczającemu go tłumkowi osób. Nawet ci stojący na uboczu jak ja, zwracali na niego uwagę. Oto przed moimi...