Harry Potter - Jestem przy tobie

ROZDZIAŁ 5 - ZAKUPY W KATANII

Nazajutrz Harry obudził się przed jedenastą. Zwykle wstawał wcześniej, bo śniadanie w Hogwarcie było podawane od siódmej trzydzieści, a na Privet Drive pół godziny wcześniej. Tym razem chłopiec mógł robić, co chce i postanowił, że się wyśpi. Wstał z łóżka i po znalezieniu jakichś ubrań, transmutował je w coś co będzie mu pasowało pod względem rozmiaru jak i klimatu. Przez okno napływało ciepłe powietrze.

Dom był usytuowany we wnętrzu lasu, więc drzewa po części zatrzymywały dużą część promieni słonecznych dla siebie. To było dość oczywiste, że skoro w tym domu jest ciepło, to w mieście było gorąco. Przypuszczalnie Harry by się tam nie fatygował, ale koniecznie musiał odwiedzić kilka sklepów i to nie tylko spożywczych. Potrzebował ubrań. Nie mógł wiecznie ich sobie transmutować ze szmat od Durslay'ów.

Po ubraniu się, wziął mugolskie pieniądze i wyszedł z domu. Ruszył w kierunku barier otaczających dworek i aportował się w ciemną uliczkę w pobliżu Alei Marco Polo. Wyszedł na główną ulicę i rozejrzał się wokół. Widział dużą ilość sklepów z ubraniami, kilka z elektroniką, ze dwie restauracje, trzy jeśli doliczyć jeden Fast food. Nie zauważył sklepu spożywczego, ale postara się go odszukać podczas zakupów. Najwyżej kogoś zapyta.

Postanowił najpierw zjeść śniadanie. Chciał wzmocnić swoją kondycję i uzupełnić niedobory witamin. Jego posiłki u wujostwa były skąpe, więc musiał to nadrobić. Wszedł do restauracji rodzinnej i usiadł przy jednym z wolnych stolików usytuowanych pod oknami. Widział stamtąd ulicę, na której jeszcze przed chwilą stał. Sięgnął po menu i zerknął na spis dań jakie miał do wyboru. Całe szczęście za to, że obok włoskich nazw dodali angielskie nazwy. Zapamiętać, nauczyć się zaklęcia translacyjnego, zanotował sobie w głowie Harry.

Zdecydował się na dość proste danie, którym były naleśniki ze szpinakiem zapiekane w sosie pomidorowym z mozzarellą. Do tego dobrał zwykłą colę. Złożył zamówienie i czekając na śniadanie, albo i obiad, zależy jak kto patrzy, zapatrzył się na ruch za oknem. Z tego co pamiętał, to Sycylia była podzielona na dziewięć prowincji i jedną z nich była właśnie Katania. Jego spojrzenie zawędrowało na wysoką górę widoczną w oddali. Może nie górę, ale wulkan. To musiała być słynna Etna.

Dziewczyna, która przyjęła jego zamówienie, wróciła z naleśnikami i szklanką napoju. Zabrał się za jedzenie, które było przepyszne. Postanowił, że podczas zakupów kupi odpowiednie produkty by móc przyrządzić to danie w domu. Po zapłaceniu wyszedł przed lokal i od razu skierował się do pierwszego z brzegu sklepu.

Kupił w nim kilka rodzajów spodni. Jedne sięgały mu nad kolana. Kilka z nich były luźne i w jasnych barwach, ale dobrał trzy pary w ciemniejszych. Długie spodnie ograniczył do ciemnych barw. Kilka było materiałowych, dwa ze skóry a reszta jeansy. W kolejnym sklepie wieszaki wypełnione były bluzkami, koszulami, bluzami, swetrami i płaszczami. Wybrał po kilka ze wszystkich. Chciał mieć pełną garderobę i dodatkowo miał fundusze, więc nie będzie się hamował. Przed końcem wakacji powinien odwiedzić jeszcze pozostałe domy. Portugalia, Francja i Peru. Tam też mógłby zrobić zakupy.

W następnych sklepach, do których wszedł, wybrał buty, dwa garnitury i telefon komórkowy z ładowarką na promienie słoneczne. Udało mu się również wypatrzeć sklep z produktami spożywczymi. Kupił wszystko i aportował się z powrotem przed swój dom. Po ponownym przekroczeniu barier wszedł do domu. Wypakował w kuchni zakupy, a ubrania zabrał na górę.

W sypialni czekały na niego cztery sowy. Trzy były Harr'emu znane. Należały do Weaslay'ów, Hermiony i Lupina. Czwarta miała czarne jak noc pióra i szare ślepka. Do nóżki miała przywiązany zwitek pergaminu. Harry odesłał swoje nowe ubrania do garderoby z myślą, że rozpakuje je jak już upora się z wiadomościami i podszedł do sowy. Nigdy jej nie widział, więc albo ktoś zmienił swoją sowę na nową, albo jest to wiadomość od obcej osoby. Zielonooki rzucił na zwitek pergaminu kilka zaklęć, które miały wykryć niepożądane klątwy nałożone na list. Nic nie znalazł.