Moja córeczka

28 5 1
                                    

I

Do gabinetu dyrektora prywatnej kliniki ginekologicznej wtargnęła kobieta po trzydziestce.
- Panie profesorze moja córeczka żyje! Przyśniła mi się dzisiaj. Ona żyje!
Lekarz wstał i powiedział:
- Musi pani wyjść. Mam teraz spotkanie — faktycznie w gabinecie siedziała kobieta w zaawansowanej ciąży. O czym ona teraz myślała?
- Panie profesorze nie zdążyłam jej zatrzymać — powiedziała położna, próbując wyprowadzić wariatkę z gabinetu.
Lekarz pomógł wyprowadzić kobietę.
- Oboje wiemy, że pani córeczka nie żyje — oznajmił mężczyzna.
- To nie prawda! Ona płakała.
- Ona nie żyje! Musi pani o niej zapomnieć!
Kobieta została wyprowadzona siłą z kliniki.

***
Kobieta, poszła złożyć zawiadomienie o podmienieniu jej dziecka. Nikt oprócz dwóch osób nie chciał jej wysłuchać. A byli to Markowicz, który dobrze czym jest śmierć dziecka i Klara, która chciała pomóc.
Inspektor zaprowadził kobietę do pokoju przesłuchań, a Celmer słuchała rozmowy w sąsiednim pokoju.
- Dwa tygodnie temu urodziłam córeczkę. Podczas porodu wystąpiły u mnie jakieś komplikacje. Kiedy się obudziłam, powiedziano mi, że ona... nie żyje.
- Dlaczego twierdzi pani, że to nie było pani dziecko?
- Moja Lenka miała na udzie znamię, a ta dziewczynka, którą mi wydano, go nie miała.
- Dlaczego przyszła pani do nas dopiero teraz?
- Bo nadal dochodzę do siebie po tej stracie. Byłam przedtem na silnych lekach, a poza tym nikt mi nie wierzy. Wszyscy uważają mnie za wariatkę. A ja wiem, że ona żyje. Matka takie rzeczy czuje. Błagam, niech mi pan pomoże.
- Zobaczę, co da się zrobić.

***

Markowicz wszedł na chwilę do pokoju, w którym była Celmer.
- Zbieraj się. Jedziesz ze mną do kliniki.
Klara pobiegła do gabinetu po kurtkę.
- A ty dokąd? – zapytał Dembski, gdy zobaczył, że dziewczyna ubiera się na dwór.
- Na przesłuchanie — odpowiedziała.
- Dlaczego ja nic nie wiem, o żadnym morderstwie?
- Bo to nie twoja sprawa — odpowiedziała, wychodząc.

II

Markowicz pozwolił Klarze prowadzić swój radiowóz, czyli oznakowane Suzuki Vitara. Gdy podjechali pod klinikę, inspektor powiedział:
- Nie rozumiem, co Sebastianowi przeszkadza w twojej jeździe. Przecież dobrze prowadzisz.
- Ja też — odpowiedziała Celmer z uśmiechem.
Weszli do kliniki. Szukali gabinetu Wojciecha Ambroziaka. Nagle zatrzymała ich położna.
- W czym mogę państwu pomóc? – zapytała ich kobieta.
- Szukamy profesora Ambroziaka — odpowiedział Markowicz.
- Pan profesor jest bardzo zajęty.
- Dla nas na pewno znajdzie czas, inspektor Marek Markowicz — pokazał odznakę. – Kim pani jest?
- Ja jestem położną na tym oddziale.
- Może kojarzy pani Magdalenę Latusek?
- To ona was tu przysłała?
- Dlaczego pani tak sądzi?
- To pacjentka, która wygaduje o nas okropieństwa. Chce popsuć nam reputację. Ja rozumiem, że spotkało ją wielkie nieszczęście. Razem z profesorem odbieraliśmy poród. Zrobiliśmy, co było w naszej mocy, aby mała uratować.
Przełożona zaprowadziła policjantów do gabinetu dyrektora. Okazało się, że Ambroziak był zajęty jedzeniem drugiego śniadania. W jego gabinecie wisiało na ścianie pełno zdjęć niemowląt.
- Co państwo do mnie sprowadza? – zapytał lekarz, chowając kanapkę do pudełka śniadaniowego.
- Jesteśmy z policji — Klara pokazała odznakę.- Magdalena Latusek powiedziała, że jej córeczka miała znamię, a martwa...
- A martwa takiego znamienia nie miała — przerwał jej lekarz. -Znam to doskonale. Pani Latusek była u mnie kilkukrotnie o tym wspominała. Widziała dziewczynkę zaraz po porodzie, była wtedy pod wpływem narkozy i leków znieczulających. Była ledwo przytomna. Z łatwością mogła pomieszać prawdę z fikcją. Czyli moja była pacjenta oskarża mnie i mój personel, że zamieniliśmy dzieci. Zdrową córeczkę pani Magdaleny schowaliśmy, a wydaliśmy jej martwe dziecko.
- No tak.
- Tylko po co miałbym to robić? Przecież jest tu wiele dzieci. Dziewczynka miała wadę serca i nie przeżyła nocy.
Do gabinetu wszedł młody lekarz.
- Przepraszam — powiedział na widok policjantów. – Przyniosłem zdjęcie Kacperka — położył fotografię na biurku profesora. – Państwo też są naszymi pacjentami. Profesor jest najlepszym lekarzem w mieście — zaczął reklamować klinikę.
- Nie — odpowiedział sucho Markowicz, aby uciąć spekulację i zakończyć autoreklamę doktora Dawida Kosińskiego.
- Państwo są z policji — wyjaśnił profesor.

Klara CelmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz