Zwycięzca - część 1

101 10 3
                                    

Na skraju Włocławka stoją duże, opuszczone magazyny. Są pozostałością po upadłej firmie. Nikt z nich nie korzystał, dopóki nie znaleźli się w mieście ludzie żądni adrenaliny i prędkości. Osoby te organizują tam nie legalne wyścigi. Prawie co noc się tam ścigają. Dziś właśnie tam są.
Ścigają się dwa samochody niebieskie Subaru i zielone Mitsubishi. Raz jeden samochód jest na czele, a chwilę potem drugi.
Echo potęguje ryki silników.
Oba auta wchodzą driftem w zakręt. Prowadzi Impreza. Kierowca Evo jest nie daleko wygrywającego. Dodaje gazu i zmienia bieg na wyższy. Próbuje wyminąć z prawej i z lewej. Niebieski samochód jednak za każdym razem zajeżdża mu drogę.
Gdy wyjechali z jednego magazynu, aby wjechać do kolejnego, Evo wyrównało się z Subaru. Mitsubishi jedzie przez chwilę po jego prawej stronie. To nie podoba się kierowcy Imprezy. Nie może przecież przegrać! Sięga prawą ręką po reflektor i oślepia nim swojego rywala.
Ten stara się zasłonić dłonią przed światłem. Nie daje rady. Światło jest zbyt silne i go oślepia. Zaczyna hamować, wchodzi w lekki poślizg. Staje, nie uszkadzając przy tym samochodu.
Po chwili kierowca otrząsnął się i pojechał dalej.
Tymczasem niebieskie Subaru dojechało do mety. Kibice, czyli inni kierowcy, którzy nie brali udziału w tym wyścigu, podbiegli do zwycięscy gdy ten wyszedł z samochodu.
- Brawo!
- Świetnie!
Krzyczeli i przybijali sobie piątki. Tylko jeden widz zdziwił się, że nie ma na mecie drugiego samochodu.
- Gdzie Bolt? – zapytał.
- Miała problemy – odpowiedział zwycięzca i dodał. – Pewnie poprawia makijaż.
Wszyscy się roześmiali.
Przestali się jednak śmiać, gdy z drugiego magazynu wyjechało Mitsubishi. Przejechało szybko przez metę, za którą dopiero zwolniło. Zrobiło ostry zakręt i zawróciło. Powoli zbliżało się do subaru.
Naprzeciwko Evo wyszedł kierowca Imprezy. Z zielonego auta wyszła wściekła dziewczyna ubrana na czarno. Trzasnęła drzwiami i otwartą dłonią uderzyły o maskę swojego samochodu.
- Gnojek! Mogłeś mnie zabić! – krzyknęła.
- Nie umiesz przegrywać? – zapytał spokojnie Paszylk, kierowca Subaru.
- Tylko z oszustami. Maksa też tak oślepiłeś? I to przez ciebie zginął? – jej ton głosu zmienił się na jeszcze bardziej wyzywający.
- Nie wasz się tak mówić! – podniósł rękę i zaczął jej grozić. Po chwili już ze spokojem powiedział – Policja ustaliła, że sam sobie był winien. Ja byłem daleko przed nim.
- Podobno jeździł bardzo dobrze, wiec może nie był tak daleko za tobą jak ci się wydaje... Znowu wygrałeś podstępem!
Do Paszylka podeszła kobieta ubrana w sztuczne futro i złapała go pod ramię. Powiedziała:
- Daj sobie spokój. Był od ciebie szybszy i dlatego wygrał. Nie możesz wiedzieć co tak naprawdę stało się z Maksem, ponieważ ciebie tam nie było.
- Jeżeli masz zamiar dalej chrzanić to przestań – powiedziała inna kobieta całująca Paszylka w policzek. – Odczep się od Adama, on jest mój! – powiedziała do tej we futrze. – Odwal się dziwko!
Zaczęły się ciągnąć za włosy. Ta chwytała brązowe, a tamta rude. Wyzywały się od dziwek, kurw i suk.
- Dosyć! – krzyknął Paszylk rozdzielając bijące się o niego kobiety.
Bolt udała się do swojego samochodu i odjechała.
- Szybciej zaraz będą tu gliny! – ktoś krzyknął.
- Tempo! Tempo! – poganiał Paszylk. Chciał już iść, ale zatrzymała go rudowłosa.
- Uważaj, bo się przejedziesz! Pamiętaj, że cię ostrzegałam.

***

Następnego dnia rano do kamienicy, w której mieszkał Paszylk przyszedł chłopak z elektrowni. Miał spisać stan liczników.
Pierwsze z mieszkań na jego liście zajmował Paszylk. Młody mężczyzna pukał i dzwonił do drzwi z numerem jeden. Nikt mu nie odpowiadał.
- Panie Paszylk! Przyszedłem spisać stan licznika! – wołał.
Dobijał się do drzwi, bo słyszał stamtąd głośną muzykę. Wnioskował, że ktoś jest w środku. Wszedł na podwórko. Zapukał w jedno okno. Potem podszedł do drugiego. Przyłożył dłonie do szyby, aby zobaczyć czy ktoś jest w środku.
Nagle odsunął się i zrobił znak krzyża.
- O Boże! – krzyknął i pobiegł zawiadomić policję.
Zobaczył leżącego na podłodze Adama Paszylka.

***

Nadkomisarz Dembski siedział przy biurku przeglądając akta. Był to mężczyzna około trzydziestu pięciu lat. Miał pół dlugie. Prawie dotykały jego ramion. Był gładko ogolony. Pogrążonego w lekturze policjanta odwiedził jego starszy kolega, aspirant Czarnecki. Miał siwy gęsty zarost i szpakowate włosy z dużymi zakolami. Przyniósł ze sobą dwa kubki kawy.
- Zapracujesz się na śmierć – powiedział wchodząc do gabinetu Dembskiego.
- Ktoś musi uprzątnąć akta Jana.
- Nie powinien tak z dnia na dzień wyjeżdżać i zostawiać ciebie z tym bałaganem. Daj pomogę ci – sięgnął po jedną z teczek i zaczął ją przeglądać.
- No cóż. Jego żona chciała być bliżej matki. Lada dzień urodzi się im maleństwo... – wziął łyk kawy.
- Idź do Markowicza, aby przydzielił ci kogoś do pomocy. Może znajdzie ci jakiegoś nowego partnera.
- Byłem, a co z tego wyniknie dowiemy się wkrótce.
- Chętnie ci pomogę, dopóki nie dostaniesz następcy...
W tym momencie do pokoju weszła pani Bożenka, policjantka – sekretarka. Była oczywiście policjantką miała odznakę i broń, ale już od dwudziestu lat siedziała za biurkiem i zajmowała się szukaniem informacji dla Dembskiego i jego poprzedników, oraz była sekretarką inspektora Markowicza.
- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam – powiedziała.
- Pani nigdy nam nie przeszkadza – odpowiedział nadkomisarz z uśmiechem.
- Znaleziono trupa. Kolatorski jest już na miejscu. Tu jest dokładny adres – podała mu małą, żółtą karteczkę.
- Dzięki.
Sekretarka wyszła. Policjant założył płaszcz.
- Stachu od razu możesz zająć się tymi papierami.
Dembski zdjął kupę papierów z szafki i położył je na biurku.
- Powodzenia.
Wyszedł.
- Ten mój długi język... – westchnął aspirant.

***

Na miejscu faktycznie już był policyjny patolog.
- Witaj Mateuszu!
- Siemka Sebastian! – przywitał nadkomisarza lekarz.
Mężczyźni podali sobie ręce.
- Co mamy?
- Choć wejdźmy do środka – zaprosił go gestem do kamienicy. Dalej mówił: – Liczne rany zadane podłużnym przedmiotem z czego, aż połowa śmiertelna.
- Zabójstwo w afekcie?
- Bez dwóch zdań.
Weszli do mieszkania numer jeden.
- Narzędzie zbrodni?
- Brak. Po ranach sadzę, że jest to ciężki metalowy przedmiot.
- Czyli ktoś zabrał ze sobą narzędzie. Albo... przyniósł je ze sobą i je też zabrał. Przyczyna i czas zgonu?
- Nie widać!? Liczne obrażenia. Najpierw został uderzony z przodu potem z tyłu. I na koniec jeszcze dobity. Złamania i prawdopodobnie krwiak pod twardówkowy inaczej krwiak mózgu.
Dembski przykucnął i zaczął się przyglądać zamordowanemu. Kolatorski nawet nie wszedł do pokoju tylko oparł się o futrynę.
- Stężenie pośmiertne w pełni wykształcone. Zmarł sześć do dziewięciu godzin temu.
- Wczoraj późnym wieczorem...
- Ychy – przytaknął patolog. – To na razie tyle. Pa!
- Do zobaczenia.
Dembski przyglądał się pokojowi. Stała tam wersalka i regał z pucharami. Na ścianach wisiały plakaty ze samochodami wraz z nagimi kobietami. Oprócz tego kilka rejestracji i różne zdjęcia.
- Dzień dobry panie nadkomisarzu – powiedział mundurowy policjant.
- Dobry! Co masz dla mnie?
- Ofiara nazywa się Adam Paszylka. Sąsiadka twierdzi, że wczoraj była u niego dziewczyna. Nie jaka Honak.
- Gdzie mogę ją znaleźć?
- Pracuje w warsztacie samochodowym pod Włocławkiem.

Klara CelmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz