Trucizna

28 5 0
                                    

Rozdział I
Na autostradę wjeżdża stare Audi A4. Kierowca wyprzedza krzywo jadące zielone Polo. Nagle Volkswagen zaczyna hamować. Również coś dziwnego dzieje się z kierowcą A4. Puszcza kierownicę i łapie się za gardło. Uderza w barierę oddzielającą pasy ruchu. Czarny Focus uderza z dużą prędkością w Polo, które z kolei uderza w Audi. Do karambolu dołączają trzy inne samochody: Opel Corsa, Toyota Auris i Yaris.
Pierwsi na miejscu wypadku zjawiają się strażacy. Zajmują się udzielaniem pierwszej pomocy i wyciąganiem zakleszczonych osób z pojazdów. Później zjawiają się kartki i dwa zespoły policji drogowej.
Wszystko wyglądało okropnie. Pełno było szkła. Ludzie płakali, krzyczeli, trzęśli się.
Po opatrzeniu rannych strażacy zajęli się udrażnianiem jednego pasa ruchu. Pierwszy oddział drogówki kierowała ruchem. Natomiast Celmer z Dudą spisywali zeznania ocalałych, a później pojechali przesłuchać rannych.
- Czy pan mnie słyszy? – zapytała Klara, pochylając się nad poturbowanym kierowcą Pola. Jego stan był na tyle dobry, że lekarz pozwolił porozmawiać policji z nim.
- Yhm. – wybełkotał. – Taaak — poprawił się.
- Był pan zmęczony, senny? Co się stało?
- W aucie zrobiło mi się słabo, miałem problemy z oddychaniem.
- Brał pan jakieś leki?
- Nie.
- Jadł lub pił coś.
- Jakąś kanapkę i kawę w zajeździe.

***
- Jak, to jeden z kierowców wcześniej nie żył!? Nieboszczyk wsiadł za kierownicę? – dopytywała Celmer.
- Raczej zasnął za kierownicą — powiedziała lekarka.
- Od snu się nie umiera.
- Lecz sen jest bratem śmierci, a przy użyciu rohypnolu ta granica się zatarła. Musiał mieć chyba jakieś stare zapasy, bo od 2006 nie ma już tego leku w aptekach.
- Co, to takiego? – zapytał Duda.
- Flunitrazepam, stan po jego przedawkowaniu przypomina upojnie alkoholowe. Po mniej więcej dwudziestu minutach człowiek zasypia na siedem do ośmiu godzin. Po przebudzeniu niczego nie pamięta, a po siedemdziesięciu dwóch godzinach od momentu zażycie jest nie do wykrycia w organizmie.
- Pani wspominała, że on już nie żył — zauważyła Celmer.
- Tak, to prawda. Pewnie ktoś mu podał ten środek i inny lek na rozszerzenie naczyń krwionośnych.
- Dlaczego jeden kierowca przeżył, a drugi nie?
- Przypadek, może nie dopił kawy, albo dostał mniejszą dawkę.

Rozdział II
W drodze do radiowozu Celmer powiedziała:
- Pięknie, czyli mamy morderstwo, a nie zwykły wypadek.
- Słuszna uwaga, czyli mamy fajrant-zatarł ręce z radości.
- Czyli teraz tylko uzupełnić dokumentację i przekazać sprawę kryminalnym. Zrobisz, to?
- Ja!? Dlaczego? – odblokował radiowóz. – Przecież, to ty masz znajomości.
- Właśnie dlatego — trzasnęła drzwiami samochodu.
- Nie korci cię, aby poprowadzić sprawę samemu?
- I żeby jeszcze bardziej podpaść? A może pan aspirant by chciał, tylko się do tego nie przyzna?
- A w życiu, tu jest mi dobrze, ale ty się męczysz. W dodatku nasi kochani koledzy.
- Nie wspominaj o tych głupkach z drogówki.
- Według mnie nie słusznie cię traktują.
- Ehhh... przynajmniej jawnie zemnie, nie drwią tylko za plecami.
Resztę drogi na komendę pokonali w milczeniu.
- Papier, kamień, nożyce? – zasugerował Duda na parkingu policyjnym. – Przegrany idzie, a wygrany pisze.
- Dobra.
- Trzy, czte-ry – powiedzieli wspólnie.
Kacper owinął papierem kamień Klary.
- Hehe, to los tak chciał — zażartował.

***

Klara znowu szła na górę w swoim mundurze, trzymając teczkę. Przypomniał się jej identyczny moment jak ten, po zamknięciu sprawy Feliksa.
Przekroczyła próg swojego dawnego wydziału. Nikt nie z obecnych tam policjantów nie zwrócił na nią większej uwagi. Za to ona zauważyła, że nie ma Czarneckiego, a Sendler była w gabinecie Markowicza. Podawała mu jakieś dokumenty do podpisu.
Ustała przed szklanymi drzwiami, które jak na złość miały opuszczone żaluzje podobnie jak okno, które wychodziło na wydział. Zastanawiała się, czy nie przeszkodzi w czymś Dembskiemu. A może wcale go tam nie ma? Zapukała.
Proszę — usłyszała donośny głos.
Weszła do środka. Miejsce Dembskiego było puste, za to z jej starego fotelu podniósł się brunet, gładko ogolony. Był, miej więcej tego samego wzrostu co policjantka.
- W czym mogę pomóc? – miał miłą barwę głosu.
- Przynoszę zeznania świadków i raport z wypadku...
- Chyba się pani — spojrzał na mundur. – sierżant pomyliła, my tutaj nie zajmujemy się wypadkami drogowymi.
- Tyle że to było morderstwo upozorowane na wypadek.
- A to już zmienia postać rzeczy. Proszę usiąść — wskazała na krzesło naprzeciwko.
Przyjęła zaproszenie.
- Wszystkie dokumenty i informacje znajdują się w tej teczce — podała mu ją.
- Ale ja bym wolał usłyszeć, to od pani.
- A ja wolałabym nie spotkać pana nadkomisarza.
- Mamy jeszcze parę minut do powrotu Sebastiana — spojrzał na zegarek.
A więc są już na ty — pomyślała.
Streściła mu wszystkie informacje.
- Ciekawe... wcześniej powiedziała pani, że nie chce spotkać się z Dembskim.
- To najbardziej pana zainteresowało?
- Zapytam wprost: Czy jest pani moją poprzedniczką?
- Tak, ale nie bezpośrednią.
- W ogóle to gdzie moje maniery. Paweł Lincz — wstał i podał rękę nad blatem.
- Klara Celmer.
- Wiele o pani słyszałem.
- Chyba same okropne rzeczy?
- Wręcz przeciwnie pani Bożenka i pan Stanisław chwalą panią, a Sebastian nie wspomina wcale o swoich byłych partnerach. Ma pani doświadczenie w sprawach kryminalnych, a może pomogłaby pani nam?
- Dziękuję za propozycje, ale moje stosunki z nadkomisarzem Dembskich nie należą do przyjacielskich, a to by tylko utrudniło śledztwo.
- No cóż, dziękuję. To moja wizytówka może kiedyś się umówimy na kawę lub herbatę.

Klara CelmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz