Rozdział drugi

5.7K 356 91
                                    


     W domu dwóch młodych mężczyzn, których spokojnie można nazwać przyjaciółmi, rozbrzmiał dzwonek telefonu. Spali oni razem, w jednym pokoju, na jednym łóżku. Należałoby pominąć fakt, że obydwaj mają własne sypialnie jednak ze względu na to, iż to tylko przyjaciele trzeba ten temat nieco poruszyć. Przyjaciele. To duże słowo. Mówi się, że kobieta i mężczyzna przyjaciółmi nie mogą myć. Zawsze, prawie zawsze rodzi się z tego miłość nieodwzajemniona. Ale również bywa tak pomiędzy dwoma mężczyznami, kiedy jeden z nich jest homoseksualny a drugi to uroczy i seksowny Irlandczyk. Któryś w końcu na pewno się zakocha i większe prawdopodobieństwo pada na geja. Oczywiście.

Louis Tomlinson. Dwudziestopięcioletni mężczyzna, mający upodobanie w tej samej płci był zakochany w swoim najlepszym przyjacielu, Niallu Horanie. Ta dwójka znała się doskonale odkąd obaj skończyli dziewięć lat. Niall wiedział o orientacji przyjaciela. Zaakceptował to. I mimo, iż nie uważał się za kogoś wyjątkowo pociągającego to w głębi duszy obawiał się, że jego przyjaciel się nim zauroczy. I jego największe obawy się spełniły, kiedy około dwa miesiące temu roztrzęsiony i przerażony Louis wyznał jemu, że chłopak mu się podoba. W jego zachowaniu można było zobaczyć ogromny lęk, iż straci przyjaciela. Nie stało się tak jednak.

Tomlinson borykał się z tym uczuciem od pewnego, niezbyt długiego czasu. Dostrzegł u siebie dziwne reakcje na blondyna. Przyłapywał się na tym, że ciągle o nim myślał, serce przyśpieszało mu gdy chłopak był obok, dłonie pociły się a oczy nie mogły przestać wpatrywać się w tę śliczną buźkę. Jednak dla niego najgorsze w tym wszystkim było to, iż każdego mężczyznę, który zwrócił na siebie uwagę Louisa, porównywał do Nialla. To było jak wyłapał dobrego kandydata na randkę i kiedy już dochodziło do miłej rozmowy, on myślał w sposób: Niall ma o wiele jaśniejsze włosy, uśmiech Nialla jest bardziej szczery, Niall inaczej układa dłonie, Niall nie staje w ten sposób, Niall jest o wiele słodszy. NiallNiallNiallNiall. Chłopak nie potrafił wyrzucić go z głowy. Był pewny, że się zakochał.

A potem było już coraz gorzej. Nie umiał nad tym zapanować, zapanować nad sobą, nad swoimi emocjami. Chodził przybity, smutny, bez humoru, bo wiedział, że nie ma co liczyć na odwzajemnienie jego uczucia i w ten sposób tylko psuje ich wieloletnią przyjaźń. A jako, że była wieloletnia to Niall doskonale znał przyjaciela i wiedział, że coś jest nie tak. Od razu to zauważył jednak nic nie mówił, liczył, że to szybko się zmieni, że to tylko chwilowe. Ale kiedy stan chłopaka się nie poprawił postanowił zainterweniować. Poprosił Louisa na poważną rozmowę. Długo naciskał, aż szatyn pękł. Ze łzami w oczach przyznał, że jest w nim zakochany. Po chwilowej ciszy Niall powiedział, że to w porządku, że nie jest zły. Że jeśli Louis nie liczy na coś więcej to przecież nadal mogą się przyjaźnić.

Ale Louis liczył na coś więcej. Liczył, że te wszystkie 'kocham cię' od Nialla w jego kierunku, miało w sobie coś głębszego. Miał nadzieję, iż przyjacielskie buziaki zmienią się w czułe pocałunki. Tak samo było z przytulaniem i innymi tymi rzeczami, które robili po przyjacielsku a Louis liczył na... no na coś więcej. Niallowi trudno było pogodzić się z myślą, że wszystko co robi, Louis odbiera jako nadzieję na związek, czy coś. Bolało go to, by był dla chłopaka tylko przyjacielem, a nie chciał go krzywdzić. Louisowi oczywiście też było ciężko, nie myślcie, że nie. Wydawało mu się bowiem, że wszystko co robi Niall, to jakieś znaki, że szatyn może liczyć na coś więcej.

Tak, to trochę pokręcone. I szczerze przydałaby im się kolejna rozmowa na ten temat, jednak żaden już nie chciał go poruszać. Nie mieli najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Lub lepszym stwierdzeniem będzie, że po prostu się bali. Obydwaj nie chcieli stracić przyjaciela a na dodatek Louis nie chciał tracić tego co ma, czyli tych wszystkich czułości od Nialla. Jeśli powiedziałby mu, że to daje mu nadzieje to pewnie automatycznie to wszystko by zniknęło. Bo blondyn nie chce dawać mu nadziei. A Louis bardzo lubił te buziaki w policzek i wspólne prysznice. Naprawdę, to było takie przyjemne i nie chciał, by to zniknęło. Tak więc się nie odzywał. Niall również siedział cicho.

I od tamtej pory postanowili, że chociaż ograniczą spanie razem. Jednak przyszedł taki dzień, w który oboje zatęsknili za ciepłem ciała tego drugiego i wczorajszego wieczora stwierdzili, że jedna noc im nie zaszkodzi. Tak naprawdę to nawet nie rozmawiali na ten temat. To było tak, że Niall poszedł pod prysznic a wcześniej już umyty Louis położył się do jego łóżka. Jego wytłumaczenie, które planował powiedzieć blondynowi brzmiało jak; jestem okropnie zmęczony i nie mam siły się doczołgać do mojego łóżka, twoje jest bliżej więc oto jestem. Ale okazało się, iż było ono niepotrzebne (Louis też szybko zasnął - szczegół). Niall wszedł do pokoju, zatrzymał się na chwilę widząc na swoim łóżku drzemiącego przyjaciela, ale nic nie powiedział. Wciągnął na siebie bokserki i podkoszulek, po czym wsunął się pod cieplutką już kołdrę, obok Louisa. Spojrzał na jego śpiącą twarz i uśmiechnął się do siebie. Bardzo mu brakowało tych nocy i szczerze mówiąc nie miał nic przeciwko jednej z nich właśnie teraz. Bez słowa objął mniejszego chłopaka, a on wciąż śpiąc wtulił się w ciało przyjaciela.

A teraz, po ośmiu godzinach spania w swoich ramionach w ich mieszkaniu dzwonił telefon powodując, iż obaj chcąc nie chcąc wybudzili się z cudownego snu. Niall udawał, że jeszcze nie jest aktywny i myślami starał się zagłuszyć okropny dźwięk, tak samo jak robi to z tykającym zegarkiem na szafce nocnej po stronie Louisa. Nie rozumiał jak w ogóle chłopak mógł zasnąć tak blisko tego denerwującego dźwięku; każda sekunda była wyróżniana głośnym 'tyk'. A szatyn tak po prostu, po sześćdziesięciu tykach zasypiał. Niallowi zajmowało to o trzysta tyków więcej. Miał bardzo ciężki i delikatny sen; trudno mu zasnąć i wszystko go budzi. Nawet ten domowy telefon w korytarzu okryty jakimś kocem, za zamkniętymi dwoma parami drzwi. Słyszał go i myślał, że zaraz oszaleje. Uspokoił się kiedy tylko poczuł mięciutkie usta na swoim karku.

- Louis... - mruknął sennie w poduszkę, jego oczy były nadal zamknięte. Potrzebował z dziesięć minut zanim się dobrze wybudził.

Tomlinson przybliżył się do przyjaciela tak, że jego klatka piersiowa stykała się z plecami Nialla. Jego ręką owinęła się wokół pasa blondyna a palce wsunęły się pod koszulkę gładząc cieplutką skórę. Nos wsunął w pachnące blond kosmyki na karku chłopaka i uśmiechnął się do siebie muskając ustami jego kręgi szyjne. Był w nim kompletnie zakochany, więc taka sytuacja jak najbardziej mu odpowiadała.

Telefon ucichł, więc Niall zrezygnował z wybudzenia Louisa i kazania mu, by odebrał to cholerstwo. Kiedy dłuższy czas była cisza postanowił, że zdrzemnie się jeszcze na kilka minutek. Nie wiedział, że było już dobrze po godzinie szóstej rano, czyli właśnie w tej chwili powinien już wykonywać poranną toaletę. Zasnąłby na dobre, gdyby nie to, iż telefon ponownie zadzwonił. Poderwał się do góry, jakby nagle przypomniał sobie o czymś. Urządzenie w kuchni grało dwu-nutową melodie na cały dom a Niall westchnął głośno i przetarł twarz dłonią. Spojrzał na Louisa, który nadal smacznie spał i uśmiechnął się do siebie. Kochał go, ale jako przyjaciela i miał nadzieję, że to w końcu do chłopaka dotrze. Nie chciał się z nim wiązać, na pewno nie z litości. Louis też tego nie chciał, więc było okej. Niech w końcu się odkocha, pomyślał i wstał z łóżka.

- Louis, wstawaj. - powiedział donośnie, jednocześnie potrząsając delikatnie ramieniem śpiącego. Chłopak mruknął coś pod nosem i po chwili otworzył oczy. Spojrzał zamglonym spojrzeniem na blondyna i uśmiechnął się delikatnie, po czym z pozycji na brzuchu ułożył się w łyżeczkę, ale już nie zamykał oczu. - Pośpiesz się, bo znowu się spóźnisz. - dodał Niall, bardziej przyjacielsko niż rozkazująco i wyszedł z sypialni. Telefon już nie dzwonił, więc nie musiał odbierać. Skierował się do łazienki w pokoju Lou, wiedział, że chłopak zajmie jego.

Miał rację, bo po zaledwie pięciu minutach szatyn już stał w kabinie prysznicowej i pozwalał, by woda zmywała z niego sen. Leniwie obmył swoje ciało, zawzięcie chroniąc swoje włosy. Wczoraj wieczorem je umył czyli dziś rano już nie było sensu. Były świeże i pachnące a także puszyste więc nie mogła spaść na nie ani kropelka wody.

Dziś postanowił założyć szare rurki, te które bardzo ściskały mu uda i wyglądały one na o wiele szczuplejsze niż były w rzeczywistości. Louis był przewrażliwiony na punkcie swojego ciała, a uda i brzuch były jego największymi kompleksami. Nie było więc wątpliwości, że kochał te spodnie, bo wyszczuplały mu nogi i sięgały prawie do pępka chowając za materiałem jego znienawidzony brzuch. Prawda była taka, że Louis nie był gruby. Był zdecydowanie szczupłym chłopakiem. Nie takim jak Niall, który gdy tylko zakładał rurki to jego nogi automatycznie wyglądały jak te metalowe rury, na których są mocowane znaki drogowe, ale był szczupły. Jego stwierdzenia, że był tłusty, że powinien schudnąć były głupie i bezpodstawne. Tak zawsze powtarzał mu Niall. Ale on nie wierzył. Nikomu nie wierzył. Uważał, że jest po prostu gruby, a jego mama bała się, że popadnie on w jakąś chorobę. Coś jak anoreksja czy bulimia. Na szczęście Louis jadł i nie wymiotował zaraz po posiłku, a znajdywał co najmniej cztery godziny w tygodniu na jakiś jogging czy siłownie z Niallem.

Wszedł do kuchni, gdzie jego przyjaciel szykował dla nich śniadanie. Jak prawie codziennie była to owsianka, którą obydwaj uwielbiali. Zasiadł do stołu i z uśmiechem czekał na posiłek. W międzyczasie przyjrzał się Niallowi i jego dzisiejszemu ubiorowi. Założył kremowe luźniejsze spodnie (na szczęście, nie rurki) i białą bluzkę w granatowe paski. Prawdopodobnie należała ona do Louisa, zawieruszyła się gdzieś w rzeczach blondyna i ten ją założył. Taką opcje przyjął sobie Louis. Nie zamierzał przecież myśleć, że chłopak zrobił to tak jak robią to te wszystkie zakochane pary; noszą nawzajem swoje ubrania. Louis nie raz widział jeden z tych filmów, gdzie kobieta i mężczyzna spędzają razem noc a następnego ranka ona szykuje dla niego jajecznicę w jego koszuli. Louis fantazjował o tym, by spędzić taką noc z Niallem, potem założyć to co on miał wcześniej udając, że swoich rzeczy nie mógł znaleźć, a następnie uszykowałby im pyszną owsiankę.Jednak to, że Niall miał teraz na sobie bluzkę Louisa nic nie znaczyło. Pomińmy również fakt, że dzisiejszej nocy spali razem. Ale Louis wczoraj nie miał na sobie tej bluzki. Prawda była taka, że nie widział jej na oczy od jakiegoś miesiąca. Tak więc pewnie Niall ją przemycił i teraz uważał, że jest jego. Nie przeszkadzało to szatynowi. Według niego blondyn wyglądał w niej ślicznie. Była troszkę za duża i odsłaniała jego obojczyk, co wyglądało okropnie uroczo i cholernie pociągająco. Louis postanowił nie patrzeć tam, nie chciał porannej erekcji, bo zaraz musiał wyjść do pracy; do trzydziestu słodkich sześciolatków, nie mógł iść tam w takim stanie. Umieścił więc wzrok na garnku, w którym gotowało się jego śniadanie.

Po zjedzonym w ciszy posiłku umyli razem wykorzystane talerze. Wypili jeszcze po ciepłym kubku kakao zrobionym w pięć minut i zaczęli konkretnie przygotowywać się do pracy.Tak naprawdę to nie mieli za dużo do roboty. W sumie to nic nie mieli do roboty. Obydwaj wyszli na korytarz gdzie założyli na stopy buty; Niall swoje białe Nike za kostkę a Lou na bose stopy czarne Vansy. Wsiedli każdy do swojego samochodu wcześniej żegnając się buziakiem w policzek i ruszyli w dwie przeciwne strony, Niall do restauracji gdzie był kucharzem, a Louis do przedszkola, w którym był opiekunem sześciolatków.

Będąc już w budynku wszedł do pomieszczenia, w którym przesiadywali zawsze wszyscy pracownicy tejże placówki, razem z dyrektorką Ruth. Przywitał wszystkich radosnym hej po czym zmienił swoje Vansy na czyste trampki na gumkę i postanowił zrobić sobie herbatę. Z gorącym kubkiem w dłoni przeszedł do sali, w której pracował. Od razu zauważył Zayna, swojego przyjaciela jak i przyrodniego brata Nialla. Mężczyzna za pół godziny przeprowadzał z maluchami lekką i przyjemną naukę języka francuskiego i jak zwykle był wcześniej. Louisowi nigdy nie udało się przybyć wcześniej od Zayna, chłopak zawsze był pierwszy. Podszedł do niego z uśmiechem, po czym odłożył kubek z herbatą na mały dziecięcy stolik i od razu wpadł w ramiona Mulata. Wtulił twarz w jego ciepłą szyję a ramiona mocno zacisnął na jego pasie. Malik zaśmiał się w jego włosy i poklepał go po plecach.

- Tak bardzo tęskniłeś? - zapytał radośnie a Louis odsunął się od niego z grymasem.

- Nie, skądże znowu. Potrzebowałem tylko przytulenia a ty byłeś pod ręką. - żachnął się prychając powietrzem a jego grzywka uniosła się lekko do góry. Zayn zaśmiał się wdzięcznie i cmoknął młodszego w policzek.

- Wiem, że tak. Tydzień się nie widzieliśmy.

Zayn uczył tutaj w poniedziałki, czwartki i piątki, ale ostatni tydzień był chory. Poświęcał czterdzieści minut dla sześciolatków i pół godziny dla dzieci rok młodszych, które przebywały piętro wyżej. A potem miał wolne. Prowadził swoją szkołę językową, która oczywiście była jedną z najlepszych w Londynie. Z Louisem zazwyczaj spotykali się w jego i Nialla domu lub chodzili na miasto; do kina czy innych miejsc publicznych. Chłopak jeszcze mieszkał z rodzicami, czego okropnie się wstydził i nie lubił przyprowadzać tam kolegów. Czuł się z tym głupio, bo nawet jego o dziesięć lat młodsza siostra już planowała wyprowadzkę, a miała tylko piętnaście lat. Zayn po prostu bał się samodzielności. Ale i też samotności. Louis wielokrotnie proponował mu, by się wprowadził do niego i przyrodniego brata Malika, ale on zawsze odmawiał. Twierdził, że wtedy będzie ich za dużo w tak małym mieszkanku. Chciał mieć swoje własne, ale i też pragnął mieszkać w nim z kimś. Z kimś wyjątkowym. I obiecał zniecierpliwionemu ojcu, że wyprowadzi się jak tylko znajdzie tę jedyną, z którą zamieszka. (Lub tego jedynego ale shhh, stary Malik nie musiał o niczym wiedzieć).

Cóż. Kandydatkę już pewną miał.

Spojrzał za Louisa i zauważył jak wchodziła do sali. Jej włosy jak zwykle koloru miodu, rozpuszczone i falowane pięknie się prezentowały, okalały jej szczupłe ramiona. Na głowie miała kwiatową opaskę imitującą wianek. Oczy były lekko podkreślone eyelinerem i tuszem do rzęs a na ustach widniał truskawkowy błyszczyk. Tylko troszkę pudru na policzkach, a i bez tego była piękna. Na sobie miała sukienkę w małe różyczki, która idealnie podkreślała jej wąską talię i niemałe piersi. Na stopach miała zwykłe japonki. Zayn nawet dostrzegł, że paznokcie palców u stóp pomalowane były na wiśniowy kolor. Jej szaroniebieskie tęczówki wpatrywały się w Mulata a na ustach pojawił się słodki uśmiech. Zayn był nią cholernie zauroczony.

Szybko odwrócił wzrok i spojrzał na Louisa, udając, że jej nie zauważył i rozmawia z przyjacielem. Szatyn uśmiechnął się do siebie, bo wiedział jaki był powód lekkich rumieńców na śniadej cerze Malika.

- Nieważne. - skwitował krótko stwierdzenie Zayna. - Gadałeś z nią?

- Co? Głupi jesteś? - Malik miał ochotę uderzyć Louisa w twarz. Wiedział jaki był nieśmiały i serio myślał, że zagada do niej znając ją jedynie niecały miesiąc?

- No co? Jeśli chcesz się z nią umówić to innego sposobu nie ma. Chyba, że ona sama zrobi pierwszy krok. Co jest całkiem możliwe, bo jest bardziej męska od ciebie. - zaśmiał się Louis odrzucając głowę do tyłu, co zwróciło uwagę Perrie. Zayn posłał jej przepraszający uśmiech co odwzajemniła szczerze.

- Uspokój się! - krzyknął szeptem na Tomlinsona i podszedł do niego po czym trzepnął go w ramię. - Jeszcze pomyśli, że flirtujemy!

- C-co? - wykrztusił zdziwiony Louis.

- Ona myśli, że ze sobą kręcimy. - jęknął smutno Zayn, chowając twarz w dłoniach. Louis patrzył chwilę na niego nieco oszołomiony a potem zakrył sobie usta małą dłonią, by powstrzymać śmiech.

- Poważnie tak myśli? - Zayn kiwnął lekko głową. - Skąd wiesz?

- Słyszałem jak rozmawiała z Ruth. To znaczy tylko jedno zdanie. Powiedziała, że byłaby z nas słodka para. "Zayn i Louis. Są tacy uroczy, nie? Byłaby z nich słodka para" - powiedział imitując głos dziewczyny i robiąc w powietrzu cudzysłów. - I jeszcze się przy tym cieszyła! Rozumiesz to?!
- warknął nieco głośniej, kiedy dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

- Haha, shippuje nas? - zaśmiał się głośno Louis, ale w porę zakrył usta, gdy zauważył jak Zayn szykuje się do uderzenia go.

- Nawet tak nie mów! Jak mam się z nią umówić, skoro ona myśli, że jestem gejem!
- No ale jesteś. Tak w połowie. Myślisz, że ona chce być z gejem?

- Ugh! Nie jestem gejem. - żachnął się Zayn, po czym odwrócił się do przyjaciela plecami udając, że robi coś innego, a Louis znów się zaśmiał.

- Hah, okej. W porządku. Niech ci będzie - przytulił Mulata od tyłu i złożył buziaka na jego policzku.

- Przestań! - oburzył się starszy wiercąc się w ramionach szatyna, tak by dał mu spokój. Oczywiście to spotkało się ze śmiechem Tomlinsona, a i za chwilę Malik się uśmiechnął. Obrócił się do niego i posłał słodkie spojrzenie splatając ręce na piersi. Louis wiedział co to oznacza. Zmiana tematu...

- A jak ci idzie z moim braciszkiem? - zapytał przesłodzonym głosem ruszając przy tym brwiami. Młodszy od razu posmutniał, a jego wzrok został utkwiony w dywanie w rysowane miasteczko. Naprawdę nie miał ochoty na rozmawianie o tym. Dzień ładnie się zaczynał, miał w miarę dobry humor i teraz Zayn musiał go zepsuć. - Ej, co jest? - Malik podszedł do niego i uniósł dwoma palcami jego brodę, tak by chłopak spojrzał mu w oczy.

- To samo. - Louis wyrwał się z jego dłoni. - Nic się nie zmienia. "Jesteśmy tylko przyjaciółmi" - mruknął niezadowolony, a jego głos niebezpiecznie się zatrząsł.

- Mówiłem ci już. Mój braciszek nie gustuje w penisach.

- Mój penis jest inny - odrzekł smutno, co jednak spotkało się z cichym chichotem Zayna.

- Tak. Jasne. Raz się o tym przekonałem – zauważył, a Louis rozpromienił się lekko. Bardzo dobrze wspominał ten letni romans z Zaynem dwa lata temu. Wtedy też się poznali; latem w Bristol gdzie oboje spędzali wakacje. To był po prostu wakacyjny seks, który przerodził się w przyjaźń. Potem Zayn z ojcem i siostrami przeprowadzili się do Londynu, gdzie po raz drugi spotkał się z Louisem i jego przyjacielem, Niallem. Wtedy stary Malik poznał Maurę, mamę Horana i po roku związku pobrali się. Teraz Niall i Zayn byli przyrodnim rodzeństwem od dwóch miesięcy.

- Posłuchaj. Ja ci radzę, żebyś dał sobie z nim spokój. Nigdy nic z tego nie będzie, Louis.

- Nie umiem.

- Umiesz. Tylko znajdź sobie kogoś, kto ci go zastąpi. Bo inaczej skończysz jako stary kawaler i przytyjesz od lodów. - Zayn poklepał przyjaciela po ramieniu a Louis westchnął ciężko. Nie potrafił tego zrobić. Odkochać się. Łatwo powiedzieć. - Postaraj się, Lou - szepnął mu na ucho po czym cmoknął go w policzek. - Ja lecę do maluchów - uśmiechnął się do niego na pożegnanie, wyminął i wyszedł z sali, gdzie powoli zaczynały zbierać się dzieciaki.

Kiedy ostatni maluch został odebrany, Louis w ogóle nie cieszył się na powrót do domu. To wiązało się ze spotkaniem Nialla, czego w tej chwili najmniej potrzebował. Był już zdołowany rozmową z Zaynem, a oglądanie słodkiej buźki blondyna to tylko ostatni składnik do tej potrawy smutku i rozpaczy. Postanowił, że nie pojedzie od razu do domu. Było po godzinie szesnastej, Horan już był w ich lokum, ale nie musiał wiedzieć gdzie Louis będzie. Był dorosły, miał prawo robić to co chciał. O ile nie było to łamaniem prawa, bo za to może zostać ukarany. Wiedział o tym, spokojnie. Jego planem były szalone zakupy. Zawsze kiedy było coś nie tak, Louis chował swoje żale w wydawaniu pieniędzy na nowe bluzki i spodnie. Tego właśnie teraz potrzebował. I miał nadzieje, że może tam pojawi się jakiś rycerz w srebrnej zbroi, który uwolni go od tego królewicza.

Zaparkował swój samochód po drugiej stronie ulicy sklepu, do jakiego się kierował. Primark był jego ulubionym, bo tutaj mieli coś, co trudno znaleźć gdzieś indziej, coś co jest inne ale ładne i modne. To tutaj Louis kupił swoje ukochane szare rurki, które dziś miał na sobie. I dzisiejszego dnia wyszedł z trzypiętrowego budynku z dwoma papierowymi torbami, w których miał nie tylko ubrania ale również akcesoria i bieliznę. Krótko mówiąc - zaszalał chłopak. Humor mu się poprawił i wcale nie wydał dużo. Primark w sumie był tani co bardzo mu pasowało, bo nie zarabiał kroci. Ale ładnie wyglądał.

Pół godziny później targał swoje zakupy do domu. Już w progu powitał go uśmiechnięty Niall z pytaniem gdzie był. Louis zbył go zwykłym "na zakupach", co przecież było oczywiste - miał ze sobą dwie duże brązowe torby, na których widniał turkusowy napis Primark. Tak więc albo Niall był głupi, albo udawał głupiego. Albo po prostu chciał pogadać. Niestety Louis nie chciał, więc czym prędzej zaszył się w swoim pokoju, gdzie chciał ponownie nacieszyć się swoimi zdobyczami.

Przymierzał właśnie nową koszulkę - czarna, na ramiączkach, z wyciętymi pachami - leżała na nim idealnie, tego był pewien, kiedy zachciało mu się płakać. Spojrzał na siebie w lustrze i z ciężkim westchnięciem opadł na łóżko. Jego broda zaczęła się trząść a po policzku spłynęła pierwsza łza. Szybko sięgnął po nią nadgarstkiem, by ją zetrzeć. Płakał, bo tak naprawdę, to wszystko go nie cieszyło. Zakupy nie poprawiły mu humoru, Zayn - przyjaciel również, maluchy w przedszkolu dały mu w kość. A on ciągle się uśmiechał. Nie taka była prawda. Wszystkim na około wydawało się, że Louis był szczęśliwy. Że cieszył się życiem, tym co ma. Tak, racja. Cieszył się, że mama mimo wszystko go kocha, że siostry się od niego nie odsunęły, że jego praca była dobrze płatna i przyjemna - to było coś co kochał - opiekowanie się maluchami (dorastał z czterema siostrami, które bardzo kochał), miał wspaniałych przyjaciół. Jeden nawet wybaczył mu to, że się w nim zakochał. No żyć, nie umierać.

Cóż. Gówno prawda. Mimo, że Niall zaakceptował i w pełni tolerował uczucia Louisa względem niego, to tak naprawdę jeszcze bardziej krzywdził tym chłopaka, aniżeli zwyzywałby go i kazał się wynosić. Wtedy Louis miałby czarne na białym na czym stoi, czego ma oczekiwać. A teraz nie wiedział. Niall jakby zapomniał o zauroczeniu przyjaciela i nadal ciągnął to co działo się przez ostatnie szesnaście lat. Ta więź między nimi była wciąż taka sama, chociaż blondyn trochę ograniczył czułości. Wiadomo, ta głupia nadzieja na coś więcej. Ale Louis tak nie chciał. Chciał albo jednego albo drugiego. Nie potrafił być pomiędzy. Nie potrafił cieszyć się samą przyjaźnią. Znał ludzi, którzy byli zakochani bez wzajemności. Im wystarczał już sam kontakt z tą drugą osobą. Louisowi nie wystarczał. Chciał mieć Nialla albo jako swojego chłopaka, albo wcale. Ta przyjaźń go rujnowała, bo mimo wyraźnych słów Nialla, że nigdy nic się z tego nie narodzi to on nadal wierzył i czekał. Był cholernie głupi, że zakochał się właśnie w nim.

Wściekły zdjął z siebie nową koszulkę i cisnął nią w podłogę. Z hukiem wparował do swojej łazienki. Odkręcił kran pod prysznicem by zimna woda zniknęła i pojawiła się gorąca. On w tym czasie zdjął z siebie spodnie i bokserki. Przelotnie spojrzał w lustro i widząc czerwone od płaczu oczy zaniósł się jeszcze większym szlochem, zagłuszając to szumem wody. Nie chciał, by Niall go usłyszał i przyszedł na pomoc. Chciał być sam.

Wszedł do kabiny i ustawił się twarzą do strumienia. Gorąca woda ochlapała jego miękką i opalona skórę powodując u chłopaka uczucie ulgi. Sięgnął po żel o zapachu pomarańczy i wylał dużą odrobiną na rękę. Potarł dłońmi o siebie powodując lekką pianę i dopiero przeniósł to na swoje ciało. Robił okrężne ruchu na klatce piersiowej, potarł kilka razy pachy, potem szyję i przez mostek zsunął się na brzuch. Tam również zrobił parę kółek a potem prawa dłoń zjechała przez ciemne włoski i zatrzymała się na jego przyrodzeniu. Penis był w stanie spoczynku, więc był po prostu mały. Wystarczyły trzy ruchu w górę i trzy w dół, by jego rozmiar zwiększył się... czterokrotnie. Louis nie miał co się wstydzić swoich osiemnastu centymetrów. Wręcz przeciwnie, był z nich dumny.

Zacisnął palce na czerwonej główce i pisnął lekko na tę przyjemność. Roztarł na całej długości preejakulat, który już zdążył się pojawić. Skręcił lekko nadgarstek u nasady i wtedy wypuścił z ust drżący oddech; zorientował się o czym myślał. Albo raczej o kim. O Niallu oczywiście. W tak intymnej chwili, kiedy dawał upust swoim emocjom myślał o tym chłopaku. Załkał cicho, coraz mocniej zaciskając dłoń na swoim penisie i poczuł przyjemne ciepło w dole brzucha. Zrobił tak jeszcze kilka razy po czym przejechał palcem po szczelinie na poczerwieniałej główce. Krzyknął niemo i wiedząc, że jest już blisko oparł się plecami o zaparowaną szybę. Lewą dłonią sięgnął za siebie, rozchylił swoje pośladki i wsunął wilgotny palec w mokre wejście. Jęknął na to uczucie, ale kiedy wyobraził sobie, że to palec Nialla go rozciąga ponownie zaszlochał. Włożył drugi palec i nadał sobie szybsze tempo. Skoordynował ruchy w sobie z ręką na przyrodzeniu. Ledwo trzymał się na nogach kiedy wcisnął w siebie trzeci palec a żyła jego penisa zaczęła przyjemnie pulsować. Co rusz koniuszkiem jednego palca sięgał do swojej prostaty, co sprawiło że wygiął plecy w łuk a głową uderzył o szybę. Momentalnie wytrysnął w swoją pięść a z jego ust wydobyło się ciche "Niall". Wyciągnął z siebie palce i osunął się na porcelanowy brodzik. Podsunął kolana pod brodę i rozpłakał się na dobre, a woda spłukiwała z niego orgazm.

Pierwszy raz zrobił coś takiego. Pierwszy raz masturbował się myśląc o swoim przyjacielu. W którym był zakochany, rzecz jasna. I to strasznie go bolało. Na koniec się rozpłakał, co było okropnie żenujące. A to, że chlipał w trakcie to już pomińmy. Jednym słowem, czuł się z tym źle. Bardzo źle. Wiedział, że nie powinien. I wiedział, że musiał się odkochać. Pod strumieniami chłodnej już wody postanowił, że znajdzie sobie chłopaka, który pokocha go jak on jego. Taki miał plan. Chciał w końcu być szczęśliwy. I nie chciał już krzywdzić Nialla, bo wiedział, że to robi.
W momencie gdy jego ciało zaczęło się trząść, już nie w ekstazie, zakręcił kurki i wyszedł z kabiny. Sięgnął po świeży ręcznik, którym wytarł się niechlujnie, po czym wyszedł z łazienki z mokrymi włosami, z których spływały krople na jego plecy. Nie fatygował się z założeniem czegokolwiek. Nie miał już siły. Wsunął się nagi pod białą kołdrę i zakrył się nią po samą szyję. Zacisnął mocno powieki, bo łzy znów kumulowały się w kącikach jego oczu. Broda ponownie drżała a usta ułożyły się w podkówkę. Wypuścił drżący oddech, po czym odwrócił się w stronę ściany. Sięgnął na oślep po niewielkich, ale też niemałych rozmiarów misia, którego dostał od Fizzy na dwudzieste czwarte urodziny i przytulił go mocno do klatki piersiowej. Pomyślał, że jest naprawdę żenujący, bo jest dwudziestosześcioletnim facetem, który ryczy i tuli misia od siostry. Wtedy rozpłakał się ponownie, tłumiąc odgłosy w miękkim pluszu. Zasnął dopiero po godzinie okropnie zmęczony, ze spuchniętymi oczami i strasznym bólem głowy.  

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz