Rozdział siedemnasty

3.3K 291 80
                                    

  - Harry, zrobiłeś mi kanapki? - krzyknął Louis z łazienki, gdzie właśnie stał przed lustrem i układał swoje włosy. Harry nie rozumiał po co on to robił, skoro pracował z dziećmi, a piękny był w każdej postaci, no ale cóż.

- Z serem, tak. Będą na stole - odparł Harry pakując do papierowej torebki drugie śniadanie dla jego chłopaka.
  
Odłożył je tam, gdzie powiedział, że będą i sięgnął po swoją niedopitą kawę idąc do Mikie'ego. Chłopiec tradycyjnie ślęczał przed telewizorem oglądając mało edukacyjne kreskówki. Stanął przed dużym ekranem i spojrzał wymownie na syna. Chłopiec westchnął zrezygnowany, jednak wstał z dywanu i podreptał do swojego pokoju po plecaczek, tym razem z inhalatorem, który nosił już od ponad miesiąca, od ostatniego incydentu. Harry zgasił urządzenie i wrócił do kuchni. Tam był już Louis pochłaniający jakieś ciastko. Zaśmiał się na groźne spojrzenie Harry'ego. Znał doskonale nastawienie bruneta do słodyczy i często robił mu na złe podjadając, ale w większości robił to z czystej miłości do słodkości. Połknął ostatni kawałek, a Harry podszedł do niego i kciukiem zgarnął okruszki z policzka. Louis pokrył się rumieńcem, gdy Harry włożył palec do ust po czym nachylił się do chłopaka i ucałował czule. Louis objął go za szyję i pogłębił pocałunek dołączając do niego ich języki. Harry zamruczał gardłowo i odsunął się od szatyna. Louis wyminął go i zasiadł do stołu z szklanką soku. Harry wrócił na miejsce i sięgnął po dzisiejszą gazetę zagłębiając się w światowe wiadomości. Uniósł wzrok na Louisa, gdy ten odłożył szklankę.

- Będę już leciał. - powiedział Louis, wstając od stołu. Zgarnął swoje kanapki po czym podszedł do Harry'ego i ucałował go w policzek.

- Widzimy się na miejscu - odparł Harry i klepnął Louisa lekko w tyłek. Chłopak spojrzał na niego i poruszył zabawnie brwiami, wywołując tym chichot u Harry'ego.

- Bleeeh - do kuchni wszedł Mikie taszcząc swój plecak, a z rozpiętego materiału wystawała główka jego dinozaura. Usiadł do stołu, by dokończyć swoją herbatę póki była ciepła. - Po co klepiecie się po pupie? - spojrzał na tatę zasłaniając się dużym zielonym kubkiem.

- Dorośli tak robią - odparł Harry nie spuszczając wzroku z Louisa, który nachylał się po buty, tym samym wypinając się w jego stronę. Mikie spojrzał na tatę po czym zaśmiał się kręcąc głową. Harry uśmiechnął się.

Louis wyszedł z domu od razu wsiadając w samochód. Mimo, że był to środek kwietnia słońce już było majowe i szatyn cieszył się na brak kurtki na jego ramionach. Uwielbiał ciepło i uwielbiał się opalać, a potrafił to robić nawet wczesną wiosną jeśli słońce było wystarczające. Może i opalanie nie było zbytnio męskie, ale sam też nie był stuprocentowym mężczyzną mając upodobanie w tej samej płci. Ale on po prostu to uwielbiał - opalanie i ten karmelowy odcień swojej skóry. I mężczyzn.

Dwadzieścia siedem minut później zaparkował pod miejscem pracy i powoli, chłonąc wiosenne ciepło, skierował się do wysokiego budynku. Jego nagie kostki zostały owiane zimnym powietrzem co sprawiło mu przyjemność. Jak ostatnio wszystko. Odkąd tylko spotkał Harry'ego i związał się z nim wszystko go uszczęśliwiało, bo taki właśnie był. Z Harrym i Mikie'm czuł się naprawdę szczęśliwy.

Wszedł do przedszkola, pokonał kilka schodów i od razu zauważył coś dziwnego. W pomieszczeniu było zdecydowanie za dużo matek, bo około dwadzieścia. Wszystkie głośno i zawzięcie ze sobą rozmawiały, jedna przekrzykiwała drugą, a Ruth stojąc po środku starała się je uspokoić. Coś musiało się stać, coś poważnego. Louis był pewien, ale nie miał pojęcia co to było, więc spytał.

- Co się dzieje, o co chodzi? - wszedł niepewnie pomiędzy grupę kobiet. Wszystkie od razu obrzuciły go niechętnym spojrzeniem, a jedna wskazała na niego palcem.

- To on! On jest pedofilem! - oskarżyła go i wtedy cisza zamieniła się w kolejny hałas. Tym razem matki wszystkie ohydne słowa kierowały do niego. Zszokowany i przerażony Louis, starając się ignorować wyzwiska podszedł do Ruth, która szybko objęła go ramieniem i poprowadziła do swojego biura.

Miał łzy w oczach, doskonale to wiedział, i starał się unikać wzrokiem dyrektorkę. Było mu tak strasznie wstyd za to się stało, przez to co usłyszał od matek jego podopiecznym. Czuł się głupio i chciało mu się płakać. On przecież nie był pedofilem. Nie można mylić geja z pedofilem. To dwie różne osoby. Ale te kobiety najwyraźniej tego nie wiedziały.

- Czego one chcą? - udało mu się spytać.

- Matka Aarona przyszła do mnie dziś rano i powiedziała mi, że jej syn powiedział jej, że jesteś gejem. Oczywiście nie określił tego w taki sposób. Powiedziała to tym babom, które stwierdziły, że jesteś pedofilem i każą cię zwolnić. - westchnęła. Louis pokiwał głową powstrzymując łzy po czym usiadł na krześle. Schował twarz w dłoniach starając się uspokoić. Ruth poklepała go po plecach, Louis wziął głęboki wdech, a następnie wyszedł z gabinetu z dyrektorką za plecami. Musiał stawić im czoła, musiał zachować się jak facet.

- Nie pozwolę, by jakiś pedał zajmował się moim dzieckiem! - krzyknęła któraś z kobiet, a Louis skulił się w sobie. - Skrzywdzi mojego małego synka!

- Nie krzywdzę dzieci - starał się obronić trzęsącym się głosem. - Jestem gejem, nie pedofilem. Mylą państwo pojęcia. Ja nie molestuje dzieci, ja..

- Nie obchodzi mnie to! - odezwała się inna. - Nie pozwolę, żebyś dotykał mojego syna.

- Pedał to pedofil! On molestuje dzieci! Dotyka naszych synów!

- Ma pani na to dowód? - odezwała się Ruth splatając ramiona na piersi, a kobieta ucichła. W tym samym momencie wszedł Harry z Mikiem za rękę. Obaj z przerażeniem patrzyli na bliskiego płaczu Louisa. - Dzieci nie skarżą się na Louisa. Wręcz przeciwnie, chłopcy go uwielbiają, świetnie się z nim dogadują.

- Nie obchodzi mnie to! Żadnych pedałów obok mojego syna. Proszę go zwolnić.

- Nie mogę tego zrobić. Nie mam podstaw.

- W takim razie my zabieramy stąd dzieci i załatwię, że żadne inne tutaj nie przyjdą. Zniszczę pani przedszkole. - warknęła matka Aarona, a Ruth spojrzała przepraszająco na Louisa. Szatyn kiwnął krótko.

- W porządku. Sam się zwolnię. - powiedział cicho Louis zerkając na Harry'ego, który miał zbolałą minę. Louis nie chciał tylko, by jeszcze się ktoś dowiedział, że oni są razem, że we dwóch wychowują Mikie'ego. Nie chciał zniszczyć im życia. Odwrócił się na pięcie słysząc słowa aprobaty od matek na jego zachowanie, kiedy nagle odezwał się Mikie.

- Nie, wujku. Nie idź. - powiedział trzęsącym się głosem. Harry mocno ściskał jego rączkę i uważnie obserwował Louisa. Chciał do niego podejść i przytulić go mocno, pocieszyć. Nie mógł znieść widoku płaczącego Louisa. Bolało go serce.

Louis spojrzał na niego po czym uśmiechnął się delikatnie.

- Muszę. Tak będzie najlepiej. - odparł spokojnie, ale przymknął od razu oczy widząc jak ciężkie łzy spływają po policzkach Mikie'ego.

- Nie - chlipnął chłopiec. - Nie rób tego, proszę. - jego głos załamał się na końcu i wtedy chłopiec się rozpłakał. Harry kucnął do niego chcąc go przytulić, ale on wyrwał się biegnąc prosto do Louisa i wtulił się w jego nogi. Szatyn chlipnął po czym nachylił się do Mikie'ego. Ujął w dłonie jego buźkę, a kciukami starł łzy.

- Szkrabie - zaczął spokojnie - to nie oznacza, że nie będziemy się widywać. - starał się powiedzieć coś, co Mikie by zrozumiał, ale tak, by matki nie wiedziały o co chodzi. Nie chciał ich wydać.

- Nie idź. - chlipnął Mikie kręcąc przy tym główką. Louis westchnął głośno, a maluch ponownie zapłakał. Harry bał się, ze mógłby to być kolejny atak, więc podszedł do niego i wziął go w ramiona, mimo, że on wyrywał się do Louisa. Zaczął krzyczeć 'nie' tak głośno i tak boleśnie, że Harry musiał zabrać go w spokojniejsze miejsce, więc udali się do łazienki. Kobiety przyglądały im się zdziwione, a Louis powiedział do niego nieme 'przepraszam', kiedy ostatni raz Harry obdarzył go spojrzeniem i zamknął się w łazience.

Posadził go na sedesie i odgarnął mu włoski z oczu. Michael nadal chlipał, a ogromne łzy spływały po jego policzkach. Powoli brakowało mu oddechu, więc Harry sięgnął do plecaczka na jego plecach i podłożył mu do ust inhalator. Chłopiec wziął dwa głębokie oddechy po czym pociągnął nosem, już spokojniejszy.

- Już nie płacz, słońce. Tatuś nigdzie nie idzie, słyszysz? Tatuś tylko nie będzie tu pracował. Wróci do nas, do domku i wszystko będzie okej, tak? - chłopiec kiwnął niepewnie, a Harry ucałował go w głowę. Siedzieli jeszcze chwilę. Harry sam się uspokajał. Nie chciał się rozpłakać. Wszystko działo się tak szybko. Wystarczyło tylko kilka obraźliwych słów, by zniszczyć im życie. A jeszcze dziś rano było tak miło. Harry wciąż czuł smak ust Louisa na swoich. Pokręcił głową, dłonią przetarł wilgotne policzki.

Z powrotem wziął Mikie'ego na ręce i wyszli na korytarz. Nikogo już nie było, prócz Ruth stojącej w progu sali.

- Gdzie Louis? - spytał cicho, a kobieta odwróciła się.

- Już poszedł. - odparła po czym zrobiła kilka kroków w stronę Harry'ego. - Mam nadzieję, że niczego to między wami nie zmienia.

- Ja też mam nadzieje. - westchnął Harry zerkając na Mikie'ego, który wtulał się w niego mocno.
  
- Ludzie są okrutni - szepnęła Ruth gładząc delikatnie plecy Mikie'ego - Zabierz go domu. No i musicie być teraz z Louisem.

- Tak zrobię. - odparł po czym pożegnał się uśmiechem i wyszli z Michaelem na zewnątrz.

Chłopiec cały czas był cicho, a jego wzrok był nieobecny całą drogę. Harry zadzwonił do Liama, mówiąc mu o całej sytuacji. Chłopak zrozumiał. Stylesa bolała głowa. Nie mógł, potrafił w to uwierzyć, że te wszystkie baby tak po prostu sobie przyszły i oskarżyły Louisa o bycie pedofilem, że bez żadnych dowodów, twierdziły, że molestuje ich synów. Jak w ogóle można tak mówić? Przecież Louis był kochanym słoneczkiem. Wszyscy chłopcy uwielbiają go, Louis świetnie dogaduje się z dziećmi, Mikie kocha go jak prawdziwego ojca. Te durne, bezpodstawne spekulacje, doprowadziły go do płaczu. Louis nigdy nie skrzywdziłby dziecka. To było chore, myśleć w ten sposób. Na dodatek bał się, że go straci.

Dotarli do domu, Mikie sam odpiął się i wysiadł z samochodu, a Harry szybkim krokiem ruszył za nim. Znaleźli Louisa w sypialni, pakującego swoje rzeczy do walizki. Michael podbiegł do niego i złapał go za ręce starając się wyciągnąć go z pokoju.

- Tatusiu - znów zaczął płakać, a Louis wyrwał się z jego uścisku i wrócił do pakowania.

- Przepraszam was - powiedział cicho, starając się nie patrzeć na nich ani nie rozpłakać. Michael siedział po środku pokoju i po prostu płakał, a Harry myślał, że zaraz oszaleje. Louis naprawdę chciał ich zostawić przez te głupie baby.

- Co ty robisz? - szepnął, nie zauważając, że sam już płakał.

- Pakuję się, Harry. - odparł nad wyraz spokojnie.

- Czy ty zwariowałeś? Chcesz nas zostawić? - podszedł do Louisa i wyrwał mu z dłoni koszulkę, którą chciał spakować. Louis z niej zrezygnował i sięgnął po kolejne rzeczy.

- Nie ma innego wyjścia. Przepraszam.

- Co ty pieprzysz? - warknął, był naprawdę wściekły i załamany jednocześnie - Jakiego wyjścia? Po prostu z nami zostań. Dlaczego to robisz?

- Muszę, Harry. Nie rozumiesz? One bez problemu mnie oskarżyły, tak po prostu sobie powiedziały i musiałem odejść z pracy. Sam widziałeś - odparł szatyn przecierając pięściami oczy, nie chciał się rozpłakać. - Nie mogę pozwolić, by dowiedziały się o nas. Mogą oskarżyć też ciebie, mogą zrobić krzywdę Mikie'emu i tobie też. Ja nie mogę do tego dopuścić.

- Louis, proszę.. - chlipnął Harry klękając przed Mikiem, próbując go uspokoić. Chłopiec skulił się w sobie i płakał, nie zwracając na nic uwagi. Kochał Louisa jak drugiego ojca, nie potrafił znieść myśli, że go straci, że Louis odchodzi.

- Nie mogę, Harry. Przepraszam. - pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, a Harry na szczęście jej nie zauważył. Zamknął walizkę i skierował się do wyjścia. - Po resztę rzeczy przyjdzie Niall. - Harry zgarnął Mikie'ego w ramiona i ruszył za Louisem. Szatyn w korytarzu zakładał buty i cienką kurtkę. Styles postawił syna na dywanie, na którym chłopiec się położył i wciąż płakał. Harry podszedł do Louisa i chwycił jego dłonie. Spojrzał na niego załzawionymi oczami.

- Louis, nie rób nam tego. Potrzebujemy cię. Spójrz na Mikiego. Nawet nie wiesz jak go ranisz. On cierpi. I ja też cierpię. Krzywdzisz nas Louis, a jak teraz wyjdziesz to zrobisz to tysiąc razy mocniej - Harry załkał i spuścił na chwilę wzrok, łzy zamazywały mu obraz. - Kochanie. Słońce, kocham cię. A ty kochasz nas, zapomniałeś? Nie zostawiaj nas. - odparł czoło o jego, a ich wargi muskały się lekko. Na chwilę czas się zatrzymał, oddychali tym samym powietrzem i wszystko było w porządku - Obiecałeś. - szepnął. - Że nic nas nie zniszczy.

- Naprawdę mi przykro. - odparł Louis ledwo słyszalnie. Harry puścił jego dłonie po czym odsunął się odwracając od niego wzrok.

- Mikie, słońce, przepraszam. - powiedział Louis i sięgnął do klamki. Chciał, naprawdę chciał ostatni raz go przytulić, ale wyobrażał sobie jakby to wyglądało. Byłoby o wiele ciężej całej trójce. Chciał też pocałować Harry'ego, ale nie mógł. Nie chciał ich zostawiać, jednak... po prostu musiał.

- Louis, do cholery, obiecałeś! - krzyknął za nim Harry kiedy szatyn opuścił ich dom. Sięgnął po jąkać kurtkę z wieszaka i cisnął nią mocno w podłogę krzycząc przy tym bardzo głośno. Przerażony Mikie podniósł na niego oczy, wciąż leżąc na dywanie i wciąż płacząc. Chłopiec był zdezorientowany i cierpiał ale gorsze było to, że jego tata też cierpiał.

- Przepraszam, kochanie. - westchnął Harry po czym nachylił się po syna i wrócił z nim do sypialni. Położyli się razem na łóżku, w butach. Harry położył Mikie'ego na swojej piersi i mocno go do siebie przytulił, razem z zostawioną koszulką Louisa, który pachniała nim. - Poradzimy sobie. - szepnął głaszcząc włoski nadal płaczącego chłopca. On też nie krył łez. Przecież Louis obiecał i tak po prostu ich zostawił. Skrzywdził ich, i to bardzo. Ale Harry był gotów mu wybaczyć. Przeleżeli cały dzień i przespali całą noc, a Harry tylko czekał aż Louis zmieni zdanie i do nich wróci.  

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz