Rozdział dwunasty

4.6K 342 47
                                    

  Potem już było szybciej i lepiej. Następnego dnia Harry zaprosił Lou na randkę a ten udawał, że się zastanawia. Głupi Harry nie zrozumiał i myślał, że Louis naprawdę nie jest pewien. Jednak słysząc uroczy śmiech na swoją reakcję, wiedział, że okropnie się mylił. Nie miał podstaw ku myśleniu w ten sposób. Przecież Louis sam zaproponował, by to Harry następnym razem zainicjował ich kolejną randkę. Styles był tak bardzo zauroczony starszym chłopakiem, że wmawiał sobie różne rzeczy, po prostu. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony, chciał imponować Louisowi, chciał być dla niego gentlemanem.  

Louis oczywiście z ogromną chęcią zgodził się na randkę. Harry zaplanował miły i romantyczny wieczór u siebie w domu. Mikie w tym czasie przebywał u Liama kiedy on czekał na Louisa i po raz enty sprawdzał czy ma wszystkie składniki do przygotowania wspólnie z szatynem przepysznej wegetariańskiej kolacji. Chciał zrobić to razem z nim, ponieważ chciał, by Louis widział jak gotuje i nie miał wątpliwości co do tego czy jedzenie jest kupne czy faktycznie Styles sam je przygotował. Miał świadomość tego, że gotował wyśmienicie oraz wiedział, że w związku z tym może powstać taki incydent. Był świetnie przygotowany jeśli o to chodzi.

Louis przyszedł ubrany w szarą koszulkę, bordową bluzę i obcisłe czarne rurki a na stopach miał tomsy w czarno-białą kratkę. Może to i nie był odpowiedni strój na kolację ale Harry wyraźnie powiedział, że ma się ubrać jak chce, by było mu wygodnie, no tak jak się nosi w weekendy a szczególnie w sobotnie wieczory. Tak więc Louis zapewne ubrał się w ten sposób. I wyglądał cudownie, pomyślał Harry. Jego uda wyglądały niesamowicie w tych spodniach. Włosy natomiast, roztrzepane jak gdyby chłopak wstał dopiero z łóżka, powodowały, że Harry miał ochotę schować w nich nos.

Strój Stylesa na szczęście nie kolidował z ubiorem Louisa. On to już w ogóle poszedł na całość. Przebierał się dziś cztery razy ale w końcu zdecydował się na ciemnoszare ocieplane dresy i kremowy sweterek. No cóż, on się tak nosił w sobotnie wieczory. To naprawdę miała być tylko przyjemna kolacja, we dwoje.

Znali się od czterech tygodni a to była dopiero ich druga randka - nikt by tak nie powiedział widząc sposób w jaki się ze sobą dogadywali. To jak gdyby znali się o wiele dłużej. Już nie było tej całej krępacji, ciągłych rumieńców i zdenerwowanych chichotów. Między nimi było bardzo przyjaźnie, i jeśli dobrze by się przyjrzeć, to można zauważyć tę słodką czułość z jaką obchodził się Harry wobec Louisa oraz uległość i zachwyt starszego nad młodszym. Styles ciągle czuł potrzebę opieki nad szatynem, natomiast on uwielbiał bezpieczeństwo jakie odczuwał w obecności swojego zauroczenia. Wyglądało na to, że wszystko zmierzało w bardzo dobrym kierunku.

Przywitali się słodkim całusem, następnie Louis ujął Harry'ego pod rękę i chichocząc w jego szyję pozwolił poprowadzić się do kuchni. Tam Harry przedstawił mniejszemu swoje sprzęty kuchenne, lodówkę i kuchenkę. A Louis ze śmiechem witał się z maszynami jak z prawdziwymi ludźmi. To było takie urocze, że dołeczki w policzkach Harry'ego zagościły na dobre. Louis był wspaniały dla niego, akceptował jego dziwactwa a nawet chyba je polubił. Nikt inny nigdy nie był dla niego taki.

Razem szykowali spaghetti, bo tylko na to Louis się zgodził, gdyż to jedyna potrawa, którą czasami potrafił przygotować. Jednak nie wiedział na co się pisze. Harry posiadał maszynkę do mielenia w której sam robił makaron! Wystarczyło tylko zrobić ciasto, przelać do maszynki i po chwili żółte gluty wychodziły z dziurek. Louis śmiał się przy tym niewiarygodnie, gdyż nie miał pojęcia, że można makaron zrobić samemu, w domu, że nie trzeba iść po niego do sklepu. No ale cóż, Harry był kucharzem, nie ma co się dziwić.

Kiedy makaron nie wychodził, obaj brali ciasto w ręce i rzucali nim w siebie. Mieli przy tym świetną zabawę, Harry jeszcze nigdy się tak nie uśmiał, natomiast Louis nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak szczęśliwy jak teraz podczas robienia spaghetti z Harrym, ojcem jednego z dzieciaków którymi się zajmował.

Gotowy makaron odstawili i zaczęli robić sos. Harry kroił same warzywa; paprykę żółtą i czerwoną, cebulę, kilka ząbków czosnku, parę pieczarek, do tego suszona bazylia, dwa pomidory i liść laurowy. Louis uważnie obserwował poczynania Harry'ego. Zassał głośno powietrze kiedy brunet dolał do gotującego się sosu pół szklanki białego wina. Był pozytywnie zaskoczony; nigdy w życiu nie widział takiego sosu do spaghetti. Jego zawsze ograniczał się do wody, śmietanki, mielonego mięsa, pomidorów i koncentratu pomidorowego. Sos Harry'ego był bordowy i ostry bez tej całej chemii. Nawet bez mięsa był pyszny - Harry nabrał odrobinę na drewnianą łyżkę, pochuchał, by ostudzić i delikatnie włożył łyżkę do ust Louisa, by ten spróbował i ocenił. Uśmiechnął się widząc zachwyconą minę Louisa. Chłopak oblizał usta i poprosił o jeszcze troszkę.

- Jesteś niesamowity. - westchnął wspinając się na aneks; Harry zauważył, że Louis usiadł w to samo miejsce co jego syn.

- Nie jestem pewien co do tego. - zarumienił się.

- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak świetnie gotował. Jesteś lepszy nawet od mojej mamy! - oznajmił z niesamowitym entuzjazmem w głosie, jednocześnie sięgnąwszy palcem po jeszcze odrobinę sosu.

- Ej! Paluszki przy sobie! - pisnął Harry i potrząsnął łyżką w stronę Louisa. Chłopak zachichotał oblizując palec na co Harry'emu zrobiło się trochę gorąco. To było seksowne. -  Wiesz, moja mama nie jest zadowolona z tego powodu. - zaśmiał się a Louis przekręcił uroczo głowę, nie rozumiejąc zdania. - No wiesz, jej syn lepiej gotuje od niej.

- Ja jestem zachwycony! Możesz mi gotować codziennie.

- Zobaczę co da się zrobić. - mruknął nisko Harry i spojrzał na Louisa, który również na niego patrzył. Przyglądali się sobie przez moment, by po chwili obaj się zarumienili i odwrócili wzrok speszeni. Zaśmiali się cicho na swoje reakcje.

- Jak to się stało, że zacząłeś gotować? - spytał Louis kiedy spaghetti już było gotowe i obaj siedzieli w salonie pod grzejnikiem, przykryci kocem. Na kolanach mieli książki w twardych okładkach, na których były talerze z ich porcją i wciągali makaron. Harry imponował Louisowi swoją oryginalnością, prostotą i niezwykłym poczuciem humoru. Ciągle go onieśmielał i sprawiał, że jego policzki płonęły a w głowie wirowało. To, że nie jedli kolacji przy stole z kieliszkami wina pod ręką i świecami po środku dla nastroju, tylko przy grzejniku, opatuleni różowym kocykiem, sprawiało, że serce Louisa biło w zawrotnym tempie. Nigdy nie pomyślał, że kiedyś będzie robił z chłopakiem (mężczyzną) makaron a potem jadł go w ten sposób. To naprawdę mu imponowało.

- Nie wiem? Po prostu.. kocham to robić. - mruknął Harry z pełną buzią. Siedzieli przy niezasłoniętym oknie, była godzina dziewiętnasta trzydzieści i księżyc odbijał promienie Słońca, które padały na przystojną twarz Harry'ego, sprawiając, że wyglądał jeszcze młodziej. Louis naprawdę był nim kompletnie zauroczony.

- Nie tak. Na pewno jest lub było coś co sprawiło, że pokochałeś gotowanie. - zauważył, wymachując widelcem na Harry'ego, który zaśmiał się uroczo.

- No dobrze. Myślę, że to przez to, że wychowywałem się z mamą i siostrą? No i one zawsze coś pichciły a ja się tym interesowałem. W końcu pozwoliły mi samemu coś robić i na dobre się w to wpakowałem. I teraz jestem lepszy od nich - wyszczerzył się na co Louis pokiwał głową ze zrozumieniem. - Okej, panie mądry. - (panie mądry?! naprawdę?!) - To co sprawiło, że postanowiłeś zostać przedszkolanką, hm? - Louis zakrył usta nadgarstkiem, by nie wypuścić makaronu z buzi, bo miał ochotę wybuchnąć śmiechem.

- Po pierwsze, to nie jestem przedszkolanką, a po drugie, już mówiłem. Tylko szukałem pracy i padło na przedszkole.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie lubisz tego co robisz? - spytał niepewnie Harry, odkładając talerz na bok, gdyż był już pusty.

- Nie, nie. Oczywiście, że lubię. - Louis szybko zaprzeczył. - Kocham te wszystkie dzieciaki. Zawsze uwielbiałem zajmować się maluchami. Pamiętasz, szóstka rodzeństwa. - odparł również odstawiając talerz i oparł się bardziej plecami o ciepły kaloryfer. Rozprostował nogi i ułożył je na udach Harry'ego. Styles zarumienił się ale szybko sięgnął dłońmi do kostek Louisa i owinął je swoimi palcami. Louis zamruczał przymykając oczy.

- Pieszczoszek? - zaśmiał się Harry. Louis wyszczerzył się i kiwnął lekko. - Też lubisz czasem nic nie robić i rozwalić się na kanapie z lampką wina? - spytał wyraźnie ciekawy, zaczął suwać dłońmi po łydkach szatyna.

- Prawie. Tylko nie pije wina.

- Nigdy?

- Um.. za wysokie koszty, a taniego gówna nie lubię - zaśmiał się nerwowo.

- Masz ochotę na wino? - Harry zdjął nogi Louisa ze swoich i zaczął wyplątywać się spod koca.

- Harry, nie -

- Masz ochotę na wino? - powtórzył przerywając Louisowi, mając pewność, że ten pewnie zaprzeczy, że "nie trzeba".

- Poproszę. - mruknął z uśmiechem, który powiększył się, kiedy Harry ucałował go we włosy po czym podszedł do barku.

- Czerwone czy białe? - spytał pokazując mu dwie butelki.

- Białe.

Harry sięgnął po dwa kieliszki stojące w głębi barku po czym trzymając wszystko w jednej dłoni (jakie on ma wielkie ręce, westchnął Louis w myślach) wrócił na swoje miejsce. Dokładnie przykrył kocem nogi i przysnął się bliżej Louisa tak, że ich ramiona stykały się ze sobą i odkorkował wino. Nalał im do połowy kieliszka i podał jeden Louisowi.

- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Mama kupiła je rok temu na moje urodziny. Do dziś go nie otworzyłem, trzymałem je na specjalną okazję.

- I właśnie takowa nadeszła huh? - Louis uśmiechnął się upijając łyk.

- Właśnie tak. - mruknął Harry niemal szeptem. - Okej. Wiesz już czym się interesuję więc...

- Że co? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie robisz nic poza gotowaniem! - oburzył się Louis splatając ramiona na piersi, a Harry wybuchł śmiechem.

- Dobra. Tu mnie masz. Więc... kręci mi mnie fotografia. - odparł upijając łyk swojego wina.

- Robisz zdjęcia?

- Głównie telefonem ale trzy lata temu dostałem od mamy całkiem dobry aparat. No i porobiłem kilka.

- Tak? A pokażesz mi?

- Głownie jest na nich Mikie i przyroda o każdej porze roku i dnia ale skoro chcesz...

- Chcę! - odparł pewnie, więc Harry wstał i zniknął na chwilę w swojej sypialni z której przyniósł pudełeczko, zapewne ze zdjęciami jak domyślił się Louis.

- Proszę. - Harry podał mu różowy kartonik, więc szatyn szybko go otworzył i wyciągnął całkiem niezłej grubości plik fotografii. Zaczął je przeglądać i faktycznie, na większości był Mikie i przyroda. Uśmiechnięty Mikie, uśmiechnięty Mikie w parku, Big Ben, Mikie na moście.. Ale były naprawdę dobre. Niczym z filmu.

- Są świetne, Harry - zaczął Louis z podziwem. - Naprawdę. Masz talent. A Michael jest cholernie fotogeniczny. - Harry wypuścił stłumiony chichot. - Nie myślałeś, żeby -

- Nie, Lou. To tylko takie hobby. Wybrałem gotowanie, tak? - spojrzał na chłopaka odbierając od niego zdjęcia i cmoknął go w policzek kiedy starszy kiwnął lekko. - A ty? Czym się interesujesz?

- Ja.. um.. No sam nie wiem. - wymamrotał wstydliwie, a jego policzki pokryły się rumieńcami.

- Oj, no weź, Lou. Po prostu powiedz co lubisz robić. - oboje sięgnęli ponownie po kieliszki z winem.

- Umm, jeść i spać. - mruknął spuszczając wzrok.

- Louis? - przyjrzał się wyraźnie zdenerwowanemu chłopakowi. Louis po prostu wstydził się przyznać, że on nie ma żadnej pasji, niczym się nie interesuje i jest cholernie nudny. Było mu głupio i czuł się beznadziejnie przed takim cudownym facetem. Harry był piękny, przystojny, wysportowany, pewny siebie, z pasją, był kochany i uroczy i seksowny jednocześnie. A Louis? Był po prostu Louisem, czyli nikim.

- Lou.. - szepnął ponownie, tym razem w jego szyję. Louis zadrżał na ten kontakt. - Co jest?

- Nic. - szepnął.

- W porządku. Nie chcesz o tym rozmawiać, rozumiem i to szanuję. Jest dobrze, Lou. - cmoknął go w policzek na co szatyn kiwnął krótko głową. Harry odsunął się od niego na kilka centymetrów i przyjrzał się zarumienionemu chłopakowi, wyraźnie zażenowanemu i zawstydzonemu. I był cholernie uroczy będąc takim zagubionym i Harry z ogromnym trudem powstrzymywał się, by go nie pocałować, gdyż nie było to odpowiednie w tej chwili.

- Co jest? - spytał Lou, patrząc na Harry'ego ze zdezorientowaniem. - Czemu się tak patrzysz?

- Nic. Tylko... - Harry westchnął przymykając powieki i uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś taki śliczny. - powiedział pewnie i całkiem poważnie na co Louis spłonął rumieńcem i chciał się zaśmiać jednak powstrzymała go poważna mina Harry'ego.

- Ty mówisz poważnie. - zdziwił się.

- Dlaczego miałbym mówić niepoważnie? - Louis wzruszył ramionami i spuścił wzrok. Harry westchnął i odłożywszy kieliszek na podłogę sięgnął dłonią do twarzy Louisa, by nakierować jego wzrok na siebie. - Naprawdę uważam, że jesteś śliczny, a ty chyba mało wierzysz w siebie, huh? - szepnął Harry, ich usta były naprawdę blisko siebie i już chciał pocałować chłopaka kiedy zauważył jak jego niebieskie oczka pokrywa szklista powłoka. Łzy zebrały się w kącikach i Louis chciał się odezwać kiedy Harry mu przerwał.

- Ciii. - szepnął szturchając nosem policzek Louisa po czym starł łezkę, która wydostała się spod bladych powiek. - Nie musisz nic mówić, skarbie. - musnął lekko jego usta. - Ja to zmienię. - mruknął ostatni raz w jego usta i w końcu pewnie przywarł do nich swoimi wargami.

Louis westchnął przez nos. Po omacku odłożył kieliszek na podłogę i zarzucił obie ręce na kark Harry'ego. Poczuł jak chłopak uśmiecha się w jego usta i siada na przeciw niego, by potem zgarnąć Louisa na swoje uda. Szatyn zachichotał i objął nogami pas Harry'ego i oddali się w wir przyjemności, którą czerpali z długiego i czułego pocałunku. Louis dopiero teraz uświadomił sobie co Harry powiedział. Był pewien, iż sprawi, że Louis uwierzy w siebie i pokocha takiego jakim jest. I Louis może trochę wątpił, ale tak, bardzo tego chciał. Chciał, by to Harry był tym, który każdego dnia będzie go zapewniał, że jest ważny, piękny i wartościowy.

Potem całowali się naprawdę długo i Louisa poniosło, kiedy włożył dłonie pod sweterek Harry'ego i zaczął delikatnie opuszkami palców badać wyraźnie mięśnie na brzuchu młodszego. Harry westchnął w jego usta kiedy poczuł te malutkie dłonie na swojej piersi. Przeniósł się z pocałunkami na szyję Louisa i zdążył zrobić mu jedną malinkę i Louis delikatnie odepchnął go od siebie. Przyglądał się chwilę zarumienionej twarzy Harry'ego i jego napuchniętym ustom i Harry robił to samo, pożerając go wzrokiem, aż w końcu oboje się zaśmiali. Louis ukrył twarz w jego szyi jeszcze chwilę chichocząc. Mruknął przeprosiny i przyznał, że to za szybko na takie pieszczoty z czym Harry oczywiście się zgodził. Nie uprawiał przecież seksu na drugiej randce. W ogóle go nie uprawiał. Postanowili więc, by rozluźnić atmosferę, że Harry pokaże Louisowi swój mały domek. Pochwalił się gdzie śpi, gdzie śpi Mikie, opryskali się trochę wodą w łazience malucha, a po wysuszeniu się w sypialni Harry'ego (koszulka Louisa była okropnie mokra, więc Harry pożyczył mu swoją, tę siwą z dużym dekoltem (Boże, Louis wyglądał w niej tak pięknie!)) pożegnali się czułym i długim pocałunkiem i Louis wrócił do swojego i Nialla mieszkania, by jemu pochwalić się jak świetny jest Harry i jak szczęśliwy jest on sam.   

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz