Rozdział osiemnasty

3.3K 285 56
                                    

Louis naprawdę żałował. Nie chciał, żeby to tak wyszło. W ogóle nie planował tej całej wyprowadzki. Nie miał pojęcia, że aż tak go poniesie. Widział idealnie ból w zielonych oczach Harry'ego, słyszał krzywdzący go płacz Mikie'ego. Nie zdawał sobie sprawy, że jest dla nich tak ważny. Ale po wszystkim był pewien, że obaj cierpieli o wiele bardziej od niego. Jak mógł być tak głupi i ich zostawić? Wyprowadzić się? Opuścił ich mimo, że obiecał Harry'emu, że nic ich nie rozdzieli, do cholery. I złamał tę obietnicę.. bo był tchórzem. Był gotów przyznać przed sobą, że był pieprzonym tchórzem. Bał się... sam nie wiedział czego. Przecież miał przy sobie osoby, które kochały go najbardziej na świecie, miał rodzinę, a on się bał innych ludzi. Tego, że inni ich zniszczą, że skrzywdzą Harry'ego i Mikie'ego. A ostatecznie to on to zrobił. Stracił pracę, chłopaka, syna. Stracił wszystko. Przez jeden głupi poryw chwili.

Wsiadł w samochód walizkę wpychając na siedzenie pasażera i ruszył w przeciwnym kierunku. Gorzkie łzy chłodziły jego obojczyki wsiąkając w materiał koszulki. Było mu zimno i chciał przytulić się do Nialla, ale był pewien, że chłopak już o wszystkim wie i będzie na niego wściekły. Tak więc nie jechał do ich mieszkania. Skręcił w ulice prowadzącą do London Eye, włączył radio i zaczął głośno śpiewać razem z The Beach Boys: "Happy times together we've been spending, I wish that every kiss was neverending" i zapłakał jeszcze głośniej, a bolesny szloch wydostał się z jego gardła. Sięgnął dłonią do oczu, by pozbyć się łez i nie spowodować wypadku na wąskiej drodze.

Zaparkował samochód, wyłączył silnik, i oparł się dłonie kładąc na kierownicy. Wziął głęboki drżący oddech. Siedział tak jakiś czas nie myśląc kompletnie o niczym, chcąc się uspokoić. Przymknął czy i oddychał powoli, a jego dłonie nadal drżały. W końcu zdecydował się wysiąść. Zablokował samochód i ruszył gdzieś w głąb zieleniny mijając mnóstwo ludzi, którzy nie zwracali na niego uwagi. Usiadł pod drzewkiem, głowę zadzierając na diabelski młyn. Była godzina dwunasta, środek tygodnia i mało kto tu przebywał. Najwyżej matki z dziećmi i uczniowie na wagarach. Louis oparł głowę o kolana i ponownie zapłakał. Naprawdę czuł się głupio z tym co zrobił, ale mimo wszystko, teraz potrzebował pobyć sam.

Kochał ich, więc czy miłość nie była najważniejsza? Nieważne w jaki sposób, ale razem byliby szczęśliwi. Jednak ludzie są okrutni, a Mikie jeszcze mały. Mogą zrobić mu krzywdę dlatego, że ma dwóch ojców, mogą zrobić krzywdę Harry'emu, im obu jeśli Louis by został. Może więc dobrze zrobił? Chciał ich tylko ochronić, bo ich kochał. Tak będzie lepiej dla wszystkich, Louis postanowił.

Wyprostował wcześniej skurczone nogi, splątując je w kostkach, dłonie położył na udach, głowę oparł o ciepłą korę i przymknął powieki czując kolejne łzy. Słone krople znów spłynęły po jego szyi wsiąkając w materiał koszulki, a Louis siłą woli powstrzymywał rosnącą ogóle w gardle. Mimo wszystko, cierpiał. Nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Mógł nie zakochiwać się w mężczyźnie z dzieckiem, mógł w ogóle się nie zakochiwać, mógł nadal wzdychać do Nialla i nic złego by się nie stało. To wszystko byłą jego winą. Jego ojciec miał rację - do niczego się nie nadawał, wszystko potrafił tylko schrzanić, swoją osobą ranił bliskich.

- Hej, kolego, wszystko w porządku? - usłyszał ciepły kobiecy głos. Uchylił oczy i jedyne co zobaczył to rozmazaną brązową plamę. Nawet nie zauważył, nie usłyszał, że znów płakał i to naprawdę głośno. Zawstydzony sięgnął drżącą dłonią do oczu i wytarł resztki łez. Spojrzał na swoje uda i pokręcił przecząco głową.

- A wyglądam jakbym był w porządku? - warknął, a kobieta westchnęła. - Wszystko jest zajebiście. - zakpił odwracając wzrok od niechcianego gościa, który przysiadł się do niego.

- Nie, przepraszam. - położyła dłoń na jego ramieniu, ale szybko ją zabrała czując, że Louis się wzdrygnął na jej dotyk. - Po prostu.. Wyglądasz na załamanego, a ja chciałam.. chcę tylko pomóc. - starała się brzmieć przyjaźnie, wzroku nie spuszczając ze zbolałej twarzy szatyna. Było jej żal chłopaka i chciała w jakikolwiek sposób zaradzić jego łzom.

- Nie możesz mi pomóc - odparł niechętnie jednak już nie tak wrogo, bo widział dobre chęci w kobiecie, a nie chciał znów kogoś zranić, mimo, że tylko do tego się nadawał.

- A może jednak, hm? - spróbowała z uśmiechem, ale Louis nie chciał odpowiedzieć. Przyglądał się swoim dłoniom, a jedna łezka zatrzymała się na czubku jego nosa. - Okej, więc co się stało?
- Straciłem pracę - chlipnął po krótkiej chwili.

- Hej, to jeszcze nie koniec świata. - kobieta poklepała go po kolanie nadal się uśmiechając, co denerwowało Louisa.

- Oskarżyli mnie o bycie pedofilem.

- Och. Ale nie jesteś nim, prawda?

- A czy ja wyglądam jak pedofil? No powiedz? Wyglądam tak?! - warknął po raz pierwszy patrząc na kobietę. Była młoda, miała może ze trzydzieści lat, jej skóra była jasna i bił od niej przyjemny blask. Wyglądała na miłą, a jej ciemne długie włosy na wyjątkowo zdrowe i miękkie.

- Nie, oczywiście, że nie. Raczej jak.. jak Piotruś Pan. - odparła z lekkim śmiechem, gestykulując dłońmi wokół głowy Louisa. Chłopak uśmiechnął się i kiwnął głową.

- Zostawiłem chłopaka i dziecko. - dodał po chwili ciszy. - I wiem, że bardzo ich tym zraniłem i siebie też. Życie jest do kitu.

- Czemu ich zostawiłeś?

- Bo nie chcę, żeby mieli przeze mnie kłopoty.. - jego głos załamał się na końcu zdania. Naprawdę tego nie chciał i właśnie taki był główny powód jego wyprowadzki, dlatego ich zostawił. Z troski, okej?

- Wnioskuję, że to ma związek z.. 'pedofilią'...? - spytała ostrożnie na co Louis kiwnął. - Słuchaj, nie wiem jak to wszystko wygląda.. ale jestem pewna, że ich kochasz, i oni ciebie też. I kurde nieważne co, tak?, nieważne co się stało, czy co się stanie, ale nie powinieneś był tego robić. To trochę samolubne, wiesz? Niby zrobiłeś to dla ich dobra, ale dlatego, że ty tego chciałeś. A czy oni tego chcieli? Wątpię, bo sam powiedziałeś, że tym ich zraniłeś. Według mnie, takie jest moje zdanie, że rodzina, miłość i szczęście twoje i najbliższych to trzy główne priorytety, trzy prawdy, które ja wyznaje. I ty chyba też powinieneś, co? Pomyśl nad tym...

- ...Louis.

- Pomyśl nad tym, Louis. Dobrze ci radzę.

- Jesteś jakimś psychologiem czy jak..?

- Stephanie. I właściwie to tak, jestem psychologiem. - posłała mu uśmiech, a on go odwzajemnił.

- Mamo? Idziemy? - oboje usłyszeli wysoki, dziewczęcy głosik. Z naprzeciwka machała do nich na oko dziesięcioletnia dziewczynka w bluzce z nadrukiem Hannah Montany i Louis domyślił się, że to córka tej całej Stephanie.

- Muszę iść. A ty jeszcze raz przemyśl co zrobiłeś. - wstała i otrzepała się z brudu. - Trzymaj się, Louis. - dodała na odchodne i ruszyła do córki.

- Ty też, Stephanie - krzyknął za nią, a ona mu odmachała. Kiedy zniknęła z córką z jego pola widzenia Louis ponownie oparł głowę o korę i przymknął oczy.

Miała rację? Kierując się ich dobrem był samolubny? Był tchórzem, to na pewno, ale czy samolubny?

Bolała go już głowa od nieustannego myślenia i płaczu. Jego telefon wyświetlał cztery nieodebrane połączenia, dwa od nieznanego numeru i sześć esemesów. Schował z powrotem urządzenie do kieszeni po czym wstał i wrócił do samochodu. Odpalił go i ruszył do mieszkania jego i Nialla. Teraz na szczęście czuł się bardziej spokojniejszy i mógł bez problemu skupić się na drodze. I szczerze to spodziewał się tego co zastanie na miejscu. Przekroczył próg i od razu przed jego twarzą stanął blondyn z przerażoną i wściekłą jednocześnie miną.

- Louis, czyś ty oszalał? - krzyczał prosto w jego twarz, a szatyn go ingnorował, kierując się do swojego pokoju, niestety chłopak zastawił mu drogę. - Czy to zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś? Co ty w ogóle zrobiłeś?! Pisałem do ciebie, dzwoniłem, Liam do ciebie dzwonił...

- Liam?! Od kiedy gadasz z Liamem?!

- Co? Odkąd jesteś z Harrym, Lou-

- I sobie gadacie, flirtujecie, spotykacie się tak?!

- Louis.

- A przecież jesteś taki hetero! Na mnie to nawet spojrzeć nie chciałeś, a z Liamem się pieprzysz! - krzyknął Louis ze łzami w oczach po czym nawet nie patrząc na blondyna wszedł do swojego pokoju zamykając się na klucz. Zrzucił buty i położył się na łóżku zakrywając się kołdrą. Przycisnął twarz do poduszki tłamsząc w niej płacz, kompletnie ignorując pukanie, krzyki i prośby Nialla.

Wieczorem, kiedy był pewien, że Horan jest u siebie w pokoju, wyszedł do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Zajrzał do kartonu po pizzy, ale widząc dwa ostatnie trójkąty odechciało mu się jedzenia. Ostatecznie wyciągnął z lodówki dwa piwa i po cichu skierował się do swojej sypialni.

- Teraz masz zamiar się upić? - usłyszał zdenerwowany głos blondyna. Spojrzał na chłopaka, a on splótł ramiona.

- Nie twoja sprawa - burknął starając się wyminąć chłopaka.

- A właśnie, że moja. Lou, pogadajmy.

- Pogadaj sobie z Liamem, a mi daj spokój.

- Lou, proszę. - westchnął Niall po czym opuścił ramiona i dał przejść przyjacielowi. - Nie możesz się tak zachowywać - blondyn w odpowiedzi otrzymał trzaśnięcie drzwiami.

Louis z powrotem położył się na łóżku zakopując się pod kołdrą. Otworzył piwo i pociągnął duży łyk. Nikt nie będzie mu mówił co ma robić, a już na pewno nie Niall, który zrobił z niego idiotę. Cały czas podkreślał, że jest hetero, że między nimi nigdy do niczego nie dojdzie, a tymczasem zaczął umawiać się z Liamem. Bezczelny dupek. Nie to, że Louis był zazdrosny, nie darzył już chłopaka żadnym głębszym uczuciem, bo miał Harry'ego.. znaczy już nie miał, ale chodziło o to, że to go po prostu zabolało. I to bardzo. Po co przyjaciel go okłamywał? Żeby się z niego nabijać, gdy Lou robił do niego maślane oczy? Bawiło go to, że jego przyjaciel cierpiał? Czemu wszyscy sobie z niego kpili? Co takiego zrobił, żeby każdy miał prawo go krzywdzić? Był aż tak beznadziejny?

Odłożył pustą butelkę na podłogę i ułożył się wygodnie na kocu. Kolejne łzy wypłynęły spod jego przymkniętych powiek, a szloch wydostał się ze ściśniętego gardła. Tak bardzo chciał się teraz przytulić do Harry'ego, wtulić w jego ciepłe i silne ciało i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Marzył, by usłyszeć ten niski, męski głos, od którego miał gęsią skórkę.. Kochał go tak mocno, i cholernie żałował tego co zrobił, ale tak musiało być. Musiał się pogodzić z tym, że już nigdy nie będą razem, że już zawsze będzie sam. Na nikogo nie zasługiwał..

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz