Rozdział trzeci

4.7K 359 80
                                    


   Liam długo przekonywał Harry'ego, by ten przeniósł syna do przedszkola siostry Payne'a. Młody ojciec nie był zbytnio do tego chętny. Miał kilka dobrych argumentów, tak jak ten, że Mikie chodził do swojego przedszkola już od miesiąca i znalazł tam sobie kolegów. Co prawda Harry w ogóle nie słyszał, by chłopiec mu się chwalił nowymi przyjaźniami, ale kiedy Styles pytał jak układa mu się z kolegami chłopiec od razu odpowiadał, że w porządku. Harry uważał, że jego syn był już po prostu przywiązany do przedszkola, do którego chodził od miesiąca. Jednak nie wiedział, że Michael nie był zbytnio tam lubiany. Dzieci w jakiś sposób dowiedziały się, że nie ma mamy. Wyśmiewały go z tego powodu i nie bardzo chciały się z nim bawić. Była tylko jedna dziewczynka, Natalie, która tak jak on nie cieszyła się popularnością wśród maluchów, gdyż ona nie miała taty. Ta dwójka lubiła się, często spędzali czas razem, ale nie można tu mówić o jakiejś przyjaźni. Po prostu Mikie z nią czuł się lepiej. A tacie nie chciał nic mówić, bo to oczywiste - Harry byłby zły i chciałby pomówić z tymi dziećmi a Michael nie mógł na to pozwolić.

Dlatego kiedy tata powiedział mu w piątek, że przenosi go do innego przedszkola, tam gdzie jest ciocia Ruth, chłopiec był wniebowzięty. Postanowił sobie, że tam zdobędzie kolegów. Mówił o tym przez cały weekend. I nawet pochwalił się wujkowi Edowi, który zagwizdał na tę wiadomość. Spojrzał wymownie na Harry'ego a ten aż się zarumienił pod jego przeszywającym wzrokiem. To był niedzielny wieczór, i Harry poprosił syna, by poszedł do swojego pokoju przygotować rzeczy do nowego przedszkola. Chłopiec wykonał polecenie w podskokach i kiedy zniknął z oczu taty i wujka, Ed zaśmiał się dźwięcznie.

- Co cię do tego skłoniło? Czyżby jakiś słodki chłoptaś mieszkał niedaleko? - wymruczał z uśmiechem do jego ucha, zarzuciwszy mu ramię wokół szyi i przyciągnął go do siebie.
-Żaden chłoptaś. - odpowiedział krótko Harry po czym odsunął się z grymasem od rudzielca. Był już lekko wstawiony i śmierdziało od niego alkoholem. Harry tym razem nie pił. Nie chciał się jutro spóźnić, miał zamiar zrobić pierwsze dobre wrażenie. - Tam go karmią jakimiś świństwami. - skwitował krótko, a z ust Eda wydostał się pijacki śmiech.

- Oczywiście! - zagruchał. - Bo jedzenie jest najważniejsze.

Nie naj, ale ważne. Nie mógł pozwolić, by Mikie źle się odżywiał. Harry był kucharzem. Studiował, kurwa, gastronomię! Michael był synem kucharza. Nie mógł codziennie na śniadanie jeść pieprzone płatki. Liam zapewnił Harry'ego, że kuchnia Ruth szykuje dzieciom zdrowe posiłki. A nawet zaproponował, by sam Harry utworzył dla maluchów menu. I to nad wszystkim przeważyło. Zgodził się bez żadnego ale. Miał już w głowie opracowane śniadania i obiady na poszczególne dni tygodnia. Kiedy tylko Ed został wyrzucony z domu i wepchnięty do zapłaconej taksówki, Harry od razu pobiegł pod prysznic, a potem czyściutki i pachnący wsunął się pod kołdrę i sięgnął po swój zeszyt, gdzie zapisywał własne przepisy na wymyślone przez siebie dania. Mikie był już dużym chłopcem i potrafił sam się umyć i wytrzeć. Tata już dawno go poinstruował, ile mydła wylać na gąbkę czy szamponu na włosy. Chłopiec wiedział gdzie są ręczniki, a o myciu ząbków zawsze pamiętał. Nie było więc problemu.

Utworzył jadłospis na dwa tygodnie i co czternaście dni miał być on powtarzany. Z uśmiechem zamknął zeszyt, odłożył go na swoje miejsce i ułożył się do spania. Był już na granicy snu, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i powolne oraz ostrożne kroki. Udawał, że śpi w duchu ciesząc się na kolejną zabawę z synem. Chłopiec usiadł delikatnie koło nóg taty i położył mu dłonie na lokach, po czym je przeczesał. Harry był zdziwiony taką sytuacją, bo szczerze, liczył na wrzaski i bijatykę ale to było coś innego gdy poczuł małe rączki masujące skórę jego głowy. Udawał więc, że śpi.

- Kocham cię, tatusiu. Jesteś najlepszy - szepnął maluch a po chwili Harry poczuł lekkiego buziaka na swoim policzku. Uśmiechnął się i kiedy chłopiec się odsunął, on uchylił jedną powiekę. Mikie widząc to posłał tacie szeroki uśmiech.

- Jak zwykle kłamiesz - skomentował chłopiec splatając ręce na klatce piersiowej i wydął dolną wargę udając obrażonego, bo tak naprawdę nie był.

- Ja też cię kocham - odparł Harry nie zważając na stwierdzenie chłopca, po czym zgarnął go w swoje ramiona wciągając go pod kołdrę i mocno przytulając. Chłopiec zaśmiał się głośno i wtulił się w ciepłe ciało taty, gdzie po chwili zasnął. Harry nie miał serca go budzić, by szedł do siebie. W sumie mógł go zanieść, ale prawda była taka, że nie chciało mu się.

Odsunął go od siebie tak, by leżał po drugiej stronie łóżka a jego główka spoczywała na poduszce. Harry ułożył się bokiem, po czym podparł głowę ramieniem a łokieć wcisnął w miękką pościel i przyjrzał się synowi. Czuł się okropnie dobrze z tym, że Mikie był cholernie do niego podobny. Może i nie miał brązowych loków i zielonych oczu ale za to miał te słodkie dołeczki i całą resztę. A charakter miał jeszcze lepszy. Harry czuł się dumnym tatą i wcale nie potrzebował do tego matki chłopca. Było o wiele lepiej bez niej, choć nawet nie wiedział jak byłoby z nią, ale nieważne. I tak nie stworzyliby związku. Byliby jedynie rodzicami. A tak Mikie miał super tatę, dla którego był oczkiem w głowie.

Może i Harry potrzebował swojej drugiej połówki, ale patrząc na swojego synka czuł się szczęśliwy.

- Jesteś całym moim światem - szepnął śpiącemu chłopcu, po czym złożył buziaka na jego czole i ułożył się obok niego, a po chwili zasnął.


Następnego dnia, kiedy wybiła godzina szósta na elektronicznym zegarku, Mikie obudził się pierwszy. Wyłączył budzik i rzucił się z uśmiechem na tatę. Potem obaj wykonali poranną toaletę, zjedli razem śniadanie; tym razem Harry przygotował im smażoną cukinię z serem i wiśniami. Mikie przystał na to, bo hej!, szedł do nowego przedszkola za sprawą taty i zrobił mu tę przyjemność i zjadł to co on przygotował.

A potem była tylko dwudziestominutowa podróż samochodem do przedszkola. Harry jeszcze nie zdążył zaparkować, a Mikie już odpiął pasy. Harry jeszcze nie zdążył zgasić silnika a Mikie już wysiadł. Styles czym prędzej pognał za synem, wcześniej zabezpieczając samochód, bo do przedszkola musieli przejść przez pasy a tu była ruchliwa ulica. Bał się o dziecko jak cholera i na szczęście złapał go za ramię przed pierwszą białą linią.

- Mikie! Mówiłem nie biegaj! - krzyknął, a chłopiec skulił się w sobie. - Wołałem cię! Czemu się nie zatrzymałeś? - warknął potrząsając synem. Był po prostu nie tyle co zły, ale przestraszony, przecież nie chciał zrobić mu krzywdy. Zobaczył jak bródka chłopca się trzęsie a kąciki jego ust opadają w dół, mimo że mały próbował to powstrzymać. Harry westchnął głośno i przymknął powieki. Nie chciał źle. Poniosło go.

- Nie chciałem, kochanie - mruknął smutno, po czym ukucnął przed synem. - Poniosło mnie. Przepraszam - odgarnął mu grzywkę z czoła, a chłopiec odwrócił wzrok, jego oczka szkliły się.
- Nigdy na mnie nie krzyczysz - zauważył trzęsącym się głosem.

- Tak, wiem. I naprawdę przepraszam. Tu jest ulica, skarbie. Bałem się, że wlecisz tam i coś ci się stanie. Byłem przerażony, widząc jak biegniesz. A ja krzyczałem, żebyś się zatrzymał - wytłumaczył powoli o co mu chodziło i kiedy skończył, Michael spojrzał na niego. Jakaś starsza pani szła obok nich i posłała uśmiech w kierunku Harry'ego, który to odwzajemnił.

- Przepraszam. Myślałem, że to zabawa. Jak w berka - mruknął chłopiec, po czym rzucił się tacie w ramiona. Harry bez wahania objął go mocno. - Przepraszam. Już nie będę. Tylko nie krzycz.

- Obiecuję. - powiedział szczerze, następnie wstał z synem w ramionach i usadził go na swoim biodrze. Cmoknął go w policzek, na co Mikie zachichotał i ruszyli do wysokiego, zielonego budynku.

W środku już na progu przywitała ich urocza blondynka. Przedstawiła się jako Perrie i zaklepała miejsce przewodnika, co wywołało śmiech u obydwu mężczyzn. Pokazała gdzie jest pokój wszystkich pracowników, kuchnia, weszli również na piętro, by zobaczyć salę pięciolatków (Harry nie wiedział po co, ale dziewczyna się uparła, a była taka miła, że nie miał serca odmówić). Następnie wskazała im salę - bardzo dużą, swoją drogą - gdzie czas będzie spędzał Mikie. Harry'emu od razu rzuciła się w oczy okrągła pupa. Posiadacz niesamowitych pośladków stał do niego tyłem ale był pewien, że to mężczyzna. Musiał przyznać, że był nieco zdumiony, iż taka drobna osóbka posiadała tak cudowną pupę. Perrie mówiła coś do niego, ale on tylko kiwał głową a jego oczy były wpatrzone w te dwie półkule okryte szarym materiałem.Poczuł jak syn ciągnie go za nadgarstek. Spojrzał na niego z wyrzutem, ale zaraz się poprawił, bo Perrie gdzieś zniknęła a Mikie kierował tatę w tamtą stronę. Dał się poprowadzić do szatni, jak się okazało. Stanęli przed podłużną drewnianą półką, gdzie w środku była rurka z wieszakiem. Wyżej był mały kwadracik jak i przy samej podłodze.

- Tato, patrz! Mam samolota! - krzyknął Mikie wskazując tacie naklejkę na wąskim drewnie, tam gdzie kończyła się półka.

- Haha, tak. - zaśmiała się blondynka. - Od dziś to będzie twoja szafka. Na dole będziesz zostawiał buty, które będziesz zamieniał z kapciami, tutaj jest miejsce na kurtki - wskazała na największą szparę - a tutaj na czapki, szaliki i inne takie - pokazała kwadracik na górze i ponownie się zaśmiała. Była bardzo radosna. Harry zauważył, że Mikie ją polubił, więc on ją też.

- Rozumiem, że Ty jesteś opiekunką Michaela? - spytał kiedy chłopiec usiadł na małej ławeczce przed szafką i wyciągnął ręce do taty. Harry podał mu jego plecak z motywem rybki Nemo, który cały czas miał na plecach.

- Och. Nie. Ja się opiekuję pięciolatkami. Z Mikiem będzie Louis i Demi i Jesy - wskazała na dziewczynę przechodzącą obok, miała ona krótkie granatowe włosy, zwykłą białą koszulkę na krótki rękaw, jasne jeansy i Vansy na stopach i pomachała do Harry'ego z uśmiechem.

Odwzajemnił gest po czym spojrzał na Perrie ze wzrokiem, jakby chciał spytać czemu aż trójka opiekunów. - Sześciolatki to liczna grupa - dodała po chwili domyślając się o co chodziło Stylesowi. - Ja współpracuję z Leigh-Anne. A teraz muszę już iść, przepraszam. Mam nadzieję, że się nie zgubicie - zaśmiała się delikatnie, po czym uścisnęła małą dłoń Michaela, dużą Harry'ego i zniknęła na schodach prowadzących na górę.

- Lubię ją. - mruknął Harry do syna. - Jest zabawna - stwierdził, na co chłopiec zgodził się kiwnięciem głowy.

Mikie wstał z ławeczki kiedy na jego stopach były nowe trampki na gumkę w jakieś wzorki przypominające statki kosmiczne. Harry mu je wybierał, więc cóż, były dziwne. Maluch zaśmiał się głośno kiedy pognał w stronę swojej sali, a Harry krzyknął za nim, by nie biegał. Obiecał przecież. Westchnął głośno, kręcąc przy tym głową, ale uśmiechnął się nie słysząc szybkiego tupania stópek jego syna. Wsunął jego trampki do kwadracika na dole, a plecaczek powiesił na wieszaku, po czym ruszył za synem.

Zatrzymał się w półkroku widząc jak przed Michaelem kuca jakiś chłopak, młody mężczyzna prawdopodobnie i z uśmiechem rozmawia z jego synem. Stali w progu sali dla sześciolatków, więc domyślił się, że to jest Louis, i pewnie właściciel cudownej pupy. Uśmiechnął się do siebie i bez wahania stwierdził, że chłopak był ładny. Nie przystojny, był ładny. Śliczny.
Mężczyzna podniósł na niego wzrok po czym posłał mu uśmiech, który Harry odwzajemnił i wznowił swoje kroki. Stanął za Mikiem i położył dłoń na jego ramieniu, nie spuszczając wzroku z uroczego uśmiechu tego słodziaka.

- Cześć - przywitał się wysokim i melodyjnym głosem, na dźwięk, którego Harry'ego przeszedł przyjemny dreszcz. Chciał odpowiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć usta chłopak wznowił swoją przemowę. - Właśnie mówiłem twojemu bratu, że przez następny rok będzie pod moją opieką. - uśmiechnął się szeroko, tak że jego oczy prawie zniknęły a wokół nich pojawiły się urocze kurze łapki. Harry uniósł lewą brew ku górze, bo serio, czy on wygląda aż tak młodo? Na jego twarzy pojawił się grymas, bo nie lubił być brany za brata swojego syna, a na twarzy Louisa pojawiło się zdezorientowanie. - Co? Coś nie tak? - przeraził się a jego wzrok powędrował niżej, do chłopca, który chichotał w swoją dłoń.

- Mikie to nie mój brat. - odparł donośnie, kładąc nacisk na 'nie'. Na policzkach Louisa pojawiły się czerwone plamy. Czuł się okropnie głupio i zawstydzony oraz zażenowany. Mógł poczekać chwilę zanim palnął taką głupotę. Szczerze chciał się zapaść pod ziemię.

- Och. Przepraszam - dotknął dłonią czerwonego policzka i czując jego ciepło zawstydził się jeszcze bardziej.

- Harry to mój tata - zaśmiał się Mikie zdejmując dłoń ze swoich ust i zaśmiał się głośniej. Na twarzy Harry'ego pojawił się szczery uśmiech. Kurde, Louis był taki słodki, pomyślał i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Szatyn posłał mu lekki uśmiech, po czym zrobił krok do tyłu.

- Przepraszam. Nie powinienem - zaczął się tłumaczyć na co Harry machnął dłonią, a z jego ust wydobył się chichot. Louis poczuł miłe trzepotanie w okolicach swojego podbrzusza i... był z siebie dumny, bo nie porównał tego chichotu do chichotu Nialla. Ten facet w lokach był inny, zupełnie. W żadnym stopniu nie przypomniał Nialla a Louis nawet nie pomyślał o blondynie. Wpatrywał się jak zahipnotyzowany w zielone oczy a w jego głowie echem rozbrzmiewał śmiech tego chłopaka.- Spokojnie. Większość ludzi tak myśli. - zauważył Styles i wyciągnął dłoń w stronę chłopaka. - Jestem Harry.

- Lou-louis. - zająknął się szatyn ściskając ciepłą rękę Harry'ego (boże, jak to imię pięknie brzmiało w jego myślach), i dał sobie mentalny policzek za swoje zachowanie, a jego cała twarz razem z szyją były koloru pomidora. Naprawdę chciał zniknąć, bo kompromitował się przed tak uroczym facetem.

- Słodko się rumienisz. - zauważył Harry z uśmiechem, a w jego prawym policzku pojawił się dołeczek. Mikie stał pomiędzy nimi z zadartą główką i z zachwytem oglądał pierwszy raz jak jego tata flirtuje. Nie znał znaczenia tego słowa, ale wiedział, że tata wychwala tego pana, bo mu się podoba. Już nie raz o tym rozmawiali i to było w porządku. Michael rozumiał.

- Ja- ja... um... - oczy Louisa powiększyły się do rozmiaru piłeczek golfowych a jego serce biło nienaturalnym tempem. - Dzi-dziękuję. - wyjąkał w końcu. Harry jedynie się uśmiechnął. Czuł się pewnie w tym flircie i był z siebie dumny, że ten chłopak przez niego się uroczo rumienił i jąkał. Ukucnął, by zrównać się z synem i spojrzał na niego, a Mikie złapał go za loki chichocząc.

- Cicho. - Harry powiedział niemo do syna, ruszając tylko ustami, by Louis nie zauważył. - Przyjadę po ciebie o szesnastej. W porządku? - to pytanie skierował do Louisa zadzierając do góry głowę.

- Um... tak. Przedszkole jest czynne do siedemnastej. Szesnasta jest w porządku. - powiedział na wdechu a Harry posłał mu uśmiech.

- Do tego czasu bądź grzeczny dla Louisa, dobrze? - spytał a Michael pokiwał energicznie głową. Cześć, kochanie - ucałował syna w czoło.

- Pa, tato. - chłopiec się zaśmiał, po czym wbiegł do sali zanim Harry zdążył zrobić jakikolwiek ruch.

- Odkąd się dowiedział, że go przenoszę tutaj... szaleje za tym przedszkolem. - Harry się zaśmiał na co Louis odpowiedział mu jedynie nerwowym uśmiechem. Nie chciał znowu powiedzieć coś głupiego i się skompromitować. - Dobrze. Cóż... - Harry podrapał się nerwowo po karku. - Do widzenia, Louis - posłał mu smutny uśmiech, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z budynku.

- Kurwa. - Louis jęknął do siebie, naprawdę miał ochotę się uderzyć. Harry go podrywał. A on? Zrobił z siebie idiotę. Nawet odpowiedzieć normalnie nie umiał. A ten smutny uśmiech mówił wszystko, Harry się nim rozczarował. Louis też był sobą rozczarowany. Miał szansę umówić się z naprawdę fajnym chłopakiem, albo cokolwiek z nim. A po tym wszystkim... kurwa. Louis wiedział, że następnym razem, i kolejnym i jeszcze raz i tak aż do wakacji, chłopca będzie przyprowadzać mama.

Mikie musiał mieć mamę. Skoro był tutaj, musiał. Najwyżej nie była ona z Harrym, skoro on podrywał Louisa. Bo go podrywał, racja? Podrywał mnie? - spytał sam siebie. Pewnie jak zwykle za dużo sobie wyobrażał.

A Harry ze spuszczoną głową doszedł do swojego samochodu i znów z popsutym humorem ruszył do pracy. Chciał w jakikolwiek sposób pokazać Louisowi, że jest nim zainteresowany. Jednak tylko zrobił z siebie idiotę, bo chłopak najwyraźniej nie był gejem. Był przerażony całą tą sytuacją, tym flirtem Harry'ego. Chociaż to dobrze, że nie był jednym z tych, którzy od razu by go wyzwali i skopali. Chociaż taki plus. Tylko Harry nie miał pojęcia jak znowu pokaże mu się na oczy.

Dotarłszy do restauracji od razu skierował się do kuchni. Na szczęście po drodze nie wpadł na kogoś czy coś. Ale Harry nie narzekał. Wszedł do kuchni a tam zastał Nialla, który znów się do niego uśmiechnął, i Liama. Treacake było otwierane od dziewiątej a było już ósma, co było dziwne, że Payne jeszcze nie ustawiał stolików. W pomieszczeniu była tylko Cherr z Ashem i Michaelem a reszty jak na razie nie było, co było w porządku, bo mieli czas do wpół do dziewiątej. Posłał uśmiech dziewczynie a para chłopaków go nie zauważyła. Nagle, za nim otworzyły się drzwi i wparowała do kuchni Dani i Sophie, które z uśmiechem przywitały go głośnym "cześć, szefie". Harry odpowiedział im szczerze tym samym a wtedy głowy Michaela i Ashtona uniosły się do góry.

- Siemka, Harry. - przywitali się a uśmiech Harry'ego jeszcze bardziej się poszerzył. W końcu poniedziałkowy poranek był jakiś miły, a przynajmniej jego druga część.

- Liam cię woła. - przypomniała sobie Danielle i wskazała na wyjście z kuchni. Harry westchnął ciężko ale z uśmiechem, po czym wyszedł szukając wzrokiem Liama. Chłopak stał na zewnątrz i ustawiał przy wejściu tablicę, pewnie z dzisiejszymi gratisami i daniem dnia oraz szefa kuchni. Stał więc przy oknie i zapukał w nie na co Liam wzdrygnął się przestraszony, a kiedy zauważył śmiejącego się Harry'ego wystawił mu środkowy palec. Pokręcił głową z politowaniem po czym wszedł z powrotem do restauracji.

- Podobno mnie potrzebujesz. - uśmiechnął się Styles a Liam poprowadził go do jednego ze stolików. Usiedli na przeciw siebie.

- Mów jak mój chrześniak czuje się w nowym przedszkolu. - powiedział Payne splatając dłonie na stoliku. Harry uśmiechnął się lekko.

- Szaleje za nim - zaśmiał się krótko co Liam odwzajemnił. - Naprawdę mu się podoba.

- Widzisz? Mówiłem - odparł dumnie Payne prostując się na krześle. - Przyjdę dzisiaj, żeby zdał mi relacje. - Harry kiwnął głową zgadzając się.

- Powiedz mi... znasz Louisa? - spytał drżącym głosem. Czuł się jakby pytał o coś niewłaściwego. Liam uniósł jedną brew ku górze w pytającym geście a Harry przeczyścił gardło. - No... z przedszkola. Jest opiekunem Mikie'ego?

- Tomlinson? Ta. To dobry pracownik, z tego co mi mówiła Ruth. Lubi dzieci, a one lubią jego. Taki Piotruś Pan - zaśmiał się na to stwierdzenie, bo faktycznie jego siostra tak nazywała tego chłopaka. Harry uśmiechnął się do siebie, to był bardzo ładny ekwiwalent.

- On... jest gejem? - spytał piszczącym, bardzo mało męskim głosem, a usta Liama rozciągnęły się w szarlatańskim uśmiechu, co było naprawdę przerażające. Wyglądał jak jakiś psychopata z horroru, albo gorzej, jak Sherlock kiedy wpadł na świetny pomysł i na jego ustach pojawiał się ten socjopatyczny uśmiech. (Sherlock jest całkiem przystojny, pomyślał Harry, nie to co Liam).

- Podoba ci się? - szepnął Payne nachylając się ku przyjacielowi.

- Ugh. Nieważne. Chcę wiedzieć, czy nie zrobiłem z siebie idioty. - Harry ukrył twarz w dłoniach i jęknął żałośnie.

- Idioty? - zaśmiał się Liam.

- Tak, bo... tak jakby... flirtowałem z nim? A on.. cóż. Zdziwiony? I przestraszony, tak mi się wydaję. Jakby to było niewłaściwe co do niego mówiłem. Powiedziałem, że słodko się rumieni, a on potem już w ogóle nie chciał się odzywać.

- Haha! Harry! Żartujesz sobie? - Harry pokręcił przecząco głową. - To, że koleś się zawstydza kiedy z nim flirtujesz, nie znaczy że nie jest gejem! - Liam klasnął dłońmi o swoje uda i znów się zaśmiał.

- Nie? Czyli jest gejem? - Harry się ożywił.

- Słuchaj. To nie jest jakis mój kolega, pracownik czy cokolwiek innego. I jestem pewien, że nawet Ruth nie wie jaka jest jego orientacja. Dlaczego miałbym to wiedzieć tak w ogóle, hm?

- No... nie wiem. Pomyślałem, że...

- To lepiej nie myśl. - Payne zachichotał, a Harry zrobił się cały czerwony. - Jeśli chcesz wiedzieć to sam się go zapytaj. - Harry prychnął po czym wstał i bez słowa opuścił Payne'a, kierując się do kuchni.

- Hej, Harry! Poczekaj! - Liam za nim krzyknął ale on to zignorował. Wszedł do swojego miejsca pracy i bez słowa sięgnął po swój fartuch. Założył go na siebie i podszedł do zlewu, gdzie umył ręce. Jego humor znów się popsuł. Starał się ignorować ciekawskie spojrzenia współpracowników i myślał jedynie o tym, by Mike dobrze się bawił w nowym przedszkolu.
Naprawdę bardzo już chciał do domu.  

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz