Rozdział jedenasty

4.6K 337 66
                                    

Kiedy Harry obejmował Louisa w pasie, szatyn kurczowo trzymał jego płaszcz. Schował nos w ciepłą szyję Harry'ego, co bardzo mu się podobało. Głupi uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Włosy Louisa pachniały tak ładnie, że nie mógł przestać ich wąchać. Korzystał z tego, że Louis był od niego niższy. A Louisowi to nie przeszkadzało. Czuł się tak cudownie w dużych ramionach Harry'ego. Brunet mieścił go całego wywołując uczucie bezpieczeństwa. Wiedzieli, że ludzie im się przyglądali. Niektórzy posyłali bardzo przyjazne spojrzenia, natomiast inni nie byli zadowoleni z ich publicznego okazywania uczuć. Jednak nie przeszkadzało im to w przytulaniu podczas zwykłego spaceru.

Harry momentalnie zacieśnił uścisk wokół pasa Louisa i pociągnął go w swoją stronę. Zdezorientowany szatyn podążył za nim. Styles pchnął jasne, drewniane drzwi i weszli do miejsca, w którym ładnie pachniało. Louis rozejrzał się po pomieszczeniu i okazało się, że są w kwiaciarni. Stanął na środku i zaczął przyglądać się wszystkim roślinkom jakie go otaczały, a w tym czasie Harry podszedł do pustej lady. Zauważył, że w większości przeważały storczyki i konwalie, ale nie potrafił rozpoznać głównego zapachu.

Spojrzał na Harry'ego, który rozmawiał ze starszym mężczyzną. Wydawał się być sympatycznym staruszkiem - ciągle się uśmiechał a zmarszczki wokół jego ust wskazywały na to, że z pewnością był szczęśliwy. Harry odwrócił się i z uśmiechem na ustach zawołał do siebie Louisa. Szatyn stanął obok niego a młodszy chłopak przyciągnął go do siebie.

- Jakie kwiaty lubisz? - wymruczał wprost do jego ucha, a na policzkach Louisa pojawiły się rumieńce.

- Lilie. - odpowiedział trochę cicho. - Kremowe.

- Więc poproszę kremową lilię, najpiękniejszą jaką pan ma. - zwrócił się do mężczyzny. - Dla mojej pięknej randki. - mruknął bardziej do Louisa, ale staruszek usłyszał i uśmiechnął się na to urocze stwierdzenie.

- Oczywiście, postaram się znaleźć najpiękniejszą. - odparł, po czym zniknął za drzwiami.

- Harry, co Ty wyprawiasz? - pisnął zażenowany Louis.

- Kupuję dla ciebie kwiatka. - odpowiedział z szerokim uśmiechem.

- Ale... już zapłaciłeś za kolację. Czuję się rozpieszczany. - burknął w kołnierz swojej kurtki. Starał się pokazać złość, ale nie udało mu się, gdyż radosny uśmiech cisnął mu się na usta, a rumieńce nie chciały zniknąć z jego policzków.

- I dobrze, bo taki jest mój zamiar. - Harry ucałował Louisa we włosy, a wtedy wrócił staruszek. Uśmiechnął się widząc tą sytuację.

- Proszę. - zwrócił się do Harry'ego. - Najpiękniejsza jaką znalazłem. - podał mu kremową lilię okręconą zieloną wstążką.

- Ile jestem winien?

- Dwa funty, poproszę.

Harry podał mężczyźnie należne mu pieniądze i trzymając Louisa w objęciach, wyszedł z kwiaciarni. Stanęli przed drzwiami za sprawą bruneta. Wystawił kwiat w kierunku Tomlinsona, a kiedy przyjął go z zaczerwienioną buzią, nachylił się ku niemu i cmoknął w rozpalony policzek.

- Nie musiałeś. - powiedział Louis z nosem wetkniętym w kielich.

- Ale chcę cię rozpieszczać. - odpowiedział Harry, chwytając dłoń Louisa i dołączyli do ruchu na chodniku. Powoli zaczynało się już ściemniać.

- Harry, to nasza pierwsza randka. - zaśmiał się starszy. - A czuję się jakby to była nasza rocznica.

- Poczekaj tydzień. - odparł dumnie Harry, na co Louis parsknął śmiechem. Tygodnica, pomyślał.

- O. Chodź tu. - mruknął brunet, ciągnąc z szerokim uśmiechem na twarzy mniejszego chłopaka w kierunku stoiska z biżuterią. Była to starodawna biżuteria, bardzo stara. Jak twierdził sprzedawca, miała około trzysta lata. Harry z zafascynowaniem wpatrywał się najróżniejsze naszyjniki i pierścionki. Niektóre miały ogromne oczka z kamienia, albo brzydkie, według Louisa, wzorki. Naszyjniki miały dziwne zawieszki, i w momencie gdy Harry sięgnął po jeden z posrebrzanym centaurem, oczy Louisa rozszerzyły się do maksymalnej wielkości.

- Śliczny, prawda? - spytał Louisa, sięgając po naszyjnik. Louis znieruchomiał i odjęło mu mowę, ponieważ tak naprawdę ten naszyjnik był ohydny. Jak mógł mu się podobać? No ale nie wnikał. Skoro Harry'emu się podobał..

- Tak. - uśmiechnął się sztywno, przez co Harry spojrzał na niego zdezorientowany - Pasuje do Ciebie. - dodał, a Styles szybko się rozchmurzył. Louis zabrał wisiorek z dłoni Harry'ego, po czym założył mu na szyję. - Idź i się przejrzyj. - skinął w kierunku lustra, które stało kilka kroków za nimi, a Harry to zrobił. Louis spojrzał na sprzedawcę.

- Ile za tego centaura?

- Trzydzieści funtów. - odparł Mulat pocierając przy tym ręce. Oczy Louisa ponownie się rozszerzyły. Tyle pieniędzy za tego śmiecia? Jednak zdecydował się, że nie będzie kwestionować ceny. Zdawał sobie sprawę, że to antyk. Na dodatek podobał się Harry'emu, a to on zapłacił za kolację i kupił mu lilię... Louis czuł się winny. Tak więc szybko, póki Harry nie widział, podał sprzedawcy należne pieniądze i podszedł do swojej randki.

- Chodź. - szepnął mu i chwycił za jego potężny biceps, kierując ich w stronę samochodu.

- Louis. Ale naszyjnik...

- Już zapłaciłem. - wyszczerzył się, a na twarzy Harry'ego pojawiły się rumieńce.

- Dziękuję. - w podziękowaniu cmoknął go w policzek. - Wiesz, myślę, że powinienem już wracać.

Louis spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem, ale kiedy policzki Harry'ego stały się purpurowe, pokiwał ze zrozumieniem. W końcu był to pierwszy wieczór od sześciu lat, który Styles spędzał bez swojego syna. Louis domyślił się, że tęsknił albo martwił się, jak każdy rodzic w takiej sytuacji. Musiał przyznać, że nie chciał tak szybko rozstawać się z Harrym.
Dopiero co się rozkręcali. Miał nadzieję na... jeszcze jedną godzinkę spaceru w blasku księżyca? Ale niestety, Harry'ego już ciągnęło do Mikie'ego. Louisowi zrobiło się trochę smutno, ponieważ poczuł się jakby Harry nie chciał już spędzać z nim czasu. Ale zaraz dał sobie mentalny policzek. Przecież Styles zaprosił go już na drugą randkę do siebie na kolację i zdecydowanie planował kolejne. Louis był taki głupi. I taki zakochany.

- Oczywiście. Synek tęskni za tatusiem. - zagruchał uroczo, na co Harry się speszył.

- To nie to. - wymamrotał. - To po prostu... pierwszy wieczór osobno i...

- Rozumiem. Nie tłumacz się. - Louis poczochrał loki Harry'ego. Był z siebie dumny, ponieważ wcześniej nie było go stać na takie gesty. Był zbyt nieśmiały. A Harry go otwierał.

Przeszli jeszcze kawałek, zanim wsiedli do samochodu Louisa. Tym razem to Harry otworzył mu drzwi, za co otrzymał uroczy uśmiech od Louisa. To było naprawdę urocze, kiedy zapraszał go na miejsce kierowcy.

Powrót do domu był wypełniony ukradkowymi spojrzeniami, cichymi chichotami i przyjemną muzyką dobiegającą z głośników. Było naprawdę przyjemnie, a atmosfera urocza. Miłosne piosenki tylko podsycały romantyczny nastrój. Kiedy Louis usłyszał ciepłe słowa, szybko sięgnął do radia i podkręcił głośność.

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz