Rozdział ósmy

4.1K 330 24
                                    


     Louis posmutniał. Harry pierwszy raz od dwóch tygodni nie przywitał się z nim. Zawsze czekał przed salą, aż Louis do niego podejdzie. Czekał, by powiedzieć mu: "Hej, co u ciebie?", a Louis zawsze odpowiadał "Hej, Harry. W porządku. A u Ciebie?". Styles odpowiadał, że u niego też w porządku. Potem wymieniali się krótkimi historiami na temat dnia wczorajszego i planami na wieczór, co chwilę posyłali sobie uśmiechy, aż w końcu docierało do Harry'ego , że nie może się spóźnić do pracy i musi pożegnać się z Louisem. Wczoraj z inicjatywy Louisa przytulili się do siebie (co było dość szokujące dla nich obu) i było to bardzo miłe i przyjemne. Po prostu rozmawiali a Harry podszedł o wiele bliżej niż wcześniej i Lou po prostu... to był odruch. Nachylił się do wyższego i objął delikatnie jego ciało co Harry odwzajemnił dopiero po dwóch sekundach. Był tak duży, że mógł pomieścić całego Lou w swoich ramionach; był cieplutki i pachnący, a Louis tak uroczo malutki, że Harry chciał pozostać w tej pozycji trochę dłużej niż tylko dziesięć sekund, kiedy to z zamkniętymi oczami napawał się ciepłem ciała Louisa, oraz ramionami owiniętymi wokół jego pasa. A teraz Harry poszedł sobie, nawet się z nim nie witając. Co z tego, że posłał mu buziaka w powietrzu. Oczy Louisa zaszkliły się niebezpiecznie co sprawiło że czuł się głupio. To trochę zabolało, bo chciał zapytać o coś Harry'ego ale to nie był powód, żeby płakać. Więc po prostu poczuł się zły i rozczarowany. Pięć minut temu miał zamiar wstać, podejść do Harry'ego, przywitać się i zapytać, czy nie miałby ochoty gdzieś z nim wyjść. Ale Harry po prostu poszedł. Louis tłumaczył to sobie, że prawdopodobnie się śpieszył.

- Wujku? Czy coś się stało? - usłyszał głos małego Stylesa przy swoim boku. Mikie patrzył na niego z zaciekawieniem, oraz lekkim przerażeniem, jakby chciał go przytulić. Był tak bardzo podobny do Harry'ego. Ich oczy były niemalże identyczne, co wcale nie pomagało Louisowi.

- Nie, Słońce. Jest w porządku. Idź się bawić, bo za godzinkę będziemy ćwiczyć cyferki, okej? - posłał chłopcu uśmiech, starając się, aby był on jak najszczerszy. Michael niechętnie go odwzajemnił i pokiwał głową, nim podszedł do trzech chłopców bawiących się prawdopodobnie w policjantów.

Louis uśmiechnął się sam do siebie na widok tych dzieciaków. Uwielbiał je. Wszystkich trzydziestu chłopców. Nie można powiedzieć, że traktował ich jak własne, bo zdecydowanie tak nie było. Kochał je jak kuzynów, czy siostrzeńców. Niektórych jak braci (zawsze chciał mieć młodszego brata). Jednak Mikie to syn faceta, w którym się podkochiwał i bardzo chętnie zacząłby go traktować nieco inaczej, aniżeli jak swojego małego braciszka. A nie chciał taktować Harry'ego, jak ojca jednego z jego podopiecznych. Myślał, że dzisiaj będzie ten wielki dzień, w którym uda mu się to zmienić, ale najwyraźniej Styles tego nie chciał.

Przecież to było niedorzeczne! Może Harry gdzieś się śpieszył? Wiadomym było, że Louis chciałby przedłużyć ich rozmowę, a Harry musiałby mu odmówić. I sprawiłby mu tym samym przykrość. Chociaż teraz sprawił jeszcze większą, ponieważ Lou myślał, że Harry go odrzucił, a nawet nie miał szansy spytać o randkę. Może Harry wiedział i dlatego uciekł? Nie no, skąd miałby to wiedzieć? Powiedział o tym tylko Niallowi... a Niall pracuje z Harrym! Pewnie to on mu powiedział! I teraz Harry uciekł! Nienienienienienie, powtarzał w swojej głowie niczym mantrę. Czy jego jedyny najlepszy przyjaciel byłby w stanie zrobić mu coś takiego? Mimo wszystko wybawił go od upokorzenia, gdyby zapytał Harry'ego o spotkanie, a on by odmówił. To byłoby o wiele gorsze od tej sytuacji. Był wściekły na Horana, ale jednocześnie był mu też za to wdzięczny.
Jednak musiał się dowiedzieć jaka była prawda, więc wstał i nie zwracając na nikogo uwagi, wyszedł z sali, kierując się do łazienki. Zamknął się w jednej z kabin, usiadł na zamkniętej muszli i wyjąwszy telefon, wybrał numer do przyjaciela. Odczekał krótką chwilę, nim odebrał.

- Hej, Lou. Co tam?

- Niall - zaczął Louis zdenerwowanym głosem. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego w jakim był stanie. Sam siebie przekonał, że to przez Horana i był na niego zły, nie mając żadnych dowodów. I było mu też przykro, że Harry ostatecznie go odrzucił.

- Ej, Słońce, co się stało? - zapytał zdezorientowany blondyn.

- Powiedz mi tylko - jęknął Louis twarz zakrywając dłonią po czym westchnął. - Powiedziałeś mu?

- Co? Komu miałem coś powiedzieć?

- Harry'emu. Czy powiedziałeś mu, że chciałem go dziś zaprosić - bardziej stwierdził niż zapytał, a jego głos łamał się przy samogłoskach.

- C-co? Nie, oczywiście, że nie. Lou, skąd w ogóle taki pomysł? Powiedziałeś mi o tym wczoraj wieczorem, a jego jeszcze nie ma w pracy. Nawet jakbym chciał, to nie miałbym jak mu o tym powiedzieć. – Niall szybko się obronił, oczywiście mówiąc szczerą prawdę. - Co się stało, Lou? - spytał jakby szeptem, kiedy szatyn westchnął z ulgą.

- Bo on... przyszedł i... i poszedł. Nie przywitał się. Wysłał mi tylko cholernego buziaka - nie zwrócił uwagi na pisk Nialla, gdy ten usłyszał słowo buziak. - Nie wiem. Może przestraszył się tego, że wczoraj go przytuliłem. Boże, Niall... - jęknął zażenowany i zawstydzony. Było mu głupio, że zachowywał się jak zrozpaczony nastolatek mając dwadzieścia sześć (prawie siedem) lat.

- Przestań bredzić. - burknął zdenerwowany Niall, ponieważ Louis naprawdę gadał już głupoty. Horan doskonale wiedział, że jego przyjaciel podobał się Stylesowi. Już nie raz udało mu się podsłuchać jego rozmowy z Liamem. Chwalił wtedy szatyna i zachwycał się nim. Jak Louis mógł myśleć, że było inaczej?

- Niall - zaczął płaczliwie ale blondyn mu przerwał.

- Cicho. Przyszedł przed chwilą. Gada z Liamem i jest...

- Jaki jest?

- Dziwny? Tak trochę.. nieswój. Przywitał się z Payne'em i teraz siedzą naprzeciwko siebie. I gadają. Liam klepie go po ramieniu, jakby go pocieszał. Śmieszne to trochę - parsknął rozbawiony tym wszystkim; Louis panikuje a Harry aż cały się trzęsie. - Kurde, Lou. Nie wiem co się dzieję, ale niepotrzebnie dramatyzujesz. Może ma swoje jakieś problemy? Nie zachowuj się jak głupi dzieciak. A kiedy Harry przyjedzie po syna to masz go zaprosić, zrozumiano? 

- Zrozumiano. - Louis zachichotał, ale zgodził się. Niall miał rację, on jak zawsze szukał dziury w całym, samemu tworząc sobie problemy.

Rozłączył się z przyjacielem, po czym schował telefon do kieszeni. Ochlapał twarz wodą, aby trochę się odświeżyć i wrócił do dzieci. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to Mikie znów porwany przez dziewczynki i zapewne wrobiony w odgrywanie roli księcia. Młody Styles był naprawdę uroczym chłopcem - miły, dobrze wychowany i nie sprawiający kłopotów. Louis wcale się nie dziwił, że młode kobietki były nim zachwycone. Sam czuł się zaszczycony możliwością sprawowania opieki nad tym maluchem. Był niczym jego wymarzone dziecko. Czasami w nocy, kiedy jego wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach, wyobrażał sobie, że razem z Harrym są małżeństwem i wspólnie wychowują Mikie'ego. Była to cudowna wizja ich życia w przyszłości. Mimo iż znali się dopiero dwa tygodnie to Louis pragnął, aby spędzić z Harrym u boku tysiące następnych.

Usiadł przy swoim mini biurku i przejrzał program dla maluchów. Do końca miesiąca miał nauczyć dzieci jeszcze trzech literek i cyferek. Na szczęście musieli je po prostu znać. Nie musieli tworzyć z nich żadnych słów, liczb czy działań. Byli na to zdecydowanie za mali, a nawet sam Louis nie potrafił za dużo jeśli chodziło o szkołę. Umiał jedynie umilić czas maluszkom i nauczyć ich co nieco o życiu i podstawowych rzeczy, które są potrzebne, aby przetrwać.

Dziś razem z dziewczynami wymyślili dzieciom zabawę, która zatrzymywała czas, jak to określiła Demi. Louis stanął twarzą do ściany, a chłopcy i dziewczynki, wraz z dwiema opiekunkami stanęli kilka metrów za nim. Policzył w myślach do pięciu, aby mogli zrobić kilka kroków, a potem krzyknął "raz, dwa trzy, wujek Louis patrzy!", po czym odwrócił się szybko, a wszyscy stali nieruchomo. Miał spory problem, ponieważ uczestników zabawy było naprawdę sporo, ale dawał sobie radę. Wiedział, że kiedy przyglądał się jednemu dziecku, to kilkoro innych poruszało się o chociażby jeden centymetr. Wygrywał ten, który pierwszy dotknął wujka, a wiadomo było, że każdy chciał być pierwszy.

Zignorował kichnięcie Zoe, które wywołało śmiech u większości dzieci. Udał, że po prostu tego nie widział, ani nie słyszał, a maluchy widocznie się na to nabrały. Wrócił na swoje miejsce, a w międzyczasie chłopcy i dziewczynki przesuwały stópkami po podłodze. Odwrócił się, aby ponownie krzyknąć te same słowa, ale zanim zdążył się obrócić, mała Lindsay wskoczyła mu na plecy głośno piszcząc i śmiejąc się. Louis też się zaśmiał, biorąc dziewczynkę na ręce, a kilkoro innych dzieci też zachichotało, lecz większość obraziła się, ponieważ to one miały wygrać.
W nagrodę po obiedzie dziewczynka otrzymała sześć cukierków, ale reszta też je dostała, tyle, że cztery. Im też się należało, a tak jak obiecał Louis - nikt nie przegrywa, każdy jest zwycięzcą. Kiedy maluchy cieszyły się łakociami, Louis, Demi i Leigh-Anne usiedli w kącie pijąc kawę. Na początek Lovato chwaliła się początkiem swojego wspaniałego i świeżego związku. Była z Nolanem od dwóch miesięcy (jutro miała być ich rocznica) a on już chciał, by dziewczyna z nim zamieszkała. Zwierzyła się współpracownikom (którzy byli bardziej jak przyjaciele), że czuje, że to jest ten jedyny i z pewnością zgodzi się na ich jutrzejszej, rocznicowej kolacji. Leigh trochę się pożaliła, ponieważ jej narzeczony zaczął spędzać więcej czasu z kolegami, niż z nią. Louis pocieszył ją, że to normalne, że powinna dać mu trochę wolności, ponieważ to w końcu facet, który czasem jej potrzebuje. Zaproponował też, aby sama któregoś wieczoru podpuściła go i zaproponowała, aby wyszedł gdzieś z kolegami. Louis zapewnił ją, że wtedy przeprowadzą ciekawą rozmowę, ponieważ on sam taką odbył ze swoim byłym. I to właśnie wtedy Demi zapytała go o Harry'ego.

- Umówiłeś się z nim w końcu? - zachichotała krótko, a Leigh-Anne jej wtórowała.

- Nie. - Louis spuścił głowę i wbił wzrok w swoją kawę.

- Dlaczego nie? Miałeś go dziś o to spytać. - zauważyła Leigh, przysunąwszy się do Lou, po czym objęła jego ramiona.

- Tak, wiem. Ale poszedł sobie i nawet się nie przywitał. - burknął i musiał zamrugać powiekami, by mokra warstwa zniknęła. Ostatnio zrobił się jakiś bardziej wrażliwy.

- Och, Lou. - westchnęła pocierając jego ramiona - Jestem pewna, że się gdzieś śpieszył.

- Ale... nawet na Ciebie nie spojrzał? Nie pomachał Ci? - wtrąciła się Lovato.

- Posłał mi buziaka. – mruknął, a kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze. Fakt, to było słodkie.

- Awww - obie dziewczyny zagruchały, po czym zaśmiały się widząc rumieńce przyjaciela.

- Pewnie ma jakieś swoje sprawy. Wysłał Ci buziaka, Lou. To bardzo ważne. Nie wmawiaj sobie czegoś, czego nie ma, okej? - Louis pokiwał głową. - Spytasz go, kiedy przyjedzie po Michaela.

- Jestem pewna, że się zgodzi! - pisnęła Demi sprawiając, że uszy i szyja szatyna zapłonęły.

- Jesteś taki zakochany - wydawało się, że Pinnock była bardziej podekscytowana perspektywą randki Louisa z Harrym, niż on sam.

Niestety nie było czasu na wyobrażanie sobie spotkania ze Stylesem, ponieważ miał pracę i musiał zająć się dziećmi. Razem z dziewczynami postanowili trochę rozruszać dzieci, więc zorganizowali poranną gimnastykę. Wszystkie maluchy starannie wykonywały ćwiczenia i najwyraźniej sprawiało im to radość. Potem same zaczęły wymyślać sobie zadania - dziewczynki odsunęły się od chłopców, by w spokoju pobawić się w baletnice, a chłopcy rywalizowali między sobą. Najbardziej ambitni byli Mikie, Frank i Bobby. Louis niestety musiał przerwać ich zabawę, kiedy chcieli stawać na głowach. Za karę musieli siedzieć przy ławkach i grać w karty z ukochanym wujkiem.

Potem przyszła pora na drugie śniadanie, z receptury Harry'ego oczywiście. Wszystkie posiłki były wegetariańskie i sam Louis nawet skusił się na twarożek z ziarnistym chlebem, pomidorem, cebulą i odrobiną bazylii. A do tego zielona herbata z dodatkiem lawendy. Kucharki spisały się naprawdę świetnie, ponieważ wszystko było pyszne, a Louis miał ochotę na więcej. Harry był świetnym kucharzem nawet nie gotując. Szatyn zaczął sobie wyobrażać jedną z ich randek, gdzie Styles dla nich pichci, a on stoi obok i z fascynacją przygląda się jego sprawnym dłoniom, krojącym ogórki, oraz pięknej mlecznobiałej twarzy, skupionej na wykonaniu jak najlepszego dania. No cóż, za marzenia nie karzą.

Po leżakowaniu przyszedł czas na odrobinę nauki. Dzisiaj w grę wchodziła matematyka. Louis jej nienawidził, ale podstawy takie jak dwa plus dwa rzecz jasna potrafił. Na szczęście sześciolatki jeszcze nie musiały tego umieć. Louis pokazywał im cyferki od jeden do pięciu, a potem pokazywał na przedmiotach, co oznacza dana cyferka.

Podniósł jedną, czerwoną kredkę, a chłopcy zgodnie krzyknęli: "jeden". Dołączył do niej drugą, po czym usłyszał "dwa". Następnie do drugiej ręki wziął dwie zielone kredki i pokazał dzieciom razem z tymi czerwonymi w prawej dłoni. Połowa krzyknęła "trzy", a jedna trzecia siedziała cicho. Kilku chłopców wraz z Mikiem oznajmili nauczycielowi, że kredek jest cztery. Louis im pogratulował i w nagrodę dostali po trzy kostki czekolady (Harry nie musiał o tym wiedzieć) a pozostałe dzieci po dwie. Louis kochał swoją pracę.  

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz