Rozdział szesnasty

3.8K 296 100
                                    

Marzec z początku był dla nich dobrym miesiącem. Z dnia na dzień kochali siebie coraz bardziej, coraz bardziej czuli się jak rodzina, poznawali siebie na wiele sposobów, zbliżali się do siebie, Louis uczył się jak być dobrym ojcem dla sześcio (prawie siedmio) letniego Michaela, a Harry starał się przyzwyczaić do tego, że gdy jego syn wołał 'tatusia', to nie wołał jego. Musieli przyznać, że trudno im było się zaaklimatyzować, szczególnie Louisowi, który nie widywał się na co dzień z Niallem, ale starał się co najmniej raz w tygodniu wpadać do przyjaciela, a ostatnio to blondyn odwiedził nową rodzinę szatyna. Michael był podekscytowany poznaniem nowego wujka, tak samo jak Irlandczyk nie mógł się nacieszyć grą w piłkę z nowym kumplem, w salonie Harry'ego, który się denerwował, bo w każdej chwili mogli coś zniszczyć. Louisowi jednak podobało się to i nawet chciał dołączyć, ale kiedy Harry posłał mu mordercze spojrzenie, skulił się w sobie rezygnując. Na dodatek przerwał im zabawę proponując jedzenie, czego Niall nie mógł odmówić. Harry nie mógł uwierzyć, że Louis był w nim zakochany. Przecież on i blondyn różnili się kompletnie. Nawet nie miał pojęcia, że jego podwładny jest takim szalonym człowiekiem. Przez niego przez około tydzień musiał odmawiać synowi grę w piłkę i obiecał, że gdy tylko zrobi się cieplej to wyjdą na dwór. On jednak nie był zbyt dobrym sportowcem, za to Louis tak i był gotów zadbać o piłkę nożną dla ich synka.

Niestety początek wiosny nie był ciepły w Anglii. Temperatura nie przekraczała dwunastu stopni i mimo, że słońce grzało przez okno Mikie nie mógł wychodzić na dwór po to, by w krótkich spodenkach i koszulce biegać za piłką z tatusiem. Musiał nacieszyć się pluszową piłką i kolegami w przedszkolu. Z dnia na dzień coraz bardziej ciągnęło go na dwór, więc Harry lub Louis wychodzili z nim na plac zabaw. Jak na złość chłopcu, nie chcieli wychodzić we trójkę, bowiem nie uśmiechało im się to, iż ktoś mógłby ich zauważyć, zachowujących się jak rodzina, gdyż to mogłoby się źle skończyć. Tak przynajmniej oboje twierdzili, bali się problemów po prostu. Jednak zdarzało się gdy Michael zaczynał płakać, bo chciał wyjść z dwoma ojcami, więc tak robili. Na szczęście nie spotykali się z krzywymi spojrzeniami, czy szeptaniem za ich plecami. Ale Harry nie spodziewał się, że gdy on ukradkiem pocałuje Louisa, to zobaczy ich jeden z maluchów, którymi opiekował się szatyn. Nie miał pojęcia, że to się tak skończy.

Tego dnia zaspali. Dzień wcześniej Michael bawił się telefonem Harry'ego i pewnie przypadkiem (lub nie) wyłączył budzik. Od dwóch tygodni Harry używał telefonu, bo ten tradycyjny budzik, który już miał swoje lata niestety się zespół, a żaden z nich nie miał czasu by odwiedzić zegarmistrza. Tak więc zaspali; przerażony Louis zerwał się z łóżka wpół do dziewiątej, nie wiedząc, że miał cztery nieodebrane połączenia i sześć esemesów od Zayna i Perrie i też od Ruth. Zbudził Harry'ego, który niesamowicie ociężale zwlókł się z łóżka, a potem zgarnął w ramiona Michaela zaprowadzając go do łazienki. Tym razem bez śniadania, musieli się szybko wyszykować. Mikie nawet nie protestował, że chce jechać z Louisem. Szatyn wyjechał pięć minut wcześniej, a Harry jeszcze odwiedził sklep kupując jakieś szybkie śniadanie dla jego chłopaka, by mu podrzucić na miejscu i bułki dla siebie. Na dodatek spotkały go korki i musiał przedzwonić do Liama, by wyjaśnić jaka jest sytuacja. Chłopak zrozumiał i zapewnił, że Niall i reszta dadzą sobie radę.

Harry dotarł na miejsce przed dziesiątą. Nikt nie był zdziwiony spóźnieniem jego i Louisa, bo Ruth i koleżanki szatyna wiedziały o nich. Po kryjomy tylko chichotały kiedy Harry ukradkiem wciskał w dłoń Lou papierową torebkę ze śniadaniem, a na koniec pożegnał się z nim buziakiem w policzek.

W restauracji nie było dużo ludzi. Nawet nie połowa stolików byłą zajęta, w końcu była środa, sama Danielle dawała sobie radę, więc Cherr wzięła wolne. Harry czym prędzej zajął się swoją pracą. Jak na złość obok pojawił się Liama, który poruszając nieudolnie brwiami spytał o powód zaspania. Głupi nie chciał uwierzyć w prawdę i kazał Harry'emu nie baraszkować do późna, szczególnie, że ma dziecko po przeciwnej stronie. Głupi, jeszcze raz sobie powtórzył po czym wytknął język plecom Liama i wrócił do krojenia cebuli zastanawiając się co u Louisa.
A on spokojnie pracował, co rusz popijając kawę. Starał się nauczyć kilku chłopców najprostszego wierszyka jaki znał. Po czasie dołączyły do nich dziewczynki, a na koniec zostały one same podśpiewując razem z Louisem i Demi. Dziewczyna przypomniała mu o jutrzejszym pierwszym wyjściu maluchów na zewnątrz, więc musiał ułożyć plan zajęć na kolejne dwa dni, plus chciał też znaleźć nową ciekawą wiosenną piosenkę i razem z dziewczynami mieli ułożyć rozciągającą małe ciałka choreografię na 'dzień dobry'.

Usiadł do brązowego biurka i wyciągnął potrzebne dokumenty. Wyjął je z fioletowej folii i ułożył przed sobą, sięgając po kubek z kawą, by wziąć dwa długie łyki. Chwycił długopis kiedy ktoś pociągnął go za ramię. Louis spojrzał na Michaela stojącego przed nim i posłał mu uśmiech.

- Wujku, pobawisz się z nami? - spytał, doskonale wiedząc, że tutaj nie może mówić do niego 'tato', mimo, że bardzo chciał.

- Nie mogę teraz, słońce. Jestem zajęty. Na razie pobawcie się sami, dobrze? Później do was dołączę. - Louis starał się brzmieć jak najbardziej przekonująco, ale mimo, że uśmiech chłopca lekko zbladł, Mikie kiwnął energicznie główką i wrócił do kolegów z samochodzikiem w ręku.

- Wujek Lou teraz nie może. Szkoda. - powiedział Mikie siadając obok Aarona i dwóch pozostałych kolegów. Mieli kolekcję samochodzików rozłożoną przed sobą i podzieloną na cztery grupy.

- Wcale nie. To nawet dobrze. - burknął ciemnoskóry chłopiec ustawiając swoje resoraki.

- Czemu tak mówisz? Wujek jest fajny. Ja go lubię. - odparł Mikie robiąc naburmuszoną minę.

- A ja nie.

- Dlaczego?
  
- Bo jest głupi. Jest pedałem. - powiedział Aaron całkiem spokojnie, nie odrywając wzroku od swoich samochodzików.

- Co? - Michael zdziwił się robiąc duże oczy, które niekontrolowanie zaszły łzami. Doskonale wiedział co oznacza słowo 'pedał'. Tata kiedyś mu wytłumaczył, że to bardzo brzydkie określenie na chłopców takich jak jego ojciec - lubiących innych chłopców. Powiedział też, że nie można tak mówić i Mikie się tego trzymał, bo to nieodpowiednie. Nie wolno tak na nikogo mówić i bardzo się zdziwił kiedy jego kolega tak nazwał tatusia. Bo przecież nie wolno.

- Nooo.. Całuje się z chłopakami. Fuu. Mój brat powiedział, że to pedał. Wujek Louis jest pedałem. - Aaron spojrzał na Michaela i wytknął mu język.

- Nie mów tak. - bródka Mikiego zatrzęsła się niebezpiecznie. Bolało go to, że kolega tak mówił o jego rodzicach, tak brzydko.

- Bo co mi zrobisz? - warknął ciemnoskóry chłopiec wstając na nogi i wypiął pierś w stronę Michaela.

- Bo to brzydko. Nie wolno tak mówić. Więc tak nie mów. - Mikie poszedł w jego ślady i stanął na przeciwko niego. Starał się nie rozpłakać, mimo, że łzy piekły jego oczka. Tata zawsze mu powtarzał, że jest już dużym chłopcem i nie powinien płakać. Bo duzi chłopcy nie płaczą.

- Wujek jest pedałem! - powiedział pewnie Aaron z lekkim uśmiechem. Podobało mu się wkurzanie kolegi. Jego brat też tak robił.

- Przestań! - warknął Mikie czując, że długo nie wytrzyma. Był wręcz wściekły. Nikt oprócz niego i Aarona nie brał udziały w kłótni, reszta wydawała się nie zauważać ich wymiany zdań. Nawet Louis, który był zajęty wyszukiwaniem piosenki. A Mikie chciał, by tatuś zauważył i przerwał to, by Mikie nie musiał płakać.

- Pedał. - powiedział spokojnie chłopiec splatając ramiona na piersi pokazując, że wcale się nie boi i jest silny.

- Mówię przestań!

- A co? Twój tata też jest pedałem?

- No przestań tak mówić!

- Ty też jesteś pedałem? Hahah - zaśmiał się Aaron widząc łzy w oczach Michaela. To sprawiało, że jeszcze bardziej chciał mu dokuczać.

- Ughhh przestań! - warknął blondyn, jego głos trząsł się niebezpiecznie, a łzy już spływały po jego policzkach, duże niczym grochy.

- Pedały! - ponownie zaśmiał się wyższy chłopiec po czym odwrócił się do Michaela plecami.

- Przestań mówię! Przestań! - Mikie nie wytrzymał, rozpłakał się naprawdę i w złości popchnął Aarona, tak, że ten upadł zdzierając sobie skórę na łokciach na szorstkim dywanie.

- Ała! - krzyknął przesadnie ciemnoskóry, wtedy kilkoro dzieci spojrzało na nich. Chłopak zdenerwował się. Wstał po czym podszedł do płaczącego Mikie'go, złapał go za ramiona i zaczął szarpać, a chłopiec zaniósł się szlochem, sprawiając, że zaniepokojona Jesy ruszyła w ich stronę, ale Louis na szczęście był szybszy. Odsunął od siebie chłopców i kucnął przed płaczącym Michaelem, a Jesy zajęła się czerwonym na twarzy Aaronem.

- Popchnął mnie! - krzyknął, zapytany co się stało. Nic więcej nie chciał powiedzieć. Nie chciał się przyznać, że sprowokował kolegę, który od początku czuł się skrzywdzony.

- Hej, Mikie. Mikie, uspokój się. - szeptał Louis do syna, który zakrywał rączkami napuchnięte oczka.

Płakał bardzo głośno, tak, że ledwo potrafił złapać oddech, krztusił się swoimi łzami. Nic nie pomagały błagania Louisa. Mikie nie potrafił się uspokoić, a szatyn nie miał pojęcia, że chłopiec czasami miewał ataki płaczu. Harry mu nie powiedział. Jednak ostatni raz taka sytuacja miała miejsce ponad około dwa lata temu, kiedy Mikie po raz pierwszy miał zostać u babci na noc całkiem sam, bez taty. Płakał tak poważnie, że ostatecznie Harry zabrał go do domu i nie poszedł na imprezę z Edem. Dlatego nigdy nie zostawiał już Mikie'ego samego. Zawsze byli bardzo zżyci, to Harry znał go najlepiej. Od zawsze u Michaela zdarzały się takie ataki płaczu aż do tamtego momentu. I właśnie teraz, kiedy Louis nie potrafił sobie z nim poradzić. Wiedział, że maluch potrzebuje taty, więc zgarnął go w ramiona i wyniósł z sali, idąc prosto do gabinetu Ruth. Kobiety nie było w zamkniętym pomieszczeniu, ale pojawiła się prawie od razu, kiedy tylko Louis zapukał. Wciąż trzymał płaczącego Mikie'ego na rękach. Chłopiec wtulił się w szyje taty i po prostu szlochał.

- Co się w ogóle stało? - spytała zdezorientowana, pocierając plecki malucha. - Chcesz do cioci? - spytała go, ale on jeszcze bardziej wtulił się w Louisa. - Jak długo płacze?

- Nie mam pojęcia. Ze dwie minuty? - odparł zdyszany Louis.

- Chyba znów ma atak.. - szepnęła, a Louis nie miał pojęcia o czym mówiła, zmarszczył brwi, na co ona machnęła ręką. - Zadzwonię do Harry'ego. - otworzyła drzwi i wprowadziła ich do środka. Louis od razu usiadł w fotelu, mocno tuląc do siebie wciąż płaczącego Mikiego. Szatyn był przestraszony, nie wiedział co się dzieje, nie miał pojęcia o jakimś ataku.

- Myślę, że trzeba zadzwonić po rodziców. - powiedziała Jesy wchodząc do gabinetu z Aaronem z rękę. - Ruth skinęła głową.

- Harry zaraz przyjedzie. - powiedziała do Louisa.

- Słyszałeś Mikie? Tata zaraz będzie, nie płacz. - szepnął chłopcu do ucha i ucałował go w głowę, a on nadal chlipał.

Harry przerażony odłożył telefon. Spojrzał na Liama, który posłał mu zaniepokojone spojrzenie. Styles szybko zdjął fartuch i podał go Niallowi, każąc mu kontynuować za niego i skierował swoje kroki do wyjścia po drodze zgarniając kurtkę. Usłyszał za sobą krzyk Liama.

- Mikie ma atak. - odpowiedział po czym wybiegł z restauracji i szybko wsiadł w samochód. Sprawdził schowek, czy był w nim inhalator. Na szczęście był, bo Michael odziedziczył po nim astmę. Podczas jego ataku płaczu, mógł zgubić oddech i wtedy może być niebezpiecznie. Powinien wiedzieć, że nieważne, że atak astmy miał tylko dwa razy kiedy był jeszcze niemowlakiem, to musi mieć inhalator przy sobie. Powinien go nosić w swoim plecaczku. A teraz Harry był przerażony faktem, że może się coś stać Mikie'emu, który teraz płakał i nikt nie potrafił go uspokoić. Musiał szybko do niego dotrzeć.

- Co się stało? Aaron, powiesz nam? - spytała chłopca Ruth, kiedy jego rodzice przybyli, stali teraz za nim, a jego mama z zaciekawieniem obserwowała Michaela płaczącego od dziesięciu minut w ramionach Louisa. Maluch słysząc te słowa rozpłakał się jeszcze bardziej, więc Louis wstał i wyszedł z nim na korytarz. Usiedli na pluszowym krześle i wtedy pojawił się Harry. Louis posłał mu przerażone spojrzenie, a on czym prędzej zgarnął Mikie'ego w ramiona, który z chwili na chwilę płakał jeszcze bardziej.

- Ciii, kochanie. Jestem tu. Nic się nie dzieje. No już, nie płacz, bo będzie źle, wiesz to. Proszę nie płacz. - szeptał tuląc go do siebie i lekko podrzucając nim w ramionach, zstępując z nogi na nogę. - Proszę, słońce. Nie płacz. - powiedział kiedy Mikie wziął głęboki oddech i zaczął się krztusić. Harry posadził go po czym wyjął z kieszeni płaszcza inhalator, a Louis obserwował go zdziwiony. Nie miał pojęcia. Brunet odciągnął dłoń Michaela od jego buzi i przyłożył inhalator naciskając. Maluch wziął dwa głębokie wdechy i od razu poczuł się lepiej. Jego płacz ustał. Harry posłał mu uśmiech po czym ucałował w czoło.

- Już w porządku? - spytał gładząc jego włoski. Oczka chłopca były przekrwione, buzia cała mokra od łez, usta i powieki spuchnięte, a z noska mu ciekło. Ale się uśmiechnął.

- Mikie ma astmę? - spytał zdziwiony Louis. Harry kiwnął krótko.

- Czemu tak płakał? - zgarnął syna z powrotem w ramiona.

- Właśnie próbujemy się dowiedzieć, chodź. - szatyn ucałował policzek Harry'ego powodując u niego lekki uśmiech i weszli do gabinetu Ruth. Spojrzenia wszystkich skupiły się na nich, kiedy Harry usiadł na fotelu przed biurkiem, a Louis stanął za nimi.

- Pan to wszystko widział, tak? - spytała matka Aarona. Chłopiec miał zwieszoną głowę a jego rodzice wyglądali na gburów.

- Niestety nie. Widziałem tylko moment jak Mikie zaczął płakać.

- Więc może Mikie nam powie co się stało? - Ruth spojrzała na chłopca, który tylko bardziej się schował w ciało taty.

- Michael rzadko kiedy tak płacze, ale jeśli już to musi stać się coś naprawdę poważnego. - odparł Harry po czym spojrzał na ciemnoskórego chłopca.

- Aaron, skoro tak, proszę, powiedz nam co zaszło między wami, co się stało, że Mikie się rozpłakał, hm? - spróbowała jeszcze raz dyrektorka.

- Umm.. bo.. - zaczął niepewnie chłopiec, a Mikie spojrzał na niego ukradkiem. Nie chciał, by Aaron powiedział prawdę. Po prostu nie. - Bawiliśmy się. Samochodami. I... mieliśmy się podzielić po równo, ale ja zabrałem wszystkie najlepsze. - Ruth pokiwała lekko głową pozwalając chłopcu kontynuować. - A Mikie powiedział, że tak nie można. Ale ja się tylko śmiałem i powiedziałem, że jestem lepszy, a on nie. - mamrotał z głową spuszczoną w dół, a Michael obserwował go uważnie, ciesząc się, że chłopak zrozumiał sytuację. - To Mikie mnie popchnął i upadłem. I ja się zdenerwowałem i wstałem i popchałem go mocniej i trząsłem nim, a on wtedy płakał. A ja tylko byłem zły, że mnie popchnął bo tego nie lubię. Nie chciałem, żeby Mikie tak płakał. Przepraszam, Mikie. - spojrzał na chłopca, który kiwnął na to lekko głową i zamknął oczy z powrotem tuląc twarz w brzuch taty, a Harry obejmował go mocno.

- Chłopcy. - zaczęła Ruth. - Powinniście wiedzieć, że przemoc nie rozwiązuje problemów. Mikie, następnym razem zwróć się do któregoś z opiekunów i nie popychaj kolegów, dobrze? - powiedziała łagodnie z uśmiechem w odpowiedzi otrzymując tylko ciche mruknięcie od malucha. - A ty, Aaron, baw się sprawiedliwe, tak? I żadnej przemocy, nawet jeśli ktoś cię sprowokuje, tak?

- Tak. - odparł chłopiec wyraźnie zawstydzony.

- W porządku. Za karę jutro obaj nie pójdziecie na zewnątrz, zostaniecie na sali. - postanowiła dyrektorka. - Możecie państwo wrócić do swoich obowiązków. - kobieta wstała wychodząc zza biurka i pożegnała się z rodzicami uściśnięciem dłoni. Aaron został w przedszkolu, natomiast Harry postanowił zabrać Mikiego'ego do domu. Zatrzymali się z Louisem przed wejściem do sali, Michael nadal był w ramionach taty, nie chciał się go puścić a Harry wiedział, że to go uspokajało.


- Widzimy się w domu, tak? - szepnął Louis stając na palcach po czym nachylił się do Harry'ego i złożył szybkiego buziaka na jego ustach po czym ucałował Mikiego w głowę i poczochrał jego włoski. Harry jeszcze posłał mu uśmiech a następnie wyszedł z budynku. Zapiął syna w jego foteliku i ruszył do domu.

Mikie był cichy przez całą drogę. Gdy tylko weszli do domu on szybko skierował się do swojego pokoju i zamknął drzwi. Harry westchnął ciężko. Znał swojego syna i wiedział, że coś jest nie tak. Mikie nie płakałby przez jakieś samochodziki. Zdjął buty i odwiesił płaszcz, a następnie ruszył do syna. Wszedł cicho do pomieszczenia i zauważył go na łóżku, leżącego i tulącego swojego dinozaura. Wiedział, że tata tu jest, ale starał się go ignorować. Harry usiadł na brzegu łóżka i sięgnął dłonią do jego głowy, przeczesując jego włoski.

- Słońce? To co powiedział Aaron to nie prawda. Mam rację? - spytał delikatnie, a chłopiec kiwnął lekko głową. - Więc jak było naprawdę?

- Nazwał tatusia pedałem. - mruknął po czym mocniej ścisnął misia, a Harry zassał powietrze.

- Jak to? - udało mu się powiedzieć.

- Bo.. chciałem żeby tatuś się z nami pobawił, ale nie miał czasu, a Aaron powiedział, że to dobrze bo go nie lubi, a ja spytałem czemu, a on powiedział, że tatuś całuje chłopaków, więc jest pedałem i dlatego on go nie lubi. A ja wiem, że to brzydko tak mówić, więc kazałem mu przestać, a on się tylko śmiał i nazwał ciebie pedałem, a potem mnie i ja zacząłem płakać i byłem bardzo zły na niego, więc go popchnąłem, a on upadł i się zdenerwował i zaczął mnie szarpać. Właśnie tak było. Przepraszam, tato. - chlipnął chłopiec po czym wziął głęboki oddech, by znów się nie rozpłakać.

- W porządku. - odparł zszokowany Harry i pogłaskał chłopca po głowie. - Broniłeś nas, nie jestem zły. - powiedział, bo taka była prawda. Szkoda tylko, że taka sytuacja miała miejsce. Ktoś już wiedział o Louisie, wiedział to jego podopieczny i to mogło się źle skończyć. Harry miał tego świadomość i bał się bardzo. Musiał powiedzieć Louisowi jak najszybciej.

I zrobił to od razu, gdy tylko Mikie zasnął, a chwilę później szatyn wszedł do domu, pytając o chłopca. Harry złapał go za rękę i poprowadził do salonu gdzie usiedli na kanapie. Louis spojrzał na niego zaniepokojony, więc Harry bez owijania w bawełnę powiedział mu to co powiedział Mikie. Louis przez moment analizował informację po czym odparł:

- Dzieci w tym wieku potrafią to i o wiele więcej, Haz. Są okrutne i nie dbają o uczucia innych-... Czekaj, w sumie to nie. Dbają o uczucia innych, po prostu nie znają mocy swoich słów czy czynów. Będą tupać i krzyczeć dopóki nie zostaną wysłuchane i często, gdy nie stanie na ich racji. Ale, nie znają konsekwencji, nie są ich świadomi. Aaron się tak zachował, bo zauważył, że to zdenerwowało Michaela i chciał spróbować bardziej. Wiem to, bo jego starszy brat to rozrabiaka, a on się niestety od niego uczy. Brat z pewnością nauczył go takich rzeczy. Wiesz, że chłopcy wyzywając się w taki sposób nawet, gdy żaden z nich nie jest gejem. Chciał zrobić mu na złość, bo mnie nie lubi a Mikie tak.


- Lou..

- Haz, pracuje z dziećmi od lat, wiem jakie są ich intencje, co oznaczają zachowania. To wcale nie oznacza, że Aaron wie, że jestem gejem i tak jakby drugim tatą Mikie'ego. Powiedział to w złości, kochanie, i z pewnością, by zdenerwować Michaela. Nikt mu nie wytłumaczy co wolno a czego nie. Nie ma się czego bać, obiecuję. - posłał uśmiech Harry'emu po czym gdy on nie reagował, nachylił się do niego i ucałował jego malinowe usta. - Będzie okej. - i Harry mu wierzył, bo czemu nie. - Nikt nie zniszczy naszej miłości, nikt nas nie rozdzieli, obiecuję.

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz