Rozdział dziesiąty

5.1K 361 34
                                    

      Harry nie miał czasu. Musiał przygotować się na randkę. Ledwo co, oboje przekroczyli próg, Mikie zaczął krzyczeć głośne: "randka randka" i pognał do sypialni taty, gdzie się zamknął na klucz. Ze śmiechem tłumaczył się, że musi wybrać tacie odpowiedni strój. Harry przystał na to i postanowił zaszyć się w kuchni, gdzie przygotowywał wegetariańskie leczo, w którym głównym składnikiem były papryki z restauracji.

Dziesięć minut później, kiedy posiłek grzał się na patelni, do domu wtargnął Liam. Czuł się jak u siebie, więc nawet nie pukał. Wszedł do kuchni, czując przyjemny i smaczny zapach. Stanął obok Harry'ego mieszającego drewnianą łyżką. Styles chyba po raz milionowy, posłał mu karcące spojrzenie, ponieważ Liam zawsze tak wchodził, wywołując u Stylesa groźną minę.

- Po co przylazłeś? - burknął, wrzucając do sosu dwa liście laurowe.

- Przecież mówiłem, że przyjdę. Gdzie Mikie?

- Zamknął się w mojej sypialni. Wybiera mi strój na randkę. - odparł obojętnie, ale prawy kącik ust drgnął lekko ku górze, a sam miał ochotę wykonać taniec szczęścia. Randka randka randka. Wyłączył gaz, po czym sięgnął do szafki nad głową, aby wyjąć trzy, nie dwa - jak miał zamiar, talerze. Ułożył je na stole, dwa nieco bliżej siebie od trzeciego.

- Harry! - pisnął Liam, a Harry mimo wszystko się uśmiechnął. Obrócił się do przyjaciela, opierając się pośladkami o krawędź stołu i skrzyżował ręce na piersi. - O Boże, Harry! Idziesz na randkę! - krzyknął i powachlował twarz dłońmi, przeskakując z nogi na nogę - zupełnie tak jak to robią dziewczyny w tych durnych amerykańskich serialach. To wywołało u Harry'ego szeroki uśmiech, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Liam zgarnął go w ramiona, ściskając mocno.

- Z Louisem. - westchnął Harry w jego szyję, a głupi uśmieszek nie chciał zniknąć z jego twarzy.

- Tak po prostu się zgodził? Jak w ogóle go o to spytałeś? - Liam odciągnął od siebie przyjaciela na odległość ramion i przyjrzał mu się z uśmiechem.

- To on mnie zaprosił. - wymamrotał Styles, robiąc się na twarzy jeszcze bardziej czerwony.

- Ekhem! Co?

- No... to długa historia.

Harry potargał swoje loki, po czym przyłożył chłodne dłonie do policzków.

- Siadaj do stołu. - powiedział spokojnie, a Liam wykonał jego polecenie. Ciągle się uśmiechając, obserwował Stylesa, który mimo, że starał się ukrywać swoje podekscytowanie, to jednak okazywał je swoim zachowaniem, które Liam znał na pamięć.

- Mikie, obiad! - krzyknął Harry, nakładając dwie chochelki na talerz syna. Sobie i Liamowi nalał trzy, po czym odstawił prawie pustą patelnię na kuchenkę, kiedy do kuchni wbiegł chłopiec śmiejąc się głośno.

Harry odwzajemnił to, chichocząc i zgarnął syna na ręce, który wręcz wpadł w jego ramiona. Maluch wetknął twarz w szyję taty wciąż chichocząc i łaskocząc jego delikatną skórę. Zacisnął piąstki na jego koszulce, kiedy Harry lekko go podrzucił, usadawiając na swoim biodrze.

- Co się tak cieszysz? - spytał syna, szturchając nosem jego policzek. Chłopiec spojrzał na niego.

- Bo idziesz na randkę. - wyszczerzył się chłopiec, a Harry podążył za jego śladem, po czym cmoknął go w czoło.

- Umyłeś rączki? - Mikie pokręcił przecząco głową. - To idź i je umyj. I przebierz się. - powiedział, stawiając go na ziemi. Chłopiec przywitał się z wujkiem i podreptał w stronę swojej sypialni. Harry podszedł do kredensu i wyciągnął z chlebaka ciemny chleb, który położył na stole. Po chwili usiadł na przeciwko Liama i spojrzał na niego, na co ten pokręcił głową.

- Co?

- Harry, nie możesz tak.

- Ale, że jak?

- Mikie ma już sześć lat, a Ty nadal nosisz go na rękach. Jest już na to za duży.

- Nie rozumiesz...

- To Ty nie rozumiesz. Traktujesz go jak trzylatka, a on ma jeszcze dwa raz tyle. Poszedł do przedszkola, dorasta. Nie o to chodzi, że go rozpieszczasz, bo wiem, że tak nie jest. Dostaje od Ciebie tysiąc razy więcej miłości niż jakiekolwiek inne dziecko mające obojga rodziców. Ale Harry... chodzi o to, że traktujesz go jak małe dziecko, a on się do tego przyzwyczai. Będzie miał dziesięć lat i też będzie chciał do tatusia na rączki. Będzie miał dwanaście i to wtedy Ty będziesz przyzwyczajony, a Mikie będzie prawie dorosły. Już nie będzie chciał takich pieszczot i tym samym robisz krzywdę sobie i jemu... - Liam cały czas przyglądał się Harry'emu, który zawzięcie wpatrywał się gdzieś w lewo. Zauważył, że oczy przyjaciela pokryły się mokrą warstwą i przestał mówić. Wziął głęboki wdech i znów się odezwał: - Harry?

- To Ty nie rozumiesz. - burknął Styles i pociągnął nosem.. - Nie masz dziecka, Liam. Nie wiesz jak to jest. Nie wiesz jak to jest, kiedy to kruche maleństwo, które długi czas nosiłeś na rękach i przytulałeś do serca nagle tak szybko rośnie i już nie jest takie maleńkie. Nie wiesz, jak to jest, kiedy dziecko dorasta. Nie wiesz, jak to jest być ojcem. Więc nie gadaj mi takich bzdur. - Harry spojrzał gniewnie na przyjaciela. - Mikie to mój syn i to ja będę decydował, kiedy będę go nosił na rękach. To ja go wychowuję, nie Ty. Fakt, dorasta. I to tak strasznie boli. Bo jeszcze niedawno byłem mu do wszystkiego potrzebny, a teraz on chce wszystko robić sam. Już nie jestem mu potrzebny podczas kąpieli, Mikie już sam sprząta swój pokój, sam chce się ubierać, a dwa tygodnie temu nauczył się sznurować buty - Harry chlipnął. - Ostatnio spał u mnie w łóżku pierwszy raz od pół roku, ponieważ uważa, że jest na to za duży. Już nie lubi, jak daję mu buziaki kiedy jesteśmy na zewnątrz i też w domu, kiedy nikt nas nie widzi. Jedyne, co mi pozostało to to, że kilka razy dziennie mi mówi, że mnie kocha no i właśnie to, że lubi kiedy biorę go na ręce. To jedyne czego się nie wstydzi. Bo już nawet nie chce mnie trzymać za rękę, kiedy gdzieś idziemy. Ponieważ mówi, że jest już duży. Więc Liam błagam, oszczędź sobie tego gadania, bo ja to wszystko wiem. Ma jeszcze sześć lat, więc chcę się nacieszyć. Zaraz pójdzie do szkoły, potem na studia, wyprowadzi się i w ogóle nie będzie mnie potrzebował. A teraz chcę się nacieszyć, proszę. - ostatnie słowo wyszeptał, po czym zakrył twarz dłońmi, aby ukryć łzy. Dorastanie syna okropnie go bolało.

Liam chciał się odezwać, ale wtedy Mikie wszedł do kuchni. Usiadł obok taty i przyjrzał mu się ze zmartwieniem. Chwycił go za nadgarstek, ciągnąc rękę w swoją stronę, tym samym odkrywając twarz taty. Harry spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.

- Co się stało? - spytał przestraszony maluch.

- Nic takiego. Coś mi wpadło do oka. - przetarł załzawiony policzek, a Mikie wydał z siebie dramatyczne westchnięcie.

- Ale spokojnie, już wyciągnąłem. - wyszczerzył się Liam.

- Dobrze. - zgodził się Mikie, po czym sięgnął po swoją łyżkę i zaczął jeść. Liam i Harry poszli w jego ślady. Do końca posiłku nikt się nie odezwał.



Harry zapinał swoje ciemne rurki, a Liam siedział na jego łóżku oceniając outfit, kiedy Mikie wylegiwał się na kanapie w salonie, oglądając Dextera. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Maluch zerwał się spod koca i piszcząc jak dziewczynka, doskoczył do drzwi otwierając je. Jego oczom ukazał się wujek Louis w ciemnej koszuli i jeansach. Uśmiechnął się do niego, a szatyn ukucnął, aby lekko przytulić do siebie chłopca.

- Gdzie tata? - spytał, wchodząc do środka, po czym przymknął drzwi.

- Ubiera się! - szepnął Mikie, zakrywając dłonią swoją buźkę i chichocząc. Louis odpowiedział mu szerokim uśmiechem.

- To idź i go zawołaj. Powiedz, że książę przybył. - powiedział bardzo pewnie, goszcząc się w salonie. Chłopiec pokiwał głową z uśmiechem i podreptał do sypialni taty, krzycząc przed samym wejściem:

- Książę przybył!

Stanął w progu, szczerząc się do zdezorientowanego taty, który zapinał swoje spodnie i do wujka Liama, starającego się powstrzymać wybuch śmiechu. Harry spłonął rumieńcem.

- Mikie! Nie mów tak! - oburzył się, po czym zamknął za nim drzwi. - Jeszcze usłyszy... - jęknął żałośnie.

- Sam kazał mi tak powiedzieć!

- Boże... on tu jest.. - westchnął z głupim uśmiechem i pokręcił na siebie głową.

- Rany, przestań panikować. Uspokój się i chodź.

Harry kiwnął głową, po czym przesunął dłońmi po pstrokatej koszuli i wziął głęboki wdech. Posłał przyjacielowi zdenerwowany uśmiech, nim wyszedł z pokoju. Niestety korytarz był pusty.

- Louis? - zawołał go robiąc powolne kroki w stronę drzwi, a Liam wraz z Mikiem wciąż stali przy wejściu do sypialni.

- Jestem. - usłyszał delikatny głos ze strony salonu, a po chwili wyłonił się stamtąd Louis. Stanął dwa metry przed Harrym i słodko się do niego uśmiechnął. Oczywistym było, że Harry zlustrował go od vansów po karmelowe kosmyki. Szatyn miał na sobie ciemne jeansy i ciemną koszulę. Ubrał się jeszcze bardziej elegancko od Harry'ego, który ubrał... to co ubrał. Lekkie rumieńce pojawiły się na jego policzkach, kiedy w głowie ustalił, że powie Louisowi to, co myśli.

- Ślicznie wyglądasz. - mruknął ledwo słyszalnie, nie odrywając wzroku od tej przeuroczej buźki.

- Ty też wyglądasz ślicznie. - odparł Louis, robiąc krok w stronę Harry'ego. - Chciałem Ci kupić różę, ale wziąłem pod uwagę to, że chciałeś mnie pierwszy zaprosić i stwierdziłem, że znów poczujesz się głupio... więc nie kupiłem. - spojrzał nieśmiało na Harry'ego spod rzęs, a Styles kiwnął głową ze śmiechem.

- Dobra decyzja.

- Okej. - westchnął Louis.

- Okej. - westchnął Harry.

Przez chwilę przyglądali się sobie dłużej, niż to dozwolone, jakby grając w grę "kto zarumieni się bardziej". Nie było niezręcznie. Było słodko i uroczo, a Harry poczuł się, jak trzynastolatek idący na pierwszą randkę, co po części było prawdą. Do siedemnastego roku życia był raczej nieśmiały i zamknięty w sobie, a potem pojawił się Mikie i nie miał kiedy się zakochać. A teraz chyba właśnie to zrobił.

- Dobra, Amorki - odezwał się Liam podchodząc do obojga. - Harry, przedstaw mnie. - powiedział bardzo poważnie, zachowując się jak ojciec, a brunet przewrócił oczami, jednak z delikatnym uśmiechem.

- Louis, to jest Liam. - wskazał na Payne'a, który wyciągnął dłoń w kierunku Louisa.

- Najlepszy przyjaciel Harry'ego. - przedstawił się.

- Louis, randka Harry'ego. - odparł z uśmiechem, a Styles znów spłonął rumieńcem. - Czekaj. Jesteś...

- Bratem Ruth, tak.

- Jak fajnie. - wyszczerzył się, przekręcając głowę na prawą stronę, niczym szczeniaczek. Wnętrzności Harry'ego chyba zamieniły się miejscami na ten widok.

- Dobra, chodźmy już.

Harry złapał Louisa za ramię i poprowadził do drzwi. Liam poszedł za nimi depcząc im po piętach. Harry pożegnał się z synem buziakiem w czoło, posłał przyjacielowi przerażające spojrzenie i trzymając w dłoni dłoń Louisa, wyszedł na zewnątrz. Stanęli przed białym mercedesem Tomlinsona i dopiero wtedy uświadomił sobie, że trzymają się za ręce. Zrobił się cały czerwony, tak samo jak Louis. Mniejszy odchrząknął nieznacznie i odsunęli się trochę od siebie. Otworzył drzwi Harry'emu, który jeszcze bardziej zażenowany wsiadł do auta. Louis zajął miejsce kierowcy i spojrzał na profil Harry'ego.

- Przepraszam. - szepnął nieśmiało.

- Za co?

- Poczułeś się chyba niefajnie.

- No bo... ugh. Nie obraź się, Lou, ale wolę być... dominujący?

- Tak, w porządku. - Louis pokiwał głową i posłał Harry'emu uroczy uśmiech.

- Na pewno?

- Jasne. Mogę być mniej męski.

- Nie o to mi chodzi...

- Wiem o co chodzi, Harry. Naprawdę. I jest w porządku. - chwycił go za dłoń. - Więc następnym razem Ty mnie zaprosisz, okej? - Louis spojrzał na Harry'ego w taki sposób, że na policzkach młodszego znów pojawiły się czerwone plamy.

- Okej. - odwrócił zarumienioną twarz uśmiechając się nieśmiało.



Louis na randkę wybrał miłą i ciepłą knajpkę w okolicach swojego zamieszkania, o której Harry nawet nie słyszał. I oczywiście, że był zachwycony tym miejscem. Było tu bardzo przyjaźnie i domowo. Louis zarezerwował stolik z dala od wszystkich, tak by oboje czuli się komfortowo. Harry był zdziwiony, kiedy sięgnął po kartę dań i przeczytał dział z daniami wegetariańskimi. Docenił to tak bardzo, iż musiał o tym wspomnieć Louisowi. Chłopak wiedział, a w sumie zapamiętał, że Harry był wegetarianinem. To było naprawdę cudowne z jego strony.

- Wezmę... chrupiące tofu z kiełkami sojowymi. - powiedział z uśmiechem do cycatej kelnerki, która przed nim jeszcze bardziej eksponowała swoje atuty. Szybko zapisała zamówienie w małym notatniku i spojrzała na szatyna.

- A Ty, Louis? Na co masz ochotę? - spytał Harry Louisa, kładąc swoją dłoń na jego mniejszej i spojrzał na niego słodko. Louis się zarumienił, po czym spuścił wzrok na menu z nikłym uśmiechem. Dziewczyna odchrząknęła znacząco.

- Poproszę zupę cebulową. - mruknął cały czerwony, ale nie zabrał dłoni.

Harry pochwalił Louisa za wybranie tej miłej knajpki, ponieważ jedzenie było nawet smaczne. Jako kucharz to normalne, że oceniał każde danie, którego sam nie zrobił. Najbardziej cierpiała na tym Anne, której syn często krytykował posiłki; a to za mało słone, a to mogłaś lepiej przyprawić. Anne nie czuła się zbyt dobrze ze świadomością, że jej syn gotuje lepiej od niej. Ale co mogła poradzić. Chociaż miała wolne ręce w święta, to Harry wyręczał ją w gotowaniu wszystkiego.

Potem przez chwilę komplementowali się nawzajem, ale rozmowa z minuty na minutę stawała się coraz mniej niezręczna. Powoli zaczynali czuć się wręcz wspaniale w swoim towarzystwie - byli mniej nieśmiali i mniej czerwoni na twarzy. Rozmowa bardzo się kleiła, jakby znali się dłużej niż dwa tygodnie. Tyle, że tak nie było, a Louis chciał bardziej poznać Harry'ego. Wiedział już, że brunet jest cholernie czarujący i sam nie zauważa, kiedy zaczyna flirtować z Harrym- uwielbia go komplementować, ponieważ kocha swojego syna ponad wszystko, na dwieście procent jest świetnym kucharzem, a jego dłonie są... ogromne. A Louis chciał wiedzieć jeszcze więcej.
Pragnął każdego dnia dowiadywać się jednej rzeczy o tym chłopaku.

- Harry, opowiedz mi coś o sobie. - wypalił nagle, wcześniej biorąc łyka chłodnej już herbaty.

- Hah, co takiego? - Harry się zdziwił.

- Chcę Cię poznać. - uśmiechnął się. - Opowiedz mi swoją historię.

- No dobrze. Więc... Harry Styles. Mam dwadzieścia cztery lata, sześcioletniego syna, lubię chłopców i właśnie jestem na swojej pierwszej randce z pewnym, słodkim kolesiem. - Louis zachichotał.

- Przestań ciągle mnie zawstydzać. - położył dłonie na rozpalonych policzkach.

- Lubię Cię zawstydzać.

- Ale nie o taką historię mi chodziło. To już wiem, tylko... czekaj. To Twoja pierwsza randka? - Harry skinął krótko. - Pierwsza pierwsza?
- Tak, pierwsza pierwsza. - zaśmiał się.

- Jestem twoją pierwszą randką? - Louis naprawdę był zdziwiony. Harry był przecież bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Jak nie mógł być nigdy nie na randce?

- Tak, jesteś. Mam cudowną pierwszą randkę. - oparł głowę na ręce i spojrzał na Louisa maślanym wzrokiem. Szatyn spuścił wzrok, zarumieniony. - No bo widzisz... Zawsze byłem raczej nieśmiały, nie lubiłem być w centrum uwagi, nie chciałem być zauważony. Kiedy miałem jedenaście lat zrozumiałem, że jestem gejem i to jeszcze bardziej trzymało mnie z dala od wszystkich. Może i podobałem się komuś, ale nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Zawsze chciałem być sam.

- Typ samotnika. - dodał Louis, a Harry potwierdził kiwnięciem.

- I zawsze był przy mnie Liam. On pierwszy się dowiedział i on jedyny wiedział jak było mi z tym ciężko. Któregoś razu, kiedy miałem siedemnaście lat, poszliśmy na imprezę. Trochę alkoholu... - uśmiechnął się. - Przypałętała się do mnie jakaś długonoga, cycata blondyna. Była zdecydowanie starsza kilka lat. Tak z pięć może... przystawiała się do mnie i ciągle wypychała swoje cycki przed moją twarz. - Louis parsknął w swoją dłoń, a Harry odpowiedział mu przyjaznym uśmiechem. - Pomyślałem, że ona mogłaby mi pomóc. No wiesz... atrakcyjna kobieta... może ona coś zmieni. No i poszliśmy do kibla w tym klubie... uprawialiśmy seks. Rozumiesz? - Harry spojrzał na Louisa szklistymi oczami. - Mój pierwszy raz był w jakimś ohydnym kiblu z cycatą blondyną. Z kobietą... z mężczyzną jeszcze nie... - urwał, kiedy zorientował się, że za dużo powiedział. Westchnął i kontynuował. - To nic nie zmieniło. Potem, ponad rok później, kiedy wracałem ze szkoły przed moim domem stało nosidełko z trzymiesięcznym chłopczykiem. Moim synem. Był tam list od jego matki. Napisała, że jest sanitariuszką czy kimś tam i że dostała propozycję wyjazdu do Afryki, żeby pomagać dzieciom. Ale nie mogła zabrać dziecka. Wspominała, że nie ma go u kogo zostawić. Znalazła mnie i zostawiła Mikie'ego bez pytania. Potem zrobiłem test i się potwierdziło. Mama i Liam mi pomagali. Opieka i wychowanie dziecka to duża odpowiedzialność, Lou. Poświęciłem dla niego wszystko. Tak więc nie miałem w ogóle czasu i nawet też ochoty, żeby gdzieś wyjść z kimś. I pewnie to żenujące, ale dziś jest pierwszy wieczór od sześciu lat, który spędzam na mieście, bez syna, i to na randce.

- To słodkie. - wtrącił Louis, na co Harry pokręcił głową z lekkim uśmiechem.

- Rok temu skończyłem studia, Liam dwa lata temu. Założył restaurację, siostra mu w tym pomogła. Ruth, no wiesz, ona ma przedszkole. No i zacząłem pracować u niego. Mikie poszedł do przedszkola, ale ono było okropne, więc go przeniosłem. Poznałem Ciebie no i teraz jestem tu, z Tobą. - w końcu spojrzał na Louisa, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, pokazując, że wszystkiego wysłuchał.

- Cieszę się, że jesteś tu ze mną. I to naprawdę urocze, że to Twoja pierwsza randka. Schlebiasz mi. - policzki Louisa pokryły się rumieńcami. - Wiesz, Twoja historia jest... imponująca. Poświęciłeś wszystko dla syna... jesteś świetnym ojcem. Tylko mam nadzieję, że teraz chociaż jedną czwartą swojego czasu poświęcisz mi.

- Jeśli tylko tego chcesz..

- Chcę. A Ty?

- Pewnie. - Harry uśmiechnął się nieśmiało. - Więc jeśli można, to zapraszam Cię na drugą randkę. Tym razem w moim mieszkaniu. Zrobię romantyczną kolację.

- Chętnie. - mruknął w swoją dłoń, kiedy Harry splótł ich palce ze sobą na stole.

- Okej, teraz Twoja kolej. - Louis zmrużył oczy. - Chcę usłyszeć twoją historię.

- Nie mam historii.

- Każdy z nas ją ma. - Louis wzruszył ramionami. - Dobrze. Więc może zacznijmy od tego: Dlaczego pracujesz w przedszkolu?

- Ponieważ kocham dzieci. Wychowywałem się z czterema siostrami - Harry rozszerzył oczy - ... a potem, kiedy się wyprowadziłem, mama urodziła jeszcze bliźniaki i w końcu mam brata.

- Szóstka rodzeństwa? - Styles się zdziwił.

- Ta... moja mama miała trzech facetów, sam rozumiesz...

- Dobra. - Harry zachichotał krótko, a Louis odparł mu uśmiechem.

- Ech.. widziałem ich tylko pięć razy... - nagle posmutniał.

- Dlaczego?

- No, bo widzisz... Może zacznę od początku. Miałem chyba jedenaście lat, kiedy odkryłem siebie. Dla jedenastolatka było to trochę dziwne. Nie czułem się z tym dobrze, ale trochę o tym poczytałem - o homoseksualizmie. I zrozumiałem, że to nic złego. Zaakceptowałem siebie. Ale mimo wszystko bałem się komukolwiek powiedzieć. Poszedłem do innej szkoły i tam się zaczęło. Poznałem Stana i tak jakby był moim przyjacielem. Raz widziałem, jak tacy jedni znęcali się nad chłopakiem. Wyzywali go od gejów. I to mnie zabolało, ponieważ czemu obrażali go słowem, które określa mnie? Przeżywałem to przez kilka dni, a Stan, jako mój najlepszy przyjaciel, postanowił ze mną pogadać. I powiedziałem mu. Wiesz jaka była jego reakcja? Przez pięć minut nic nie powiedział, a kiedy zacząłem płakać, on wyszedł. Zostawił mnie samego. Następnego dnia w szkole wszyscy patrzyli na mnie z obrzydzeniem, szeptali między sobą i odwracali się. A po lekcjach Stan razem ze swoimi kumplami... pobili mnie. Powiedział, że nie chce kumpla ciotę i kopnął mnie... tam. Wszystko mnie bolało przez następny tydzień. I przez kolejne dwa lata byłem traktowany jak śmieć. - pociągnął nosem, a Harry przetarł dłońmi oczy. - Dopóki moi rodzice się nie dowiedzieli. Stan im wygadał. Mama płakała, a ojciec się darł. Był wściekły. Nie mogłem zasnąć w nocy. Nienawidzili mnie. Następnego dnia, kiedy wróciłem ze szkoły ojciec zaprowadził mnie do pokoju i kazał się spakować. - chlipnął. - Więc tak zrobiłem. Starałem się nie płakać. Zawiózł mnie do Londynu. Zamieszkałem z synem jego kolegi, który wynajmował sam mieszkanie, w sumie trochę się znaliśmy bo mieszkał niedaleko mnie, fajny z niego chłopak, nawet bardzo - Louis zarumienił się na wspomnienie Nialla, jeszcze niedawno wzdychał do niego. - Ja byłem świetną opcją dla obojga: tata pozbył się syna pedała, a Niall miał łatwiej z czynszem. Miałem osiemnaście lat, Harry. Ledwo co udało mi się skończyć szkołę. Nie miałem szans na studia. Zacząłem szukać jakiejś pracy i tak trafiłem do przedszkola. Pracuję tam już od siedmiu lat. I jest cudownie, mimo, że co roku przybywają do nas nowe dzieciaki. Trzy lata temu mama urodziła bliźniaki. Od siedmiu lat byłem u nich tylko pięć razy. Przez trzy lata rodzice się nie odzywali, ale na szczęście moje siostry tak. Przynajmniej one mnie nie nienawidzą. Zaprosili mnie do siebie, kiedy urodziły się bliźniaki. Na ich pierwsze urodziny i trzy Gwiazdki.

- Niemożliwe... - usłyszał płaczliwy szept Harry'ego.

- Ale daję sobie radę. Mam Nialla, który jako jedyny tutaj wie, że jestem gejem. No i jeszcze Ty i dziewczyny z pracy.

- Ruth nie wie? - chrypnął Harry.

- Nie. Nie potrzebuję jej tego mówić. Nie chcę się ujawniać.

- Ale jestem pewny, że ona zrozumie. Znam ją i ona wie o mnie. Jest w porządku, Lou.

- Nie, Harry. Nie chcę. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze się dowiedział. Ponieważ dowiedzą się wszystkie matki, których dziećmi się opiekuję. Wiesz co by się stało, gdyby dowiedziały się, że ich synami osiem godzin dziennie zajmuje się gej? Pewnie od razu stwierdzą, że jestem pedofilem! Bo przecież gej to pedofil, każdy to wie... oskarżą mnie i co. Potem sąd i więzienie...

- Louis... - Harry chciał powiedzieć, że szatyn przesadza, ale ten mu przerwał.

- Nie, Harry. Wiem jak będzie. Zawsze tak jest. A jak miałbym się wybronić? Komu uwierzysz? Matce z dzieckiem, czy gejowi? - Harry przymknął oczy i pokręcił głową. - No widzisz. Więc nie chcę nic mówić. Nie chcę przeżywać znów tego samego. Nie chcę, żeby inni mnie znienawidzili. Znowu.

- Ja Cię nie nienawidzę. To, że jesteś gejem idzie mi nawet na rękę. - Harry uśmiechnął się do szatyna, a on się zaśmiał.

- Jesteś niemożliwy. Sprawiasz, że się śmieję i rumienię, kiedy przed chwilą chciałem płakać.
- Ponieważ wolę kiedy się śmiejesz i rumienisz, niż kiedy płaczesz.

- Jesteś taki słodki. - Louis ścisnął dłoń Harry'ego. Przez cały ten czas ich palce były splecione ze sobą. Westchnęli równocześnie i przez chwilę wpatrywali się w siebie.

- Dobrze. Więc już znamy się trochę lepiej... co teraz? - wtrącił Harry.

- Wiesz. Nie miałem planu na dalszą część randki. Może się przejdziemy? Jakiś romantyczny spacer?

- Pewnie. Rachunek, proszę. - powiedział do kelnera, który przeszedł obok nich. Mężczyzna pokiwał głową i za chwilę wrócił z papierkiem, podając go Harry'emu.

- Harry, nie.. - jęknął Louis wstając, po czym podszedł do bruneta, który wyjmował banknoty z portfela, by podać je kelnerowi.

- Ciii - odszepnął mu, po czym cmoknął go w skroń a Louis spłonął rumieńcem i już się nie odezwał. Harry podał rachunek mężczyźnie, a następnie sięgnął po kurtkę Louisa i pomógł mu ją założyć. Założył swój płaszcz i sięgnąwszy po dłoń Louisa, wyszli z restauracji.

- Naprawdę jesteś niemożliwy. - burknął Louis, kiedy wyszli na chłodne powietrze i skierowali się chodnikiem przed siebie. - Ja zaprosiłem Cię na randkę, a Ty zapłaciłeś.

- Wiesz, że wolę być bardziej męski. - zaśmiał się Harry, po czym objął mniejszego w pasie. - Pozwól mi być gentlemanem.

- Dobrze, pozwalam. - szepnął z lekkim uśmiechem, na co Harry ucałował go w policzek. To nic, że oboje się zaczerwienili i to nic, że Harry siebie nie poznawał. Nigdy nie był tak odważny i pewny siebie. Wobec Lousia był zupełnie inny. Po usłyszeniu jego historii miał ochotę się nim zaopiekować i wyglądało na to, że Louis nie miał nic przeciwko.   

His smile... is just wonderfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz