deux

14.1K 1K 822
                                    

Alex

Ostrza łyżew wbijają się głęboko w lód jak sztylet w ciało wroga. Kiedy kogoś mordujesz musisz wbić mocno i głęboko. Tak samo na lodowisku. Gdy grasz wychodzisz, żeby zamordować. Zamordować słabości, resztki litości i sumienia, które masz w sobie. Twardość i brutalność zostają nową religią. Hokeiści uwielbiają krew.

Rozrywające od środka ciepło, nie wiadomo czy ze zgrzania, czy z dawki adrenaliny krążącej jak heroina w żyłach wprawiało w taki obłęd, że chciałem tylko więcej, jakbym się uzależnił. Nasz mózg interpretował wysiłek fizyczny jako sytuację stresową, dlatego zmęczenie, ból czy dyskomfort psychiczny przestawały mieć znaczenie. Ubóstwiałem tą nakręcającą dawkę dopaminy i serotoniny.

Moje kipiące kompletnym chaosem spojrzenie trafiło na ciebie, kiedy zajechałeś Vince'owi drogę. Lód rozszczepiał się pod ostrzami twoich łyżew, pozostawiałeś za sobą szramy. Zrobiłeś dość płynny obrót i wjechałeś w niego, z premedytacją, z pełną arogancją wyeksponowaną w twoich ruchach. Vince uderzył o barierki, aż się zatrzęsły i oboje padliście na twardy lód.

Bez chwili zwłoki wstałeś, kropelki potu spływały z wilgotnych włosów po twoim czole.

– Orientuj się, typie. W dupę ci następnym razem wjadę – parsknąłeś do niego kpiąco na odchodne.

Luka mknął z krążkiem do bramki, czasami wyglądał jakby niemal biegł, pojechałem w jego stronę. Zdecydowanie nie był dobrym łyżwiarzem. Wykiwałem go i przejąłem krążek, zawróciłem w stronę bramki po drugiej stronie.

Dość prędko mnie dogoniłeś, rzuciłeś się agresywnie w moją stronę przez co nasze ramiona się o siebie otarły. Spojrzenia się spotkały, moje – zdeterminowane i twoje – przechodził przez nie wyzywający cień. Walczyliśmy o krążek, napieraliśmy na siebie napastliwie, żaden nie chciał odpuścić. Jakbyśmy chcieli udowodnić sobie nawzajem kto tutaj dominuje.

Byłem już blisko bramki. Odciągnąłem krążek na bok, kawałek za prawą nogę, abyś nie mógł go przejąć, łopatką kija zakryłem go. Przeniosłem siłę nacisku w stronę celu, przekręciłem nadgarstek, by zbliżyć go do łopatki, jednocześnie pchając dolną ręką ułożoną na kiju. Zainicjowałem gwałtownie strzał, uderzając w lewy dolny róg bramki. Trafiłem w siatkę pięknym wrist shotem.

Nasz amatorski mecz przerwał gwizdek trenera.

Dyszałeś głośno, miałeś poplątane loki, mokre od potu.

– Kończymy na dzisiaj. Lećcie pod prysznic. W poniedziałek widzę was wszystkich o 8.30 gotowych na boisku. Spróbuj, któryś nie być na czas a wypatroszę gołymi rękami. – rzekł trener, zabrzmiało groźnie, ale się uśmiechał.

Poczułem, że chwyciłeś mnie za ramię i przybliżyłeś wargi do mojego ucha. Byliśmy nieco dalej od reszty drużyny.

– Następnym razem cię zniszczę – wyszeptałeś, czułem twój świszczący oddech na policzku, miodowo cytrusowy jak gumy, które żułeś. Jasne, bra. Wmawiaj sobie.

Po szybkim kurewsko zimnym prysznicu siedziałem na ławce przy szafkach w samych dresach, naciągniętych na nich skarpetkach i adidasach.

Pomimo kąpieli mięśnie miałem spięte jak cholera, całe szczęście została ostatnia lekcja. Trener dał nam dzisiaj taki wycisk, że miałem wrażenie jakbym wyzionął ducha i zostało tylko same sparaliżowane ciało, które nadawało się jedynie do wycięcia z niego narządów wewnętrznych i zdobycia trochę forsy. Mieliśmy rozegrać mecz z drużyną z Boulogne-Billancourt już w poniedziałek.

– Psst, ziomo. – usłyszałem twój głos, gdy wycierałem włosy. Miałeś jedynie ręcznik owinięty wokół bioder, a kropelki, teraz już nie potu, tylko wody spływały po twoim ciele i twarzy.

BromanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz