quatre

11.6K 1.1K 626
                                    

– Bra, co ty taki napalony? – roześmiałem się i szarpnąłem cię za ramiona. Tak się upiłeś, że już stawał ci bez powodu. – Uspokój swojego smoka, zanim zacznie ziać ogniem.

Kopnąłeś mnie w podbrzusze chyba niechcący, trochę zdezorientowany. Parsknąłem cicho. Och, bra, ty pierdolnięty byczku.

Rzuciłeś wzrokiem na swoje krocze z uniesioną brwią, jednak nieprzejęty wzruszyłeś ramionami.

– Opadnie pewnie jak walnę kielicha, czy tam dwa – stwierdziłeś już w żarcie, wiedziałeś, że ci na to nie pozwolę.

Wstałem z kanapy, ależ ja byłem ujebany. Uwalony z piachu, oblany wódą, jebiący fajami i alko jak zwykle.

Rzuciłem, żebyśmy się już zwijali. Weszliśmy do głównego pomieszczenia, zbyt bardzo się chwiałeś i czułem, że padniesz na dupę, obijesz się i jeszcze będziesz marudził, że cię boli i nie zagrasz w meczu, więc cię trochę przytrzymywałem. Leciała jakaś wolniejsza nuta, a ty nagle ścisnąłeś moje ramiona, kołysałeś się na boki, chyba starając się złapać rytm i zacząłeś swój taniec połamaniec.

– Chodź, ziomo, zatańczymy jak ziomo z bra.

Puściłeś mi oczko. Szarpałem cię w stronę wyjścia, a ty łapałeś mnie w pasie, pchając się na mnie, żebym się dołączył. Byłem tylko wstawiony, przykro mi, gościu. Takie rzeczy to po ojebaniu całej butli.

Udało mi się wypchnąć cię z baru. Złapał nas akurat deszcz, a ty wchodziłeś na legalu w każdą kałużę. A w końcu; gdy w styczniu deszcz leje, złe robi nadzieje, takie było przysłowie, czy chuj wie tam.

Pół godziny później weszliśmy do naszego pokoju. Byłem padnięty, chciałem już zakopać się w tej prawdopodobnie niepranej pościeli.

Od razu ruszyłeś do wc, bo cały czas miałeś twardo w gaciach. Mówiłeś, że cię uwiera przez całą drogę. Nie no, zajebiście, mój kumpel walił sobie w łazience, niby w innym pomieszczeniu, ale jednak zbyt blisko mnie. Ziomek bije kuca w kiblu, a ja, żeby przypadkiem niczego nie usłyszeć włączyłem tv. Podświetlenie i ekran migało, co chwilę jakieś zwarcie. Oglądałem south park, ten odcinek o terrorystach i zamachach.

🕷

Uchyliłem powieki, ale zaraz z powrotem je zacisnąłem, bo zapiekły, jakbym je zakroplił spirytusem. Minęło kilka minut, zanim je otworzyłem, choć nadal nieco przymrużałem, mimo że byłem w prawie totalnej ciemności. 

Twoja twarz była pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem. Skrzywiłem się na ten widok.

– Wjebałeś mi się do łóżka, własnego nie masz czy co?

Zmarszczyłeś brwi i zacisnąłeś palce na mojej koszulce, coś mamrocząc pod nosem. Spałeś. Położyłem policzek na poduszkę i wpatrywałem się w ciebie. Miałeś lekko rozchylone wargi i sapałeś cicho. Byłeś rozczochrany, zresztą jak zwykle, twoje włosy były takie niesforne, że nie dbałeś o to, gdy były istnym armagedonem. Gapiłem się na ciebie przez dobre kilka minut, nadal do końca nie kontaktowałem. Czułem takie pieprzone odrealnienie.

– Zrzygałem się do mojego, lepiej tam nie patrz – wymamrotałeś nagle, czyli jednak nie spałeś, lub nawijałeś przez sen. – Taka mała niespodzianka dla personelu.

Miałeś chrypkę i sińce pod oczami.

– Co się lampisz? Tak źle wyglądam? – mruknąłeś przymulony.

– Ta, jakbyś uprawiał ze mną ostry seks przez całą noc.

– Kurwa, stary, no weź, chcesz, żebym znowu rzygnął? – skrzywiłeś się zniesmaczony i podniosłeś się niemrawo do siadu. – Jebiesz potem.

BromanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz