Zszedłeś ze sceny, prawie wywracając mikrofon i pierwsze co zrobiłeś - duszkiem wlałeś w siebie szota. Madeleine promieniała, bo po purpurowej twarzy jej matki zdałem sobie sprawę na jaki poziom wkurwienia ją przeniosłeś.
Madeleine chciała podejść w moją stronę, ale zatrzymała ją matka.
− Musimy iść na słówko − szepnęła surowo, wysyłając nienawistne spojrzenia w twoją stronę, gdy ty pakowałeś w siebie kolejne szoty czystej wódy.
Podniosłem się z miejsca, zanim Nate zaczął znowu nawijać o bluesie i poszedłem do kibla.
Odlałem się i stanąłem przed umywalką, żeby umyć ręce, kiedy wpadłeś trochę narąbany do łazienki.
− Ktoś zesrał się na ciebie? Co ty robisz nie tak, ziomo?
Stanąłem zaraz przed tobą i siłą rzeczy musiałeś oprzeć się o ścianę.
− Zakochałem się − rzuciłem tak głębokim głosem, jakbym chciał cię rozbroić jak bombę.
− Odwal się − odparłeś z widocznym na twarzy wyrazem obrzydzenia.
− Chodź ze mną do kabiny − wyszeptałem i przesunąłem dłonią po twoim barku.
− Mam ci pomóc trzymać, czy jak? − zadrwiłeś.
− Nie, bo dostaniesz kompleksów.
Złapałeś mnie za kołnierz koszulki, przyciągając do siebie, żeby zniszczyć przestrzeń pomiędzy naszymi ustami. Szybko przenieśliśmy się do jednej z kabin toaletowych.
Zatrzasnąłeś drzwi i ja wcale nie czekałem na nic, bo sam chciałem przejąć grę. Przygwoździłem cię do kafli po stronie klopa i z impetem wszcząłem coś, co można nazwać złamaniem traktatu pokojowego. Pomiędzy twoją dolną wargą a moimi zębami, a potem między dwoma językami stopionymi w jedno wybuchła wojna.
− Nie pierdolisz się w tańcu, co? − gwałtownie odepchnąłeś się plecami od kafli i rzuciłeś na mnie, wpychając dłonie pod moją koszulkę. Zwiedzałeś moją skórę palcami i paznokciami, rysując ścieżki po moim mostku, klacie i plecach, naznaczając je licznymi zaczerwienionymi śladami.
Odgarnąłem ci włosy i zbliżyłem usta do twojego ucha.
− Z tobą mogę − wyszeptałem ci wprost do niego, przygryzając płatek. − Popierdolimy się w tańcu?
Albo moja pamięć nie sięgała, albo nigdy tak szybko nie zrobiło mi się twardo jak teraz. Jesteś dociśnięty do mojego krocza swoim i wiem, że dokładnie to czujesz, zresztą ja również ciebie czułem. Wrzawa, jaka pomiędzy nami zapanowała jest uosobieniem naszych charakterów. Nienasycenie i porywczość. Ja nie mogę sięgnąć do dionizyjskiego kielicha, a ty nim potrząsasz i wylewasz drogocenną ciecz.
Pociągnąłeś mnie za włosy, żebym ukazał ci swoją szyją i to, w jaki sposób zasysasz się na niej, a potem owiewasz wilgotną skórę chłodnym powietrzem doprowadza mnie do amoku, istnej psychozy.
− Ale tym razem nie twist − wymamrotałeś w moją rozpaloną szyję. Zadzierasz głowę, żeby zajrzeć mi w oczy. − co powiesz na daggering? Jeden z popisowych numerów to Drabina. Wspina się na podwyższenie i stamtąd wskakuje na osobę leżącą na podłożu z rozłożonymi nogami.
Odepchnąłem cię od siebie, gdy ugryzłeś mnie tak mocno, iż pomyślałem przez chwilę, że odgryziesz mi kawałek skóry.
− Więc znowu będziesz leżał pode mną, Pascal?
Oparłeś się plecami o ścianę, ignorując mnie z widocznym wkurwieniem i wyciągnąłeś papierosy, żeby zapalić i ochłonąć. Wsparłem się dłonią o kafelki zaraz przy twojej twarzy i nie pozwoliłem ci się nawet zaciągnąć, bo gdy chciałeś wziąć pierwszego bucha wyrwałem ci go i docisnąłem zaraz przy twoim policzku, przylepiając się wygłodniałymi ustami do twoich.
CZYTASZ
Bromance
Acciónmam wrażenie, że jesteśmy po prostu spizgani i napaleni. czy to tylko ja tak mam, ziomo? tylko Bromance może być wieczny. (nowa wersja)