XXXIV

6.4K 739 300
                                    

Przeciągnąłem się leniwie po łóżku, prostując ręce i nogi, po czym szybko wydałem z siebie jęk niezadowolenia, gdy poczułem ból w okolicy krzyża. Z odruchu chwyciłem się w to miejsce, by zorientować się, że leżę bez koszulki. Mimo woli podniosłem ku górze kołdrę by zrozumieć, że zasnąłem kompletnie nagi. Jak i również to, że nie była to bynajmniej moja kołdra.

Wspomniany materiał dziwnie się naciągnął i ze zdziwienia spojrzałem w swoje prawo. Cóż, takiego widoku zaraz po przebudzeniu niestety się nie spodziewałem. Jak zakładam, nagi, Charles leżał tuż koło mnie na plecach, eksponując swoją klatkę piersiową i wyrzeźbiony brzuch. W dodatku te jego kochanie rozczochrane włosy i lekko rozchylone usta tak pięknie dopełniały do tego widoku... Chciałem nachylić się, by złożyć krótki pocałunek, gdy ból dał o sobie ponownie znać, przez co zacząłem powoli łączyć fakty.

Czy my tej nocy..?

Rozejrzałem się powoli po pomieszczeniu, by dostrzec porozwalane na podłodze ubrania i bieliznę, a na stoliku nocnym zrzucony zegarek i portfel Charlesa. Przełknąłem ciążącą gulę w gardle, nie mając pojęcia, jakie uczucie w tym momencie we mnie dominuje.

Nareszcie to zrobiliśmy.

O Boże, ale boli.

Opadłem ciężko na poduszki, przez co niechcący obudziłem swojego chłopaka. Ten wymruczał coś niezadowolony, przewracając się na lewe ramię. Ten spojrzał na mnie spod ledwo uniesionych powiek, za chwilę je zamykając. Poleżał tak przez chwilę, by za moment mogło coś przeskoczyć w jego głowie, gdy gwałtownie zerwał się do siadu. Tak, jak ja, "zbadał" otoczenie i skończył na spoglądaniu na moją osobę.

- Czy my to zrobiliśmy? - zapytał, na dziwnym pograniczu szczęścia i zdezorientowania.

- Tak.

- Czyli to nie była tylko moja wyobraźnia.

- Na to najwyraźniej wychodzi.

Wciągnął ogromny haust powietrza, szeroko się uśmiechając. Iskierki radości tańczyły mu w oczach.

- Czyli ty naprawdę tak głośno jęczałeś i wykrzykiwałeś moje--

- Oszczędźmy szczegółów, proszę. - przerwałem, mocno zarumieniony.

Thomson zaśmiał się pod nosem i pewnie mnie do siebie przyciągnął. Przeprosił mnie szepcząc, po czym pocałował w policzek. Kąciki ust mimowolnie drgnęły mi ku górze, po czym sam objąłem go rękoma i mocno się w niego wtuliłem.

Obydwoje nieco obolali i poznaczeni na ciele spędziliśmy poranek na rozmowie, w której wspominaliśmy wczorajszą imprezę zorganizowaną przez Paris. Czasami też się trochę przedrzeźnialiśmy, jak i również nieco rozpieszczali. Ten dzień już od samego rozpoczęcia mogłem uznać za udany i tak bardzo chciałbym, żeby trwał wiecznie.

W końcu, naprawdę niechętnie, zwinąłem się z łóżka, by jakoś się ogarnąć. Pozbierałem z podłogi swoje ubrania, po czym wszedłem do łazienki. Od razu w oczy rzuciły mi się pozrzucane na podłogę żele i inne tego typu rzeczy, jak i również woda skapująca cały czas ze słuchawki prysznicowej. Westchnąłem ciężko, gdy zorientowałem się, że w prysznicu leży cały mokry ręcznik.

- No tak, przecież zrobiliśmy to jeszcze w łazience. Jak mogłem zapomnieć... - wymamrotałem, biorąc się za ogarnianie pomieszczenia, pomimo bólu w krzyża.

*

Wszedłem do salonu, od razu rzucając się na kanapę i wygodnie się na niej usadawiając, a idący za mną mężczyzna krótko się zaśmiał. Podszedł do stolika na kawę i odłożył na niego mój telefon, który musiałem zapomnieć w samochodzie, po czym poszedł zapewne do sypialni, by się przebrać. Sam z przyjemnością bym to teraz zrobił, ale zapragnąłem pobyć dłużej w towarzystwie mężczyzny, a poza tym niestety nie miałem tu żadnych swoich ubrań, a od Charlesa pewnie byłyby za duże, więc się nawet nie odzywałem.

Obiekt moich rozmyślań bardzo szybko się uporał ze zmianą ubioru i już chwilę później siadł koło mnie, z rozczuleniem mierzwiąc moje włosy. Zamruczałem, zadowolony z jego gestu. Za moment obydwoje cicho zachichotaliśmy z dźwięku, jaki z siebie wydałem, a ja przeszedłem do siadu, by móc oprzeć głowę o ramię swojego chłopaka.

Westchnąłem cicho, gdy złożył pocałunek na mojej głowie, by za chwilę jego usta wylądowały na moich. Uśmiechnąłem się półgębkiem, co zrobił również Thomson. Przejechał nieśpiesznie dłonią wzdłuż mojego ciała, zatrzymując się na moich pośladkach. Mimowolnie drgnąłem, gdy jego dotyk przypomniał mi nocne zbliżenie.

A później przypomniałem sobie, jak rano mnie bolało i cały romantyzm diabli wzięli.

- Przyjemnie się tak ze mną droczyć? - zapytałem z przekąsem, unosząc jedną brew w górę.

- Oj tak, twoje reakcje są tego warte. - odpowiedział, całując mnie krótko w czubek nosa.

Fuknąłem "oburzony", chcąc się obrazić, ale czerwień na moich policzkach zdradzała mnie za bardzo. Szatyn doskonale wiedział, że w ten sposób może mnie okręcić sobie wokół palca i korzystał z tego. I, kurczę, jakoś strasznie mi to nie przeszkadzało. Tak długo, jak był to on.

- Sharon dzisiaj nie u ciebie? - zapytałem, chcąc szybko zmienić temat. - Myślałem, że dzisiaj pracuje.

- Dałem jej wolne, skoro byłem u siostry na urodzinach. A jak coś wychodzi spod jej ręki, to nie wracam do domu na noc. - wyjaśnił. - No i, cóż, bardzo się nie myliłem. - uśmiechnął się szelmowsko.

- Robisz to specjalnie. - jęknąłem cicho, patrząc w jego oczy. - Jestem już wystarczająco onieśmielony twoją obecnością, nie musisz tego polepszać. - dodałem szybko, ściskając w dłoni materiał swojej koszuli.

Zdołałem zauważyć, jak na jego policzki szybko wskakuje mały rumieniec, po czym odwraca na chwilę głowę. Odchrząknął cicho, na co parsknąłem śmiechem. Tak się składa, że potrafię obrócić jego własną grę przeciw niemu.

- W każdym bądź razie... - zaczął po dłuższej chwili ciszy, wracając do mnie wzrokiem i łapiąc mnie za dłoń. - Mam dla ciebie pewną propozycję.

Zainteresowany zaprzestałem śmiania i spojrzałem na niego oczekująco.

- No bo tak w sumie trochę się już znamy, jesteśmy już parą, no i się kochamy, prawda? - kiwnąłem twierdząco głową, choć korciło mnie, by znów zacząć się śmiać, słysząc początek jego przemówienia. - Myślałem nad tym jakiś czas i zastanawiałem się, czy nie chciałbyś się może wprowadzić? - zapytał, niepewnie spoglądając mi prosto w oczy.

Moje usta mimowolnie się otworzyły i z całego szoku na chwilę zabrakło mi słów w gardle. Gdy w końcu zebrałem się, by odpowiedzieć, mój telefon zaczął zajadle wibrować i uświadamiać mnie, że ktoś chce ze mną rozmawiać. Syknąłem niezadowolony, ale przeprosiłem swojego towarzysza i, nie spoglądając na nazwę kontaktu, odebrałem.

- Przepraszam, jestem trochę bardzo zajęty.

- Nie słyszę ciężkiego sapania Charlesa, więc na pewno nie jesteś. - odezwał się po drugiej stronie głos Toma. - Kiedy masz zamiar wrócić do mieszkania, co?

- Uch, tak właściwie... - zacząłem, odwracając głowę w kierunku Charlesa i szeroko się uśmiechając. Idealny moment. - Wrócę chyba tylko po to, by się spakować, bo wprowadzam się do swojego chłopaka.

Z mojej komórki wydobył się bliżej nieokreślony odgłos. Chyba zadowolenia.

*

można dziękować Rajvales za tak późno dodany rozdział, skubany mnie od tego odciągał

Moonlight już na moim profilu, może warto rzucić okiem, w końcu sami sobie wybraliście, a to już praktycznie koniec SAG!

za bardzo zżyłam się z tym opkiem, eh; muszę szybko przeskoczyć ze swoją miłością na bohaterów mnlght bo nie wyrobię emocjonalnie

*skargi i zażalenia of course*

✓ She's A Guy | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz