Nieznajoma

500 27 0
                                    

Spałem na stercie gazet i starym kocu mokrym od deszczu. Nie miałem sił się ruszyć więc tylko obserwowałem, choć i to szło mi z trudem. Oko bolało i miałem wrażenie, jakby ktoś chciał mi je wyrwać powoli, bardzo powoli wybijając w nie łyżkę lub inne tępe narzędzie. Wzdrygnąłem się gdy do moich uszu dobiegł śmiech dziewczyny, lekko podniosłem głowę by sprawdzić do kogo należy. Ignorując wszystko wokół obok alejki na której się znajdowałem przeszła wysoka blondynka, córka Północnych. Odetchnąłem z ulgą, nie wiem ile dni włóczę się po tym mieście, ale wiedziałem że on gdzieś tu jest, a moja duma nie pozwalała mi na pokazanie, zwłaszcza jemu, jak nisko upadłem.
Żołądek ścisnął mi się z głodu, chciałem zwymiotować, ale nie miałem czym. Spróbowałem się uspokoić, zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. Gdy je otworzyłem  on stał naprzeciwko, tyłem do mnie i rozmawiał z rudowłosą. Chciałem się przesunąć, aby śmietnik mnie zasłonił gdyby Sosenka chciał się odwrócić, ale osłabiony, boleśnie upadłem, uderzając głową w ceglaną ścianę.
-Dlaczego zawsze w głowę? -spytałem cicho masując czoło, unikając jakiegokolwiek kontaktu z okiem.
W szparze między ścianą, a śmietnikiem zauważyłem jak chłopak odchodzi, odetchnąłem więc z ulgą, ale nie próbowałem wstać, tak bardzo chciało mi się spać.
                                 ***
Obudziłem się wieczorem, gdy jakiś kot próbował zatopić swoje pazury w mojej nodze. Nie udało mi się w porę go odgonić i boleśnie wbił pazury w skórę pociągając nimi w dół rozcinając ją.  Syknąłem strasząc sierściucha, ciepła krew zaczęła barwić asfalt na czerwono. Złapałem za rozcięcia i przycisnąłem najmocniej jak potrafiłem. Bolało, lecz udało mi się zmniejszyć krwawienie, urwałem kawałek swojego płaszcza, co nie było zbyt trudne przez liczne rozcięcia i obtarcia, i zawiązałem go na udzie, zmniejszając upływ krwi. Zebrałem się w sobie, by ruszyć się z miejsca. Udało mi się wstać i chwiejnym krokiem ruszyłem szukać nowego miejsca. Teraz wiedziałem, że Sosenka gdzieś się tu kręci, musiałem uciec jak najdalej. Dobrym rozwiązaniem wydawał mi się las, mogłem położyć się w jakiś krzakach i zasnąć z nadzieją, że się nie obudzę. Dotarłem do ścieżki, która prowadziła w głąb lasu, gdy przekroczyłem granicę zakręciło mi się w głowie i potykając się o własne nogi wpadłem do jakiegoś rowu. Szybko się zorientowałem o swoim szczęściu, gdy usłyszałem głos Stanforda i jego brata przechodzącego obok. Nie zauważyli mnie za co byłem naprawdę wdzięczny. Chciałem podsłuchać o czym rozmawiają, lecz oddalili się niezwykłe szybko. Resztkami sił wdrapałem się na małą górkę i opadłem na trawę.
-Szlag - warknąłem pod nosem.
Po chwili przerwy wstałem i zataczając się od drzewa do drzewa powoli oddalałem się od drogi. W końcu upadłem i nie miałem siły by wstać. Rozległo się głośne wycie, gdzieś w pobliżu. Ciepły, śmierdzący oddech owiał moją twarz, a tuż za uchem usłyszałem warczenie, a zaraz po nim ogromny ból rozdzierającej skóry na plecach. Moja głową została brutalnie przyciśnięta do ziemi ciężką łapą. Chciałem krzyknąć, lecz do ust wraz ziemią i trawą wleciały mi kamienie. Czułem jak opuszcza mnie cała energia. Nagle ujrzałem błysk i wszystko ustało, a ja uśmiechnąłem się.
-Umieram? -spytałem cicho wypluwając resztki ziemi.
-Jeszcze nie. -Nie słyszałem wcześniej tego głosu, ale musiał należeć do jakiejś dziewczyny. Chciałem otworzyć oczy, ale nie umiałem. Zmęczenie z każdą chwilą ogarniała  moje ciało. -Mów do mnie. Nie zasypiaj!
-Zostaw mnie! -Nie byłem w stanie walczyć gdy złapała mnie za ramiona, tak jakbym nic nie ważył- Nie wiesz co zrobiłem?!
Odepchnąłem się od niej i  upadłem na kolana raniąc je o kamienie.
-Nie walcz ze mną, to nie ja jestem tu tą złą! -powiedziała karcąco.
-Bardzo śmieszne. -warknąłem, ale nie walczyłem gdy znów mnie podniosła, nie walczyłem również ze snem.
-Nie zasypiaj -krzyknęła mi do ucha- Pytaj o co chcesz!
Jej słowa dochodziły do mnie powoli, jak zza mgły, ledwo zrozumiałe. Potrząsnąłem głową, która opadła mi w dół i przez uchylone oko zobaczyłem jak mijały drzewa. To zabawne, w ogóle nie czułem, że idziemy.
-Kim jesteś? -spytałem słabym i cichym głosem nie podnosząc głowy. Trudno mi było wypowiadać słowa w tej dziwnej pozycji.
Ona tylko poprawiła uchwyt kiedy zacząłem wypadać z jej ramion. Byłem bardzo ciekawy kim jest i dlaczego mi pomaga.
-Wszystko mnie boli. -mruknąłem zamykając szczelnie oczy. -Spać mi się chce.
-Nie zasypiaj zaraz będziemy w chacie.
-Nie chce. -szepnąłem, krew naleciała mi do głowy przez co miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie. -Zostaw mnie, tu umrę.
-Nikt dziś nie umrze. -powiedziała i znów podrzuciła moim ciałem. Czułem się jak szmaciana lalka. -Już jeste... -nie usłyszałem co powiedziała dalej. Ogarnęła mnie ciemność.
                                 ***
Obudziłem się na kanapie z miękką poduszką pod głową. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w misce z wodą leżały moje stare ubrania, brudne i podarte. Podniosłem leniwie głowę, na całym moim ciele były bandaże, miejscami brudne od zaschniętej krwi. Ściany pokoju były z drewna, zauważyłem w jednej z nich drzwi. Pomieszczenie, w którym się  znajdowałem nie było duże, ale małe też nie, a na trzech ścianach znajdowały się okna, łącznie było ich pięć. Na drugim końcu stołu w małym fotelu spała tajemnicza nieznajoma. Miała długie blond włosy, mały zgrabny nosek i pełne, błyszczące usta. Spróbowałem wstać, wydając z siebie ciche jęki i westchnienia. Po paru próbach udało mi się usiąść w pozycji pionowej.
-Wstałeś? -dziewczyna obudziła się i przecierając swoje duże, zielone oczy, wyprostowała się.
Milczałem z nadzieją, że uzna to za sen i pojedzie spać dalej. Siedziałem bez ruchu, bałem się oddychać.
-Jak się czujesz? -spytała i spojrzała na mnie.
-Nie wiem -odpowiedziałem i starałem się skupić na wszystkich częściach ciała. -Co mi zrobiłaś?
-Opatrzyłam Cię. -wstała i złapała jedną z ran. -Drobniejsze zadrapania już się zagoiły, ale na rozcięcia po wilkach będzie trzeba czasu.
-Już się zagoiły? Jak długo mnie tu trzymasz? -spytałem wyrywając dłoń z jej uścisku.
-Jakieś osiem godzin i nikt Cię tu nie trzyma -odpowiedziała i podała mi szklankę wody. Wziąłem ją i łapczywie zacząłem pochłaniać zimny napój. -Nie tak szybko.
Usiadła w fotelu, w którym spała uważnie obserwując bandaże. Wystraszyłem się, omal nie dławiąc wodą, gdy podniosła nagłe ręce przeciągając się.
-Czemu tak się patrzysz? -odłożyłem szklankę. Wstałem, prawie przewracając się, ale na szczęście zdążyłem złapać się oparcia. Nie czułem niczego.
-Co się stało z twoim okiem? -zapytała nie odrywając od niego wzroku.
-Jakim okiem? -spytałem zdezorientowany​ - Mam tylko jedno oko. -palcami przejechałem po twarzy napotykając zamkniętą powiekę. -Aha, z tym okiem? Nie wiem, nie widzę na nie.
Zapadła między nami niezręczna cisza, miałem tyle pytań, których bałem się zadać w obawie, że wyrzuci mnie stąd. W końcu, od wielu dni było mi sucho i ciepło. Cisza stawała się nieznośna, a ja stałem i patrzyłem w podłogę. Przerwało ją głośne burczenie mojego żołądka.
-Jesteś głodny? -zmusiła mnie bym usiadł na krześle i otworzyła lodówkę.
-Nic od Ciebie nie chce -warknąłem, ale moja wola walki odeszła, gdy postawiła przede mną talerz z zimnymi tostami. Szybko złapałem za jeden z czterech i zamarłem. -To sen, tak?
-Czemu? -spytała zaskoczona.
-Pomagasz mi i nic nie czuję, to musi być sen.
Podejrzliwie patrzyłem na talerz z jedzeniem i tosta w dłoni. Dziewczyna westchnęła i powoli zbliżyła się do mnie, jej twarz niebezpiecznie zbliżyła się do mojej, po chwili uderzyła mnie mocno w ramię.
-To boli! -krzyknąłem odpychając jej twarz jak najdalej.
-Obudziłeś się -powiedziała odkładając torbę, którą miała przewieszoną przez ramię. Była lekko uchylona, a w środku coś się lekko świeciło. Szybko to rozpoznałem, to działko którym Stanford chciał mnie zniszczyć. Ciekaw byłem skąd je miała, ale ciekawość szybko przyćmił strach i niepokój.
-Jestem bezbronny. -powiedziałem szykując się do ucieczki.
-My też byliśmy cztery lata temu -powiedziała, a w jej głosie usłyszałem smutek. Była odwrócona tyłem, więc nie widziałem jej miny. -Nie martw się, nic Ci nie zrobię.
Odwróciła się a po jej policzku widziałem ślad, którym pewnie spłynęła łza, którą otarła zanim się odwróciła.
-Jedz, poszukam Ci czegoś do ubrania i będziesz mógł odejść.
Ostatnie słowo odbijało się w mojej głowie głośnym echem. Posłusznie zabrałem się do jedzenia. Danie, choć zimne, było doskonałe. Policzki zabolały mnie nagle, ale ignorując to jadłem dalej. Na chwilę przestałem oddychać, by móc połknął sporą część tosta, którą włożyłem do ust. Nieznajoma zostawiła mnie samego, więc nie uważałam mnie za zagrożenie lub nie wiedziała kim jestem w co zwątpiłem. Tak czy inaczej było to frustrujące. Włożyłem talerz do zlewu i oblizałem palce z resztek sera. Ruszyłem w stronę wyjścia, otworzyłem drzwi i wziąłem głęboki wdech. Zimne powietrze wywołało u mnie bolesny dreszcz. Przeczesałem włosy palcami.
Usłyszałem jak za mną otwierały się drzwi. Nieznajoma wyszła z nich, a w rękach trzymała czarny sweter. Podeszła do mnie i podała mi go.
Nie chciałem odchodzić, naprawdę. Patrzyłem na nią w milczeniu.
-Miło było, ale musisz iść. -nie patrzyła mi w oczy tylko w podłogę. -Żegnaj.
-Nie mam gdzie iść -powiedziałem, a moje zdrowe oko wstrzymywało łzy. -Proszę. Mogę pomagać...
-Dość mi pomogłeś. -podniosła głowę, a w jej oczach widziałem gniew.
-Nie rozumiem. -to była prawda. Nic nie rozumiałem odkąd wróciłem do tego miasta.
Nie odpowiedziała, razem milczeliśmy, a ja miałem tego dość. Za oknem było ciemno, a ja musiałem ją przekonać, że muszę zostać. Gdy już miałem się odezwać...
-Tylko na tę noc. -powiedziała, a cała złość ją opuściła. Patrzyła na mnie z ogromnym skutkiem. -Choć za mną.
Szliśmy do drzwi, które wcześniej zauważyłem.
-To moja sypialnia. Gdybyś coś chciał będę spać na kanapie. -ruszyła w stronę wyjścia. -Nie otwieraj szafek.
-Ja mogę spać na kanapie. Dość dla mnie zrobiłaś i nie musisz robić więcej. -nie chciałem by poświęcała się bardziej.

-Ja wychodzę dziś w nocy i wrócę nad ranem, więc rób co chcesz tylko nie otwieraj szafek w tym pokoju. -powiedziała prawie szeptem.
Położyłem się, ale nie byłem śpiący. Zegar w jej pokoju wskazywał pierwszą w nocy. Wyszła i zamknęła za sobą drzwi.


                 

W naszym wymiarze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz