Miła niespodzianka

213 20 0
                                    

-Nie wiem. -patrzyła przed siebie.
Dalej szliśmy w milczeniu, gdy weszliśmy do chaty usiedliśmy na kanapie i westchnęliśmy w tym samym czasie. Spojrzeliśmy na siebie, a ona zaczęła się śmiać.
-Co Cię tak śmieszy? -spytałem lekko zirytowany.
-Nic. -powiedziała i wybuchła śmiechem.
-Idę do ogrodu. Przyjdę jak będę pewny, że możesz normalnie rozmawiać. -powiedziałem i otworzyłem drzwi.
-Nie, czekaj. -lekko podniosła głos, a ja odwróciłem się i skrzyżowałem ręce. -Uświadomiłam sobie, że jutro skończę siedemnaście lat.
-O! Yyy... dzień się jeszcze nie skończył więc może chciałabyś polecieć ze mną do motyli? -powiedziałem.
-Pewnie! -krzyknęła z szczęścia i podeszła do mnie. -Czekaj, powiedziałeś ,,polecieć"? Jeśli tak to zos...
Wziąłem ją na ręce zanim dokończyła, ale wiedziałem co chce  powiedzieć. Całą drogę była wtulona w maje ramie i krzyczała. Odstawiłem ją przed przed wejściem do jaskini.
-Nigdy więcej tego nie rób! -lekko podniosła głos i walnęła mnie w ramię.
Wyszliśmy bez słowa do pieczary i szybko znaleźliśmy jamę z motylami.
-Czuje się jak za pierwszym razem. -powiedziała i podeszła do ściany, na której siedziały motyle. Gdy tylko się zbliżyła motyle odleciały i odsłoniły pustą ścianę. Prawie pustą ścianę. Mój trójkątny wizerunek widniał w okręgu z symbolami. Zbliżyła się do niego i dotknęła ściany, poczułem dziwne mrowienie na całym ciele, oko zaczęła piec, ale nie miałem pojęcia jaką moc otrzymałem.
-To ty. -powiedziała i odwróciła się.
Podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękę. -Wiesz kto to narysował?
-Nie mam pojęcia. -powiedziałem.
Położyłem dłoń na moim wizerunku i uśmiechnąłem się gdy poczułem jej dłoń na swojej. Spojrzałem na nią zaskoczony i nagle poczułem tęsknotę za moją dawną postacią i za... bólem!
Odkąd tu jestem wydawało mi się, że byłem kiedyś głupi, że go uwielbiałem, ale teraz pragnę go całym sobą. Znów fascynuje mnie to, że można go odczuć na wiele sposobów, o różnej sile, ale najbardziej to jak można go zadawać.
Zacząłem marzyć tylko o tym, żeby rozciąć sobie skórę od łokcia do nadgarstka i patrzeć jak cieknie. Chciałem zrobić wszystko, żeby go poczuć, żeby cieszyć się tą przyjemnością.
-Wszystko w porządku? -jej głos wyrwał mnie z mych pięknych, krwawych myśli.
-Tak, wszystko w porządku. -powiedziałem uśmiechając się bo wiedziałem, że za niedługo ogarnie mnie niewyobrażalna przyjemność.
                               ***
Gdy wyszliśmy z jaskini było już ciemno. Wziąłem ją na ręce i zaczęliśmy lecieć w kierunku domu.
Clementine prawie całą drogę ziewała, a gdy wylądowaliśmy zorientowałem się, że śpi w moich ramionach. Ostrożnie weszłem do jej pokoju i powoli połorzyłem ją na łóżku. Miałem wychodzić, ale nie mogłem ta po prostu wyjść. Czule pocałowałem ją w czoło i przez moment wydawało mi się, że się uśmiechnęła. Zamknąłem za sobą drzwi i podeszłem do szuflady z sztućcami. Otworzyłem ją i wziąłem, moim zdaniem, najostrzejszy nóż. Wyszedłem do ogrodu i usiadłem na ławce. Przez chwilę obracałem nóż w dłoniach i rozmyślałem jak jej to jutro wytłumaczę. ,,Nie przeszkadza Ci, że mieszkasz z masochistą mam nadzieję" ta myśl była pierwsza i nie brzmiała najlepiej. Nic innego nie potrafiłem wymyśleć, więc stwierdziłem, że jutro będę się tym martwić. Pewnie złapałem nóż i zacząłem rozcinać skórę od łokcia do nadgarstka i lekko przy tym syczeć. Napawałem się widokiem kapiącej krwi, która stworzyła małą kałuże. Zakopałem ją i wróciłem do domu. Z apteczki wyciągnąłem bandaż, zrobiłem sobie opatrunek i położyłem się spać.
                                 ***
Obudziłam się rano bardzo podekscytowana, gdy usiadłam na łóżku uderzył mnie niesamowity zapach. Bill pewnie coś gotuje, pomyślałam i wyszłam z pokoju.
-Hej. -powiedziałam i przetarłam ręką oczy. -Co gotujesz?
-Omlety. -powiedział i założył mi śniadanie na talerz. -Trzymaj.
Podał mi danie i usiadł obok mnie  na kanapie. Wzięłam pierwszy gryz i poczułam, że to jest najsmaczniejszy posiłek jaki w życiu jadłam.
-Od kiedy gotujesz? -spytałam z wyczuwalną ciekawością. Otarłam się o jego ramię i poczułam coś wilgotnego.
-Strasznie dawno temu zacząłem czytać książki i kulinarne też wpadły mi w ręce. -powiedział z obojętnością.
-Ty nie jesz? -zdziwiłam się bo byłam przyzwyczajona, że jemy razem.
-Jadłem. -patrzył przed siebie. -Idziesz gdzieś dzisiaj?
-Może zapomniałeś, ale mam dzisiaj urodziny i zaprosiłam do nas Dippera i Mabel. -nie chciałam mu o tym mówić, ale i tak by się dowiedział.
Wstał i otworzył drzwi wejściowe.
-Wrócę wieczorem.
-Ale ja chciałabym, żebyś został. -urodziny spędza się z rodziną, a ja ją straciłam więc przyjaciele mogą ją zastąpić.
-Wiesz, że Dipper mnie nienawidzi i odwrotnie. Nie jestem przekonany czy chociaż po jednej rozmowie nie zepsuję Ci urodzin.
-Nie musicie ze sobą rozmawiać. -musiałam go zatrzymać.
Niespodziewanie do chatki wpadł Dipper popychając przy tym Billa.
-Wszystkiego najlepszego! -powiedział i przytulił mnie. Przez moment wydawało mi się, że przez twarz Billa przebiegła... zazdrość!? -Choć!
Dipper pociągnęł mnie za rękę, ale nie ruszyłam się z miejsca.
-Gdzie? -powiedziałam zaskoczona i podekscytowana.
-Zobaczysz. -znów pociągnął mnie za rękę.
-Ale Bill idzie z nami. -chciałam spędzić urodziny z wszystkimi przyjaciółmi.
-Yhhhh.... dobra. -wydawał się lekko zirytowany tym, że Bill idzie z nami.
Wyszliśmy z chatki w kompletnej ciszy i bardzo mi to przeszkadzało.
-Gdzie idziemy? -spytałam w końcu.
-Zobaczysz. -miał bardzo dziwny ton.
Odruchowa złapałam Billa za rękę i spojrzałam na niego, a on na mnie. Odwróciłam wzrok lekko zawstydzona. Wydawało mi się, że moja twarz jest już cała czerwona.
Dipper odwrócił się nagle i powiedział, żebyśmy zaczekali chwilę i wyszli zza krzaków i poszedł w kierunku, w którym mieliśmy się udać.
-Wiesz o co mu chodzi? -spytał niepewnie, a ja w odpowiedzi pokręciłam głową.
Po chwili przeszliśmy przez krzaki i...
-Niespodzianka!!! -usłyszałam i zdezorientowana zaczęłam się rozglądać. W jednej chwili widziałam jak Bill się denerwuje, ale gdy złapałam go za rękę byłam pewna, że poczuł się pewniej. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że jesteśmy na szczycie łysego pogórka, a potem ujrzałam Dipper, Mabel, chudą, czarno włosą dziewczynę w okularach i trochę otyłą brunetkę. Nagle z lasu wybiegło pełno krasnoludów, a za nimi napakowani faceci, którzy zamiast nóg mieli kopyta i byli owłosieni na całym ciele.
Mabel podeszła do mnie w towarzystwie dwóch nieznajomych mi dziewczyn. Przytuliła mnie i poklepała po plecach.
-Podoba Ci się? -spytała i złapała mnie za ramiona.
-Nawet nie wiesz jak. -jej oczy, aż błyszczały z szczęścia.
-To nie koniec. -odwróciła się do Dippera. -Wołaj go!
-Multi miśku! -krzyknął, a z lasu wyskoczył olbrzymi niedźwiedź z ogromną ilością głów.

W naszym wymiarze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz