Cała prawda

295 19 0
                                    

Wybiegła z płaczem przed dom, popychając mnie przy tym. Pobiegłem za nią do ogrodu. Nie widziałem jej, ale słyszałem płacz, który dobiegał z środka żółtych kwiatów. Wachałem się przez chwilę, ale szybko podjąłem decyzję. Odchyliłem żółte kwiaty, a ona siedziała w środku. Nie podniosła na mnie wzroku. Wyciągnąłem do niej rękę, lecz oddrąciła ją i odwróciła się do mnie tyłem.
-Posłuchaj, nie wiem co zrobiłem i nie wiem co mam powiedzieć , ale chciałbym to naprawić. -chciałem powiedzieć coś więcej, ale nie wiedziałem co. -To może nie wystarczyć, ale przepraszam.
Spojrzała na mnie, a twarz miała mokrą od łez. Pociągnęła nosem i otarła oczy rękawem. Pomogłem jej wyjść z krzaków, gdy nagle usłyszałem jak syknęła z bólu. Spojrzałem na nią, a z jej nogi obfitym strumieniem leciała krew. Oparła się na mnie i razem poszliśmy do domu. Pomogłem jej usiąść na kanapie.
-W moim pokoju na ścianie jest apteczka, przynieś ją, szybko! -powiedziała krzycząc, a ja pobiegłem do jej pokoju tak szybko jak mogłem. Zdjąłem z ściany apteczkę i wróciłem do niej. Położyła krwawiącą nogę na stole. Kucnąłem przy niej i poczułem jak moje czarne spodnie nasiąkają krwią. Do jej nogi, głęboko wbiła się twarda łodyga z rośliny, w której ją znalazłem.
-Musisz iść do szpitala...
-Nie! -krzyknęła na mnie. -Ty ją wyjmij i zawiń ranę bandażem!
Ciągle płakała, a ja nie miałem innego wyjścia. Złapałem za łodygę i pociągnąłem za nią. Jej krzyk był nie do zniesienia, niestety nie udało mi się wyciągnąć rośliny z jej łydki, więc złapałem ją jeszcze raz i tym razem się udało. Szybko złapałem za bandaż i zacząłem zawijać jej nogę w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą była cześć rośliny. Gdy skończyłem, usiadłem obok niej, a ona oparła zapłakaną głowę o moje ramię. Objąłem ją lekko. Siedzieliśmy tak jeszcze przez pewien czas.
-Masz rację to nie wystarczy. -mruknęła cicho.
-Co? -spytałem zdezorientowany.
-,,Przepraszam", nie wystarczy. -powtórzyła, a ja zrozumiałem o co jej chodzi.
Milczałem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Kolejny raz czułem się słaby i bazradny, nienawidziłem tych uczuć najbardziej na świecie. Patrzyłem przed siebie na mały kominek, w którym pewnie paliła na zimę. Wstała kulejąc lekko. Przypominała mi mnie z początku i teraz ja musiałem jej pomóc.
-Gdzie idziesz? -spytałem z troską w głosie, a przynajmniej starałem się powiedzieć to z troską.
-Do ogrodu. -powiedziała z obojętnością w głosie.
-Iść z Tobą? -chciałem by się zgodziła.
-Nie! -powiedziała podnosząc głos, a mówiąc to machnęła ręką. -To znaczy, nie. -tym razem powiedziała to ze spokojem.
Wyszła i znów zostawiła mnie samego. Poszedłem do jej pokoju i w jednej z ścian zobaczyłem drzwi. Nie wiedziałem czy były tam wcześniej. Otworzyłem je, a za nimi była mała łazienka. Pierwsze co zobaczyłem było lustro. Podeszłem do niego i przejrzałem się w nim. Miałem owalną twarz z lekko szpiczastym podbródkiem. Nos miałem lekko zadarty, usta były wąskie i popękane.
Natomiast oczy były duże. To zdrowe było złociste z czarną, kocią źrenicą, prawe było opuchnięte, ale pomogłem sobie ręką i otworzyłem je trochę. Było czarne z czerwoną również kocią źrenicą. Włosy przy głowie były czarne, a dalej złociste, choć brudne. Gdy ujrzałem prysznic wszystko przestało mieć znaczenie.
***
Usiadłam na ławce i obserwowałam ptaki, które latały nade mną. Musiałam wyjść, nie wytrzymałabym w jego obecności ani chwili dłużej. Oni by chcieli bym mu wybaczyła, ale nie potrafię, nie po tym co mi zrobił. Denerwuje mnie jego obecność czy nawet świadomość, że on tu jest, ale oni by chcieli bym pozwoliła mu zostać. Bardzo się staram, ale nie wiem ile wytrzymam.
***
Gdy wyszedłem spod prysznica czułem się o wiele lepiej. Ubrałem czarne, długie spodnie te, które przesiąkły mi jej krwią i czarne buty. Dalej piekły mnie rany po tym jak spotkały się z mydłem. Wyszłem z łazienki z swetrem w rękach i poszłem do pokoju głównego i wyciągnąłem z apteczki bandaż by zrobić​ sobie opatrunek. Szło mi to bardzo opornie, ale w końcu dałem radę. Nagle drzwi się otworzyły, a ona weszła do pokoju z małą paczką w rekach. Podała mi ją bez słowa.
Otwarłem ją, a w środku były takie same spodnie jakie miałem na sobie i żółty t-shirt z okiem na środku.
-Dzięki. -powiedziałem z radością. Pierwszy raz w całym moim życiu dostałem prezent. Byłem ciekawy skąd go wzięła, ale wolałem nie pytać.
-Cieszę się, że Ci się podoba. -mruknęła, lecz ciągle nie patrzyła na mnie. -Idź się przebrać, poczekam tu.
Poszedłem do jej pokoju i przebrałem się. Wyszedłem z niego i usiadłem na kanapie obok niej. Siedziała w milczeniu i patrzyła przed siebie. Milczenie przerwało burczenie jej brzucha. Wstała i wzięła z blatu dwa jabłka. Podała mi jedno. Byłem wdzięczny, że mimo tego co jej zrobiłem wciąż pamiętała o moich potrzebach, o których sam zapominałem. Zrobiłem pierwszy gryz i poczułem straszliwy ból. Czułem jak zęby mi się zapadły. Zacząłem pluć krwią, ona pomogła mi się pochylić do przodu by łatwiej było mi pozbyć się krwi z ust. Gdy byłem pewny, że nie mam więcej do zaoferowania oparłem się o oparcie. Dziewczyna wstała, nalała do szklanki mleka i podała mi ją.
-Masz słabe zęby, gdy będziesz to pić codziennie poczujesz różnicę. -powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Nie będzie następnego razu. -mruknąłem i wypiłem całą zawartość szklanki.
-Nie poddawaj się tak łatwo. -mówiąc to klepnęła mnie w ramię i zaśmiałam się.
-Co Cię tak śmieszy? -Spytałem zdezorientowany.
-Bill jakiego znałam w trójkątnej postaci nie cofnął by się przed niczym, a Bill w postaci człowieka poddaje się po pierwszej nieudanej próbie. -mówiła poważnie i patrzyła mi prosto w oczy, widać było, że robi to z trudem.
-Skąd znasz moje im...
Nagle oko lekko mnie zapiekło i usłyszałem coś dziwnego:
Muszę mu pomóc, oni by tego chcieli.
Wydawało mi się, że się przesłyszałem, i znowu to coś...
Nie mogę patrzeć dłużej, nie wytrzymam.
Odwróciła się, nie mogłem uwierzyć, że byłem w jej myślach. Odzyskałem jedną z mocy, może z czasem inne też wrócą.
-Mogę spytać co zrobiłaś z tym działkiem, który był w twojej torbie? -przypomniało mi się, że ona je ma i lekko drgnąłem.
Nie mów.
-Jest w moim pokoju pod łóżkiem. -powiedziała z nie pewnością w głosie.
Miałem w tym momencie tyle pytań, których bałem się zadać, ale spróbowałem.
-To będzie trudne, ale muszę wiedzieć co Ci zrobiłem. -musiałem wiedzieć.
Nie płacz, nie płacz... -Proszę
Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła mnie do szafek z zdjęciami, spodziewałem się tego. Wzięła do ręki zdjęcie jej z rodzicami i pokazała mi je. Zastanawiałem się przez chwilę czy dobrze zrobiłem.
-Zabiłeś ich! -krzyknęła i rozpłakała się. -Tylko ja zostałam! Twój dziwnogedon ich zabił! -krzyczała przez łzy, podniosła rękę by mnie uderzyć, ale się powstrzymała.
Nie rób tego, oni by chcieli bym się powstrzymała.
Oni to pewnie jej rodzice. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.
-Przykro mi. -to jedyne co mi przyszło do głowy, ale chyba tylko bardziej ją zdenerwowałem.
-Przykro Ci?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! -dalej krzyczała, a ja nie wiedziałem co mam zrobić.
Po co go w ogóle ratowałam?
Odwróciła się do mnie tyłem, a ja podeszłem do niej i...
przytuliłem ją.
Nie odepchnęła mnie, nie robiła nic tylko stała.
Nie mogę mu na to pozwolić, ale to takie przyjemne, gdy ktoś Cię przytula pierwszy raz od bardzo dawna.
Odwróciła się do mnie przodem i odwzajemniła uścisk. Schowała głowę i płakała na moim ramieniu.
-Przepraszam. -szepnęła, ciągle nie podniosła głowy, uspokoiła się trochę. -Mogę coś zrobić byś o tym zapomniał?
-Może dowiem się w końcu jak masz na imię? -musiałem wiedzieć.
-Cle...

W naszym wymiarze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz