Yave cz.18

301 27 1
                                    

No i tak... "Rok czwarty... lato..." jest, jak to wspomniałam w poprzednim kawałku ostatnim rozdziałem, ale... ale jest długaśny :/. W związku z tym zostanie podzielony co najmniej na dwie wrzuty, a może nawet na trzy, musicie wybaczyć, ale jak to zauważyła Maja, trochę się na koniec podziało stąd gabaryty. Jakoś tak zazwyczaj ostatnie działki puchną mi pod palcami.

___________________________________________


Rok czwarty... Nammas...lato...

Niewielka drużyna Melty wspinała się stromą, górską ścieżką na znajomą przełęcz. Trzy lata temu opuszczali rodzinną osadę chłopcami, nieopierzonymi młodzikami, dziś wracali mężczyźni. Niestety nie wracali wszyscy. Ale serca tych, którzy spoglądali na znajome góry pełne były radości, nawet jeśli odrobinę tłumił ją smutek z powodu tych, których w tym orszaku dzisiaj brakło.

Byli już niemal na szczycie, gdy ponad głowami rozległo się groźne:

– Stać! Jeśli żywot chcecie zachować, stać wszyscy!

Wiodący drużynę Melta uśmiechnął się, rozpoznając głos.

– Ejże, Gurto! – Odkrzyknął w przestrzeń. – To aż tak ci się wzrok skrócił, że starych druhów nie poznajesz?

– Mój wzrok równie dobry, jak twój słuch. Ale prawo jest i każe przybyszom opowiadać się strażnikom. A prawo, to prawo i trzeba go przestrzegać.

Z tymi słowy strażnik wysunął się z cienia, ukazując poważne oblicze, ale po chwili i jego twarz rozjaśnił przyjazny uśmiech.

– Witaj w domu, Melto, włóczęgo jeden.

Melta zeskoczył z konia i objęli się, ściskając serdecznie.

– Czekaliśmy na was. Wieści dostaliśmy, że przyjeżdżacie – powiedział Gurta.

Teraz i pozostali strażnicy wyszli z ukrycia. Wszyscy uzbrojeni w łuki i długie sztylety. Witali ze starymi towarzyszami chłopięcych zabaw.

– Nim zejdziecie w dolinę, chodźcie spocząć chwilę u nas. – Zaprosił dowódca strażnicy. – Ugościmy was porządnym, starym winem. Dobrze schłodzone w loszku – zachęcał – gardła z kurzu wam przepłucze, a że dzień dzisiaj skwarny to i orzeźwi.

– Nie odrzucimy przecież zaproszenia – zaśmiał się Melta, spoglądając po swoich ludziach. – Co, chłopaki?

Przytaknęli ochoczo, dobrze było przecież zobaczyć starych druhów i pogawędzić z nimi chwilę.

– No to pójdźmy na strażnicę.

Podróżnicy pozsiadali z koni, które odprowadziło kilku młodszych wojaków. W jednym z nich Melta rozpoznał Gedora, brata Yave.

Miał wielką ochotę zagadnąć go, a właściwie wypytać o wszystko w szczegółach. Raz nawet ich spojrzenia się spotkały, ale wtedy wyraz oczu i zaciśnięte gniewnie usta chłopaka, sprawiły, że Melta stracił pewność co do tego, że pogawędka byłaby miła i przyjacielska.

Cóż, siostra raczej nie miała powodów przedstawiać bratu uwodziciela w korzystnym, dla tego ostatniego, świetle. Licho wie, co dziewczyna tak naprawdę naopowiadała chłopakowi.

Po raz kolejny poczuł złość, że nie dano mu szansy, by mógł chronić swój honor. Zirytowany i bezradny zgrzytnął zębami i poszedł za Gurtą i resztą.

Na posterunku zostali tylko wyznaczeni obserwatorzy.

„Strażnica" ulokowana była w dosyć obszernej grocie. Wejście do niej, ukryte pomiędzy skałami, nie było widoczne dla wędrujących ścieżką. Żeby je znaleźć trzeba było wiedzieć czego szukać i gdzie.

Yave [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz