Yave cz.8

288 28 6
                                        


Uker, zgodnie z obietnicą odprowadził dziewczyn do wsi nim zapadł zmierzch. Po części wynikało to z uprzejmości. Przede wszystkim nie ufał, że wcześniejsza rozmowa rozproszyła jej przygnębienie wystarczająco, bo ponownie nie wpadła na jakiś szaleńczy pomysł. Szczególnie że pozostawała ponura i milcząca. Nie zmuszał jej ani do zwierzeń, ani do przyjacielskiej pogawędki. Po prostu był obok czujny i zatroskany.

W domu Yave poczęstowano go kolacją, więc zatrzymał się u nich na chwilę. Chciał zresztą rozmówić się z matką dziewczyny, Tillemi, dlatego nim odszedł poprosił kobietę o kilka słów na osobności.

Dom składał się z jednej izby, więc chcąc mówić w cztery oczy, musieli wyjść na zewnątrz. Wychodząc Uker szepnął jeszcze kilka słów Gedorowi. Ów zerknął badawczo na siostrę, ale nie okazał zdziwienia. Potwierdził jedynie skinieniem głowy, że obiecuje wykonać polecenie Ukera.

Yave kręciła się po domu. Uprzątnęła i umyła naczynia po posiłku. Zamiotła podłogę. Gedor siedział w kącie i, splatając pasek z rzemyków, obserwował ją dyskretnie. Gdy wzięła w rękę drewniany cebrzyk, by przynieść wodę, odłożył robotę, wstał i odebrał jej wiadro, mrucząc pod nosem:

– Zostaw, ja przyniosę.

– To moja praca – odburknęła.

– Kiedyś, a teraz nie – oznajmił, marszcząc brwi.

– O co ci chodzi, Gedorze?! – Podniosła głos i ze złością szarpnęła cebrzyk w swoją stronę.

– Tylko o to, siostrzyczko, że ogier dobrze się sprawił – palnął zupełnie bezmyślnie.

Natychmiast puściła cebrzyk, zacisnęła usta, po czym uciekła na górę. Gedor został sam na środku izby z cebrzykiem w garści i głupią miną, bo zrozumiał, że przeholował z żartami. Westchnął, odstawił wiadro w kąt i wspiął się na górę za siostrą.

Leżała na swoim posłaniu, z twarzą wtuloną w poduszkę i szlochała cicho. Usiadł obok.

– Yave, przepraszam – pogładził ją pojednawczo po głowie – wcale nie chciałem ci dokuczyć.

– Co ty wiesz, dzieciaku?! Odczep się ode mnie! – Pociągnęła nosem.

– A właśnie, że wiem – powiedział Gedor z jakąś taką zaciętością w głosie. – Widziałem cię z nim... Kochaliście się – dorzucił po chwili, bez mrugnięcia wytrzymując ciskające gromy spojrzenie Yave.

Czerwona jak burak, sapnęła ze wstydu i złości.

– Ty smarkaczu – syknęła – łaziłeś za mną i...

– Nie łaziłem! – Obruszył się chłopak. – To on za tobą łaził. Szukałaś mnie chyba i weszłaś do stajni... Przylazł za tobą. Nie wiedzieliście, że jestem na górze, a ja, nim się zorientowałem, co chcecie robić... – Teraz to Gedor zaczerwienił się jak burak. – Eee... Głupio mi było, więc siedziałem cicho... Przepraszam, Yave.

– Smarkacz – prychnęła i odwróciła zaczerwienioną twarz. – Nienawidzę cię...

– Nie złość się, nie podglądałem was specjalnie i nikomu nie mówiłem, co widziałem, tylko tobie, teraz. I wiesz... to było... – zachichotał niespodziewanie – o wiele lepsze niż obserwowanie koni.

Nie wytrzymała, poderwała się, z rozmachem walnęła go w łepetynę i zamierzyła się, by poprawić z drugiej strony. Gedor powstrzymał ją, chwytając nadgarstek. Choć młodszy, jednak jako bądź, co bądź mężczyzna, był dużo silniejszy od siostry. Zacisnął dłoń, nie pozwalając się uwolnić, spoważniał i uwięził jej wzrok.

Yave [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz