Matka Yave szykowała ślubny strój dla Ukera, bowiem samotnemu mężczyźnie nie miał kto pomóc w przygotowaniach.
Yave przyniosła odzież do przymiarki, by ewentualnie poprawiły jeszcze co będzie trzeba.
Zagroda, która już niedługo miała stać się jej domem, była oddalona od osady, ukryta w lesie. Dziewczyna zatrzymała się przy furtce i obserwowała mężczyznę, zajętego rąbaniem drewna na opał. Palce zacisnęła na kabłąku kosza. Uker nie widział jej odwrócony tyłem, skoncentrowany na swoim zajęciu.
Rozgrzany fizyczną pracą zrzucił koszulę. Nagie do pasa ciało lśniło od potu i można było swobodnie podziwiać grę sprężystych mięśni pod opaloną skórą. Yave stała i gapiła się zamyślona.
Uker był nieco niższy od Melty, bardziej rozrośnięty w barach i miał znacznie silniej niż tamten, zarysowaną muskulaturę. Miała przed sobą nie młodzieńca, lecz mężczyznę dojrzałego, którego widok mógłby poruszyć czułą strunę w niejednym kobiecym sercu. Mimo to wciąż z niechęcią myślała o tym, że za kilka dni te silne ręce nabędą prawa, by jej dotykać... Nie kochała go przecież. Czuła szacunek, wdzięczność, ale nie miłość.
Zagryzła wargę, westchnęła cicho, pchnęła furtkę i podeszła bliżej.
– Witaj, Ukerze.
– Yave! – Odgarnął jasne włosy z czoła i uśmiechnął się szeroko na jej widok. – Nie zauważyłem cię. Długo tu jesteś?
– Dopiero przyszłam. Przyniosłam ubranie do przymiarki, matka chciała...
– Zaczekaj chwilkę...
Podszedł do studni, zaczerpnął żurawiem wody i wlał ją do drewnianej niecki stojącej obok. Ochlapał się naprędce, zmywając kurz i pot. Sięgnął po wiszącą na cembrowinie koszulę i ocierając nią wodę z ciała wrócił do czekającej cierpliwie Yave.
– Chodź do środka. – Objął ją ramieniem i poprowadził w kierunku domu. – Coś ci pokażę.
W izbie, która była równocześnie kuchnią, panował okropny bałagan. Cała podłoga była zasypana wiórami. Walały się po niej i po stole stolarskie strugi, piłki, pilniki i inne narzędzia. Wszędzie leżało mnóstwo kawałków jasnego, brzozowego drewna. Niektóre surowe, inne już ze śladami obróbki.
Uker wziął w rękę jeden z nich i podał Yave.
– Spójrz tylko – powiedział z wyraźnym zadowoleniem.
Deseczka, którą jej podał, była starannie wycięta, wyprofilowana. Dziewczyna przesunęła opuszkami palców po jej fakturze. Nie dało się wyczuć bodaj najmniejszego zadziorka. Ale tylko z jednej strony była idealnie gładka. Z drugiej wycięto na niej misterny wzorek, przedstawiający splecione gałązki i kilka ptaszków, przypominających jaskółki. Całość wykonana została z ogromną dbałością o szczegóły. Ptaszki miały wyraźne piórka, listki cieniutkie żyłki. Yave, sama posiadająca artystyczne uzdolnienia, umiała właściwie ocenić kunsztowną pracę.
– Piękne to... – Uśmiechnęła się, a palce pieszczotliwie przesunęły się po gładkiej powierzchni. – Sam to zrobiłeś?
– Sam – oznajmił z dumą. – To dopiero jedna część.
– A co to właściwie ma być? – zapytała zaciekawiona.
– Kołyska... – Usta mężczyzny rozciągnęły się w uśmiechu od ucha do ucha. – Zima długa, do wiosny, nim się maleństwo urodzi, akurat skończę.
Yave zaczerwieniła się jak rak.
– Tak, pewnie tak – burknęła i odłożyła deseczkę na stół.
CZYTASZ
Yave [ZAKOŃCZONE]
RomanceOna, naiwna i ufna, on niefrasobliwy i beztroski, szukający przygody, która ma umilić mu lato spędzane w rodzinnych stronach. Przewrotny los przetnie ich ścieżki, lecz czy oboje znajdą to czego szukają, czego oczekują? Duma rzadko bywa dobrym doradc...