Yave cz.12

256 31 0
                                    


Rok drugi...Nammas... początek lata...

Palce nerwowo bębniły o blat stołu. Arut rzucił niechętne spojrzenie na pismo leżące obok dłoni, opatrzone królewskimi pieczęciami.

Lato dopiero się zaczęło, ale dni już były upalne. Gorące powietrze wpadało przez szeroko otwarte okno wychodzące na sad. Z daleka dobiegał wesoły śmiech dzieci. Mężczyzna westchnął ciężko, odsunął od siebie list i podszedł do okna.

Pomiędzy jabłoniami migały kolorowe sukienki córek. Uśmiechnął się do siebie.

Kobieca dłoń wsunęła się pod jego ramię.

– Trudno uwierzyć, że są już takie... dorosłe. – Powiedziała Illith, skłaniając głowę na ramieniu męża.

– Dzieci jeszcze... – mruknął, nakrywając dłoń żony własną.

Illith uniosła brwi.

– Zobaczysz, ani się obejrzymy a trzeba nam będzie za mąż je wydawać. Tylko patrzeć, jak Melta się ożeni i wnuków się doczekamy...

Arut drgnął i bezwiednie zacisnął palce na dłoni kobiety.

– Nieprędko znów go zobaczymy, prawda? – Ciągnęła ona, nie zwróciwszy uwagi na gest męża.

– Świszczypała – warknął Arut przez zaciśnięte zęby. – Gdzie takiemu do żeniaczki?

– Swoje lata już ma – dowodziła Illith – niechby tylko do domu zjechał, znalazłaby się tu panna dla niego.

Teraz spojrzał na żonę z rozbawieniem.

– Można by pomyśleć, moja droga, że masz już dla niego kandydatkę.

Illith uśmiechnęła się pobłażliwie i westchnęła lekko.

– Tak tylko gadam. – Wzruszyła ramionami. – Sam sobie pewnie jakąś dworską pannę wynajdzie. Wiejskie dziewczyny to dla rycerza tylko zabawki.

– Illith? – Arut zmarszczył brwi, a ona odsunęła się od męża.

– Uker przyjechał, z tobą chce się widzieć. I jest z nim Yave...

– Kochanie...

Ale ona spojrzała na niego z powagą.

– Mój drogi, ja też nie jestem ślepa. I także umiem liczyć. Piwa wam zaraz każę podać, bo gorąco dzisiaj.

Mężczyzna westchnął tylko ciężko, gdy kobieta odeszła. Przetarł dłońmi twarz. Gdyby dziewczyna zwróciła się do niego, poprosiła o pomoc... A tak, miał związane ręce.

*****

Sporo trudu kosztowało Ukera wyciągnięcie Yave z domu. Najchętniej zaszyłaby się w lesie, z dala od ludzi i w ogóle nie opuszczała zagrody. Było jej tam dobrze. Nikt nie patrzył, nie szeptał za plecami. W każdym razie, trzymając się z dala od osady, ani tego nie widziała, ani nie musiała słuchać. Wykręcała się więc za każdym razem, gdy jechał na targ i nawet do matki nie pozwalała się zabrać. Tillemi i Gedor, od czasu do czasu, zaglądali do nich i to był cały kontakt ze światem, jaki utrzymywała Yave. Tym razem Uker się uparł, twierdząc, że jego kobieta zdziczeje do cna w lesie, a i małego, któremu już na czwarty miesiąc szło, trzeba przyzwyczajać do ludzi.

Handel sarniną, jeleniną i skórami był głównym źródłem dochodu Ukera. Wybierał się tym razem do Aruta, mieli ustalić dostawy dziczyzny i postanowił zabrać ze sobą żonę. Nie ustąpił, choć Yave podnosiła całe mnóstwo argumentów poczynając od tego, że dziecko malutkie jeszcze, a kończąc na obowiązku wydojenia dwóch kóz.

Yave [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz