Pęd powietrza chłostał twarz i rozgrzewał krew. Trzy lata! Trzy lata wyrzutów sumienia, tęsknoty i snów na jawie, bo wtedy nie powiedziała mu prawdy. Niczego nie powiedziała...!
Rok próżnej nadziei i potem piekło rozpaczy, gdy dowiedział się, że poszła za innego, że urodziła mu syna. Piekła, tym gorętszego, że sam wskazał jej tę drogę nieświadom, że nosi jego dziecko. Zgromadzone przez ten czas gorycz i frustracja, teraz z każdym krokiem, zbliżającym go do niej przeradzały się w irytację, a ta rozpalała w nim coraz silniejszy gniew. To jego syn! Jego! I ona sama musi powiedzieć mu tę prawdę! Zmusi ją, wydusi to z niej, choćby miał uczynić to przemocą!
Spiął konia, by ten skokiem przesadził niski płotek i osadził go gwałtownie na niewielkim, gospodarskim podwórku. Zeskoczył z siodła, porzucając zwierzę w obejściu. Nie bacząc na nocną porę, z furią uderzył pięścią w drzwi.
– Yave! Otwieraj!
*****
Ściemniało się, bo upłynęło kilka godzin nim wreszcie Yave odważyła się odryglować drzwi i wyjść na zewnątrz.
Chociaż słyszała, jak odjeżdżał, zdawało się jej, że czyha tuż za progiem i tylko czeka na okazję, by... By co? Nagle uświadomiła sobie, że zachowuje się niedorzecznie. Chowanie się w domu nie mogło jej uchronić przed spotkaniem z Meltą, jeśli ten zechce się z nią spotkać. Nie uniknie rozmowy z nim prędzej, czy później. Dziś odszedł, a jej udało się zachować chłodny dystans i nie okazać kłębiących się w niej uczuć. W każdym razie miała nadzieję, że ich nie okazała, lub że w najgorszym razie, była wystarczająco odpychająca, by Melta niczego nie zauważył. Ale byłaby naiwną, wierząc, że tak po prostu zrezygnuje.
Melta, którego znała, nie zrezygnowałby. Nigdy w życiu. Ten, którego spotkała dzisiaj, był starszy, poważniejszy. Był twardszy. Nie odpuści. Odjechał stąd wściekły. Przemyśli rzecz i wróci spokojny, albo... wściekły jeszcze bardziej, niż gdy odjeżdżał. I będzie musiała stawić mu czoła, albo straci syna. Bo nie miała wątpliwości, że znając prawdę, Melta zechce zabrać dziecko.
Wieczór dłużył się jej niemiłosiernie. Ogarnęła najpierw jedną izbę, potem drugą. Trochę czasu zmitrężyła w obórce. Potem próbowała skupić się na zabawie z dzieckiem, ale cały czas była spięta i niespokojna. Podświadomie nasłuchiwała, czy ktoś nie nadjeżdża i podrygiwała nerwowo na każdy głośniejszy dźwięk. Położyła wreszcie spać Ireda, a nim sama poszła spać, bardzo starannie zaryglowała drzwi.
Sen nie chciał przyjść. Długo przewracała się w ciemnościach, wsłuchując się w nocną ciszę, ale tę przerywał tylko spokojny oddech dziecka, śpiącego obok w wiklinowym łóżeczku i cykanie świerszczy za oknem. Wreszcie udało się i jej zapaść w drzemkę. Niestety, nie na długo.
Gwałtowne łomotanie drzwi i podniesiony, gniewny głos poderwały ją na równe nogi.
– Yave! Otwieraj! Wiem, że jesteś w domu!
W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Usiadła na łóżku, drżąc tak od nocnego chłodu, jak od lęku wywołanego nagłym hałasem. Spojrzała w okno. Ciemno. Głęboka noc. Znów walenie do drzwi.
– Otwieraj, mówię!
Nocny gość był natarczywy i ani myślał ustąpić, a jego głos rozpoznałaby wszędzie. Przyjechał tu i dobijał się do drzwi po nocy? Oszalał? Boso przemknęła do kuchni, zamykając za sobą sypialnię i ostrożnie zbliżyła się do drzwi.
Najgorszy z możliwych scenariuszy spełnił się i to szybciej niż się spodziewała. Melta był wściekły. Mimo to nie miała zamiaru go wpuścić. Nie w środku nocy. Miała serce w gardle, ale choć wiedziała, że zaryglowane drzwi go nie powstrzymają, jeśli zechce tu wejść, spróbowała go odprawić:
![](https://img.wattpad.com/cover/89423622-288-k445272.jpg)
CZYTASZ
Yave [ZAKOŃCZONE]
RomanceOna, naiwna i ufna, on niefrasobliwy i beztroski, szukający przygody, która ma umilić mu lato spędzane w rodzinnych stronach. Przewrotny los przetnie ich ścieżki, lecz czy oboje znajdą to czego szukają, czego oczekują? Duma rzadko bywa dobrym doradc...