Yave cz.5

324 30 11
                                        


Yave usiadła i objęła ramionami podciągnięte pod brodę kolana. Melta przyodziawszy się wpierw przyzwoicie w portki, siadł za nią. Zgarnął rozsypane na plecach i ramionach ogniste, jedwabiste włosy, przeczesał palcami i powoli splatał w warkocz.

– Co teraz będzie, Melto? – Ściszony głos drżał lekko.

– Nic, maleńka. – Pochylił się i musnął wargami nagie ramię Yave. – Teraz jesteś moja. Tylko moja... – Objął ją i przylgnął torsem do jej pleców, całując pulsujące miejsce na szyi, tuż za uchem. Wtulił twarz w jej kark.

– Uwielbiam twoje włosy... – zamruczał zmysłowo. – Należysz tylko do mnie, Yave. Nikt inny nie ma do ciebie prawa. Tylko ja... Rozumiesz? – Ściskał ją coraz mocniej.

– Przecież wiesz... – Spróbowała odetchnąć głębiej. – Jestem twoja.

– O, tak... moja słodka... moja śliczna... – Rozluźnił uchwyt, uśmiechając się szeroko. – Jak ja wytrzymam z dala od ciebie?

Odwróciła gwałtownie głowę, a w oczach pojawił się lęk.

– Wyjeżdżasz? Porzucasz mnie?

Zaśmiał się cicho, widząc ten niepokój.

– Oczywiście, że nie.

– Więc czemu tak mówisz?

– Ech, ale ty dziecko jesteś. Byłaś dzisiaj moja. Krzyczałaś, bolało, prawda?

Zarumieniona odwróciła wzrok.

– Tylko trochę... – bąknęła pod nosem niezbyt wyraźnie.

– Ale jednak.

Potarł palcami ciemną plamkę na płaszczu, na którym oboje właśnie siedzieli, a który kilka chwil wcześniej posłużył im w zupełnie innym celu.

– I trochę krwawiłaś.

Wciąż się uśmiechał się zadowolony. Jeszcze się nie rozstali, a ona już tęskniła. Był tego pewien i przecież o to mu chodziło. Sięgnął po ubrania i podał jej koszulę.

– Ubierz się, bo mi zmarzniesz.

Sam wciągnął błyskawicznie resztę własnej odzieży. Yave wstała i ubrała się posłusznie. Owinął ją wełnianą chustą.

– Wracaj skarbie, bo cię przyłapią i będziesz miała kłopoty. – Uszczypnął lekko w policzek.

Yave zmarszczyła nos i zmrużyła oczy.

– Ja?

– Uhm... – Skinął głową, mrugając łobuzersko.

– Nie, Melto – wytknęła i szturchnęła palcem jego pierś – to ty będziesz miał kłopoty. Bo jeśli nas przyłapią to każą ci się ze mną ożenić.

Przyciągnął ją do siebie z szelmowskim uśmiechem.

– Właśnie, spryciaro... Nikomu nie powiesz, dobrze?

Nachmurzyła się.

– Wcale mnie nie kochasz. Zwodziłeś tylko żeb...

Zamknął jej usta pocałunkiem. Po chwili podniósł głowę, mówiąc:

– Głuptas z ciebie. Kocham cię i chcę ciebie, ale jestem żołnierzem. Jeszcze przed zimą mamy ruszyć na północ, na pogranicze. Nie mógłbym tam zabrać żony. Dlatego nie mogę się ożenić teraz. Może kiedyś...

– Tylko tak gadasz. – Posmutniała wyraźnie.

Zignorował jej smutek.

– Przyjdę do ciebie, czekaj na mnie – szepnął, całując jeszcze na pożegnanie, po czym delikatnie odsunął ją od siebie. – No, idź już.

Yave [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz