Właśnie, po trzech latach treningu, dołączyłaś do oddziału zwiadowców. Po ceremonii odbyło się przyjęcie, które miało przywitać świeżo upieczonych żołnierzy w oddziale. Kelley przeszła trening rok przed tobą. Właśnie tego dnia wyruszyła na wyprawę poza mury. Byłaś przeciwna, ponieważ kochałaś ją jak własną siostrę. W głowie powtarzałaś jej słowa, gdy obiecała ci że wróci. Postanowiłaś się nie martwić na zapas i iść z przyjaciółmi na przyjęcie. Nigdy nie byłaś zbyt otwarta, więc trzymałaś się raczej na boku. Miałaś garstkę przyjaciół, ale wolałaś nie zawiązywać głębszych relacji z resztą oddziału.
Zajęłaś miejsce przy stoliku. Nie lubiłaś zbytnio takich imprez, i gdyby nie Sasha, która właściwie zmusiła cię do przyjścia tutaj, siedziałabyś teraz na parapecie w swoim pokoju, gdzie spokojnie mogłabyś kolejny raz rozpłynąć się w ulubionej książce. Miałaś zamiar zrealizować to pragnienie, gdy tylko twoi znajomi zajmą się czymś innym i przestaną zwracać na ciebie uwagę. Do twojego stolika podeszła brunetka w okularach.
-Cześć! Jestem Hanji!- Przysiadła się do ciebie. Ty również się przedstawiłaś. Z tematu do tematu, zeszło na pasje. Kobieta zaczęła opowiadać o tytanach. Z każdym jej słowem uważałaś ją za większą wariatkę. Nienawidziłaś tytanów. Rozmowa z Hanji przywracała ci na myśl wspomnienia, które najchętniej wymazałabyś z pamięci. Tytani budzili w tobie odrazę. Kiedy już miałaś przerwać brunetce ,,zachwycający" monolog o tytanach, znikąd pojawił się Levi - twój dowódca.
-Przestań już pieprzyć ty powalona okularnico, dałabyś już im spokój. Nikt nie chce słuchać o twoich powalonych pasjach.- Rzucił zimno w stronę kobiety, po czym ta wstała i ze śmiechem przyznała ze troszkę za bardzo się rozpędziła. Obydwoje odeszli do swojego stolika.
Odetchnęłaś z ulgą. Twoi znajomi już dawno poszli tańczyć, więc korzystając z okazji wyszłaś na świeże powietrze. Dzisiejsza noc była chłodna. Nie przeszkadzało ci to, uwielbiałaś zimny wiatr, działał na ciebie odprężająco. Usiadłaś na chwilę opierając się o ścianę. Rzadko miałaś okazję bycia sam na sam ze swoimi refleksjami, dlatego właśnie cieszyłaś się że nareszcie nadeszła taka chwila. Myślałaś o kruchości życia, o ryzyku ścieżki jaką wybrałaś. Przypominały ci się uschnięte liście, które powoli opadały z drzew, piękne kwiaty z twojego ogrodu, które po czasie więdły. Wiedziałaś, że podobny los czeka też ciebie. Gdy zamykałaś oczy, widziałaś obrazy z dzieciństwa. Znów mogłaś dostrzec swoich rodziców. Mamę, która całe dnie gotowała i sprzątała, oraz tatę, który późnymi wieczorami zabierał was na polanę, i opowiadał o konstelacjach gwiazd. Przypomniała ci się także twoja przyszywana babcia, która przygarnęła cię gdy miałaś sześć lat. Myślałaś także o Kelley. Zadawałaś sobie pytania, co może teraz robić. Uświadomiłaś sobie, że to ona nauczyła cię wszystkiego. Była dla ciebie jak mama. W jednej chwili przypomniałaś sobie jak ogromny tytan pożera twoja matkę. Wszystkie uczucia z tamtego dnia wróciły. Było jeszcze tyle rzeczy, o które chciałaś ją zapytać. Jedna, niewielka łza spłynęła powoli po twoim policzku. To jedna z niewielu twoich łez, ponieważ nie miałaś zwyczaju płakać. Czemu akurat teraz o tym myślę? Zapytałaś sama siebie.
- Jeśli będziesz dłużej tu siedzieć to się przeziębisz.- Usłyszałaś zimny, niski głos, który obudził cię jak kubeł zimnej wody. Odwróciłaś się, za tobą stał kapral Levi. Wyglądało na to, że straciłaś wyczucie czasu. Nie wiedziałaś ile czasu przesiedziałaś na dworze, ale zrobiło się naprawdę zimno.
- Faktycznie, lepiej już pójdę.- Odpowiedziałaś, zmuszając się do uśmiechu. Najwyraźniej wszyscy w środku byli już upici do nieprzytomności. Udałaś się więc do swojego pokoju.
Coś nie dawało ci zmrużyć oka. Stwierdziłaś że posiedzisz jeszcze chwilkę, otworzyłaś okno i zajęłaś ulubione miejsce na parapecie. Powietrze było niezwykle rześkie, wiatr lekko owiewał twoje włosy. Próbowałaś poukładać sobie wszystko w głowie. Zimne powietrze ukoiło twój smutek i żal. Czułaś jak wszystkie twoje emocje opadają, a ty oddajesz się zupełnie cichemu szumowi, który otulił twoje ciało. Nie liczyła się przeszłość ani przyszłość. Poczułaś wewnętrzny spokój, taki jakiego jeszcze nigdy nie zaznałaś.
Obudziły cię promienie słońca przedzierające się między drzewami. Całą noc przespałaś na parapecie przy otwartym oknie. Z jednej strony wszystko cię bolało, z drugiej odwiałaś od siebie wszelkie negatywne emocje, Przebrałaś się i zeszłaś do kuchni. Jedyne o czym teraz marzyłaś to łyk gorącej herbaty. Nic dziwnego, w nocy trochę przesadziłaś i widocznie wychłodziłaś swój organizm. Wchodząc do kuchni zobaczyłaś Hanji. Nie miałaś ochoty wysłuchiwać jej kolejnego monologu, więc szybko się przywitałaś i zaczęłaś robić herbatę. Brunetka nie wytrzymała.
-Wybacz [Twoje imię], pewnie wczoraj cię przestraszyłam, ale sama rozumiesz, czasami nie mogę się powstrzymać.- Popatrzyła na ciebie z wyrazem twarzy pobitego szczeniaka.
- Nic się nie stało.- Odpowiedziałaś z wymuszonym uśmiechem. -A tak właściwie, jak to jest...- Zaczęłaś rozmowę.- Z taką pasją mówisz o tytanach, którzy prawie unicestwili ludzkość. Nie żywisz do nich urazy?- Zapytałaś. Zapadła chwila milczenia.
- Oczywiście, kiedyś ich nienawidziłam. Teraz próbuję spojrzeć na nich inaczej.- Wyjaśniła. Rozmowa zajęła wam sporo czasu. Zanim się zorientowałaś, musiałaś biec na trening. Spóźniłaś się dziesięć minut.
Kapral Levi był pod tym względem bezlitosny. Musiałaś wykonać 15 dodatkowych okrążeń.
-Zajebiście, tylko o tym marzyłam.- Pomyślałaś ironicznie. Nie uśmiechało ci się biegać więcej, sam trening z twoim samopoczuciem był dla ciebie najgorszą karą. Po wykonaniu dodatkowych okrążeń, padałaś z nóg. Mimo że bardzo się zmęczyłaś to wciąż było ci zimno i co chwilę przechodziły dreszcze. -No pięknie, jeszcze się przeziębiłam.- Pomyślałaś, że gorzej być nie może. Jednak najgorsze było jeszcze przed tobą. Pora na trójwymiarowy manewr. W stanie, w którym każdy ruch sprawia ci ból, skakanie po drzewach nie było twoim marzeniem. Jeszcze nigdy walka z tekturowymi manekinami nie była dla ciebie taka męcząca. Obraz przed twoimi oczami był coraz bardziej rozmazany, twoje ciało nie chciało współpracować. Straciłaś równowagę i spadłaś na ziemię z dość sporej wysokości.
- [Twoje imię]!!!- Usłyszałaś któryś raz z kolei. Otworzyłaś oczy, zdziwiona tym co się stało. Zobaczyłaś pochyloną nad tobą Mikasę, która odetchnęła z ulgą gdy otworzyłaś oczy.
- Co się stało?- Zapytałaś. Ona tylko popatrzyła na drzewo nad tobą. sama nie wiedziała do końca co sprawiło, że spadłaś.
Po chwili wszystko sobie przypomniałaś. Dziewczyna pomogła ci wrócić do reszty oddziału, która zakończyła właśnie ćwiczenia. Nie mogłaś ustać o własnych nogach, świat wokół ciebie zdawał się wirować. Mikasa podtrzymywała cie, chroniąc od upadku. Wszyscy zebrali się w szeregu. Kapral Levi spojrzał na was ze zdziwieniem.
-[Twoje nazwisko] Co jest?- Zapytał chłodnym tonem.
- Kapralu, ona...- Mikasa chciała powiedzieć co właśnie się stało, lecz przerwałaś jej.
- Straciłam czujność i poślizgnęłam się na gałęzi, upadając trochę zaszumiało mi w głowie, tyle, nic poważnego.- Powiedziałaś resztką sił. Nie należałaś do osób, które panikowały z byle omdlenia. Levi spojrzał na ciebie podejrzliwie. Na twoje nieszczęście, znów przeszły cię dreszcze, obraz stał się bardziej rozmazany i zupełnie opadłaś z sił. Przed oczami zrobiło ci się ciemno, na całe szczęście ciemnowłosa uchroniła cię przed upadkiem na twardą ziemię.
--------------------------------------------------------------------------------------
Hejka >----< To pierwszy konkretny rozdział mojego opowiadania <3 Wiem, wiem, niewiele tu Levi'a, ale nie wszystko naraz ;) Piszcie komentarze, czy wam się podobało, a może mam coś poprawić? <3
CZYTASZ
Levi x reader - Zemsta
RomanceJako dziecko, jesteś świadkiem istnej rzezi, w której, z rąk tytanów, giną twoi rodzice. Te wspomnienia mobilizują cię do wstąpienia do Oddziału zwiadowców. Twoje życie drastycznie się zmienia, kiedy dołączasz do oddziału Levi'a.