Rozdział I

528 49 12
                                    

To miał być kolejny rok szkolny. Zwyczajny, wśród przyjaciół, szumu miasta. Jednak wszystko zaczęło się walić. Jak domek z kart.
Rodzice wyjeżdzali. Bezemnie. Do Holandii. Praca. Ale przecież... Gdybym pojechała z nimi, to nie przeszkadzałabym im tam za bardzo. Byłoby jak zawsze. Mijalibyśmy się w domu i jedynie niedziele spędzali razem, jeśli tata nie odsypiałby nocnych zmian. To byłby nasz pierwszy rodzinny wyjazd, odkąd... Odkąd miałam osiem lat.

N; Hej!
K; Widzę, że wróciłaś do świata żywych!
K; Jak tam było na ranczu? ;*
N; Tak jak zawsze. ;)
N; Spotkamy się jakoś niedługo? Jutro, albo pojutrze...
K; Zobaczymy.
N; Kk.

Kinga jest moją najlepszą przyjaciółką odkąd pamiętam. Aż trudno jest mi sobie przypomnieć czasy, kiedy się nieprzyjaźniłyśmy. Pamiętam pierwszy dzień w szkole. To właśnie Kinga podeszła do mnie pierwsza.
- Hej, jestem Kinga!
- A ja Natalka...- odpowiedziałam wtedy nieśmiało.
- Chcesz zostać moją najlepszą przyjaciółką?
Chociaż Kinga podchodziła tak do każdej dziewczyny, tylko nasza przyjaźń przetrwała. A teraz... Muszę się z nią spotkać i wszystko powiedzieć. Nasza przyjaźń jest wystawiona na próbę.

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu napisałam do przyjaciółki.

K; Sory, ale dziś nie mogę.
N; A jutro?
K; Okazało się, że wyjeżdżam.

Okazało się... Phi! Nie wierzę jej! To jest oczywiste! Kindze poprostu nie chce się wychodzić z domu, żeby spotkać się z najlepszą przyjaciółką! Ostatnio widziałyśmy się na początku wakacji i... to był ostatni raz.
Poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Ukryłam twarz w poduszce. Gdyby wiedziała... Napewno by wyszła. Ale nie musi wiedzieć, żeby chcieć!
Wzięłam telefon z szafki i odpisałam:

N; Ja też. Pojutrze. Dzięki, że nie chciałaś się ze mną spotkać! :*

Ciekawe kiedy zrozumie jaki wyjazd miałam na myśli.

^^^
Wyszłam z samochodu i stanęłam przed wielkim pomarańczowo beżowym budynkiem kolejowym. Nad wejściem widniał ogromny zegar, a wskazówki powoli zbliżały się do godziny trzeciej. Jeszcze nie dawno remontowali ten budynek, a ja już zauważyłam jakieś bazgroły huliganów.
Tata wyjął moją walizkę z bagażnika, później plecak i na koniec jeszcze torbę.
- Miłej drogi.
- A od kiedy to cię interesuję?- warknęłam. (zwróćcie uwagę na ę)
- Jesteś moją córką.
- Dopiero to sobie przypomniałeś?
- To pomóc Ci z tymi bagażami?
- Nie, poradzę sobie.
Założyłam plecak, w jedną rękę wzięłam walizkę, a w drugą torbę. Nie było łatwo wspiąć się po schodach. Gdy znalazłam u drzwi kolei, odwróciłam się. Stał tam, wciąż się na mnie gapiąc. Przewróciłam oczami, przeszłam przez drzwi i skierowałam się do okienka by kupić bilet.

Ledwo wsiadłam do pociągu. Bagaże były tak ciężkie, że prawie mnie przygniotły. To i tak nie było wszystko. Część rzeczy, wpakowałam w paczkę i wysłałam już na miejsce. Zdjęcia, książki, płyty...
Na szczęście zjawił się niczym anioł, jakiś Rudy student i pomógł mi z walizką.
- Dziękuję panu.
- Nie ma za co - rzucił i poszedł zająć miejsce. Postanowiłam pójść za nim. Czułam się bezpieczniej jadąc pociągiem z kimś kogo znam. Albo przynajmniej mogę zaufać. W pociągu było jeszcze sporo wolnych miejsc. Szłam między fotelami uważając, by nikogo nie szturchnąć swoim bagażem. Usiadł na końcu wagonu po prawej stronie, więc zajęłam miejsce przy lewym oknie, żeby nie siedzieć obok niego, ale żeby być wystarczająco blisko, by w razie potrzeby mnie obronił. Nigdy nie wiadomo jacy ludzie mogą jechać pociągiem.
W końcu wyszło tak, że pomógł mi jeszcze umieścić bagaż na półce. To miło z jego strony. Nie wiedziałam, że tacy ludzie kroczą jeszcze po ziemi.

Wpatrywałam się w szybę. Nie podziwiałam widoków, bo już mnie to znudziło, więc przyglądałam się szybie. Ale oglądałabym ją z tym samym entuzjazmem, nawet gdyby nie była przezroczysta, tylko załóżmy niebieska. Tak się nudziłam, że cieszyła mnie każda najmniejsza rzecz. Najpierw półtora godziny jednym pociągiem, pięć minut na przesiadkę i teraz już od godziny siedziałam w prawie pustym wagonie. Przez chwilę przede mną siedziała jakaś starsza kobieta, której pomagałam rozwiązywać krzyżówki, ale odkąd się ze mną pożegnała, zrobiło się naprawdę nudno. Chociaż miałam książkę w plecaku, to nie chciało mi się jej czytać. Gdy tylko spoglądałam na litery, tworzące słowa, których nie mogłam poskładać w zdania, robiło mi się niedobrze.

Już się pogodziłam z tym wszystkim. Co z tego, że rodzice mnie zostawili? Przecież jadę do dziadka, z którym dawno się nie widziałam. Poza tym dali mi prezent, żebym nie miała do nich żalu. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Przecież to było ledwie pięć dni temu.

Wróciłam do domu z wakacji. Tęskniłam za ranczem i końmi, ale jednak cieszyłam się, że wracam. Nie mogłam się doczekać spotkania z Kingą. Miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia... Mama siedziała przy stole w jadalni wyraźnie zaniepokojona. Wokół niej leżały sterty papierów, a ona sama pisała jakiś list. Podeszłam powoli do stołu. Dopiero wtedy mnie zauważyła.

- Już jesteście...

- Tak Mamo.

Tata usiadł na krześle koło niej i obydwoje się na mnie spojrzeli.

- Kochanie - zaczął. - Mamy dla ciebie wiadomość.
Poczułam jak dreszcze przechodzą po mnie od karku aż do stóp.

- Dostaliśmy z tatą pracę za granicą...
- Gdzie? - Zapytałam nerwowo.
- W nowej Holandii - odpowiedział tata, unikając kontaktu wzrokowego.

- Ale super! Dawno nie byliśmy razem za granicą - ucieszyłam się. Brakowało mi wyjazdów rodzinnych. Ale to był tylko zbędny entuzjazm.

- Niestety... Nie możemy ciebie zabrać. - oznajmiła mama. Byłam rozczarowana.- Pojedziesz do dziadka na wieś i...

Właśnie wtedy go usłyszałam. Cicho zarżał przed domem. Szybko wybiegłam z bydynku. Przede mną stał piękny siwy wałach z jabłkowatym zadem i skarpetami. Tupnął przednim kopytem i zarżał ponownie zniecierpliwiony.

- Proszę pana! Jest tam pan? Co mam zrobić z tym koniem? Mamy już go zawieść?- krzyknął w stronę domu jakiś mężczyzna. Był spocony i wyglądał jakby się nie mył od tygodnia. Miał na oko niecałe czterdzieści lat.

Nie zwracając na niego uwagi podeszłam do konia, przejeżdżając delikatnie dłonią po jego jedwabistym grzbiecie. Wałach nieufnie zwrócił łeb do mnie. Już wyciągałam rękę by dotknąć jego chrap, gdy tamten facet zaciągnął go do przyczepy. Obok mnie stanął tata.

- To dla ciebie. Podoba ci się?

Ze wspomnień wyrwało mnie dziwne uczucie. Ktoś przede mną usiadł.

________________________________

Hej!!! Tak! Oto pierwszy rozdział drugiej części mojej książki Skok Z Pomostu. Koniecznie napiszcie w komentarzach co o nim sądzicie i jeśli się podobał, zostawcie gwiazdkę! Postaram się jak najszybciej wstawić kolejny. Do następnego xxxx

mekonie

AwokadoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz