To była chwila na którą czekałam. Chwila w której znów go zobaczę. Przez całą drogę tutaj starałam się o nim jak najmniej myśleć. Nie chciałam, żeby okazało się, że był tylko snem, który pojawia się na chwilę oczarowuje cię na, a później znika. Kończy się. Tego z pewnością nie chciałam. Więc nie robiłam sobie nadzieji. Ale właśnie teraz miałam go zobaczyć. Znów móc dotknąć.
Przywołałam wspomnienia z tamtego dnia. Był taki piękny. Wydawało mi się, jakby nic wtedy nas nie otaczało. Jego ostrożne ruchy, moja ręka gładząca go po grzbiecie ; wszystko wydawało mi się takie magiczne, dopóki nie został wprowadzony do przyczepy. Jest twój - grało mi w głowie. Jest mój.Ruszyłam w kierunku polany za stajnią. Była ogrodzona pozbijanymi deskami. Na jej końcu pasły się krowy, ale około dziesięć metrów od wejścia spokojnie trawę skubał wałach.
Przeszłam ostrożnie przez płot i ruszyłam wolno w stronę konia. Nie chciałam go spłoszyć. Jeszcze go nie znałam i nie wiedziałam jak się zachowywał. Stawiając ostrożne kroki, starałam się cicho i równo oddychać. Nagle koń podniósł gwałtownie głowę i na mnie spojrzał z postawionymi uszami. Stanęłam i również zaczęłam się mu przyglądać.
Dla mnie ta chwila mogła trwać wiecznie. Siwy koń z nakrapianym zadem patrzył na mnie lekko zaniepokojony, ale również z ciekawością.
W końcu zrobiłam krok do przodu. Bardzo ostrożny. Chciałam zachować magię tej chwili. Później jeszcze wolniejszy drugi. Wałach lekko się cofnął.
Dziś nie dam rady — pomyślałam.
Ostrożnie się wycofałam. Przeszłam przez płot i ponownie spojrzałam się na konia. Wrócił już do posiłku. Był naprawdę piękny. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Pomachałam mu lekko dłonią, mimo to, że wiedziałam, iż nie zwraca na mnie uwagi i poszłam do mojego nowego domu.W domu ; trudno mi było mówić o tym budynku w ten sposob ; czekał na mnie już dziadek z ciepłą jajecznicą. Umyłam szybko ręce i usiadłam do stołu. Zaczęliśmy posiłek.
— Widziałaś już go? — zapytał dziadek.
— Tak. Jest naprawdę piękny. Wiesz jakiej jest rasy?
— To koń andaluzyjki.
Andaluz... Nie wiedziałam, że są takie piękne. No i raczej kojarzyły mi się z karymi końmi. Mój koń był siwy. Ale nie zupełnie biały. Miał bardzo jasny odcień szarości i nakrapiany zad. Jego nogi zdobiły trochę ciemniejsze skarpetki, a grzywę miał koloru kurzu. Jedno, tylnie, prawę kopyto miał białe.
— A czy ma już imię? — zapytałam.
— W hodowli, jakiś stajenny nazywał go Awokado. Był do niego trochę przywiązany.
— Skąd to wiesz?
— Myślisz, że rodzice daliby radę wybrać ci, tak pięknego konia?
Wstałam i rzuciłam się dziadkowi na szyję.
— Dziękuję.
Po kolacji umyłam po sobie talerz i poszłam zobaczyć mój nowy pokój.
— Na dole, tam gdzie miałaś mieć pokój nie zdążyłem jeszcze zrobić porządku. Mam tam tak zwaną rupieciarnię. Dlatego pomyślałem, że na razie będziesz mieszkać na strychu — wytłumaczył dziadek.
Weszliśmy po drewnianych schodkach, które stały po środku przejść do pojedynczych pokoi. Na górze było zupełnie ciemno, dopóki dziadek nie zapalił światła. Pokój był nie duży, drewniane ściany i podłoga, były przetarte, ale czyste. Na dwóch równoległych do siebie ścianach znajdowały się pary okien. Pomiędzy nimi stało łóżko, dość duża szafa, szafka nocna, a biórko stało pod oknem naprzeciwko wejścia. Obok stała pusta półka na książki, a gdzieś w rogu znajdowały się nieduże drzwi do kantorka.
Pokój może nie należał do najpiękniejszych, ja jednak byłam zadowolona. Spodziewałam się czegoś gorszego.— Nie martw się — powiedziałam. — Nawet mi się tutaj podoba. Mogę tu nawet zamieszkać na zawsze.
— Cieszę się, że ci się podoba. W takim razie ten pokój jest twój.
Pomogłam wnieść moje bagaże. Rozpakowałam część ubrań i postawiłam jedyną książkę na półce. Do szuflady biurka wsadziłam kilka zeszytów i piórnik, a później wypakowałam piżamę i wszystkie płyny, ręczniki i inne rzeczy kąpielowe. Zeszłam ostrożnie po skrzypiących schodkach i poinformowałam dziadka o tym, że zajmuję łazienkę.
Weszłam ochoczo pod prysznic. Powoli po mnie spływał cały brud po podróży. Przenaalizowałam cały dzisiejszy dzień. Trochę się działo. Przypomniałam sobie Rudego Studenta, starszą panią oraz Aleksandra Serafina, którego całego imienia nie zdołałam zapamiętać. Nowy dom, pokój... i koń.
Założyłam puchate skarpety i wsunęłam się pod cienką kołderkę. Zmęczenie dawało już o sobie znać, więc zgasiłam małą lampkę, która stała na szafce nocnej. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by sen odwiedził moje myśli. Jednak pomimo zmęczenia nie mogłam zasnąć.
Awokado. Tak ma na imię mój koń. Myślałam czy może by mu nie zmienić imienia, ale nie. Już ma imię. I co z tego, że teraz ja jestem jego właścicielką skoro dostał już swoje imię.
Gdybym dała mu teraz nowe imię, to byłoby tak, jakby matka zaadaptowała trzyletnie dziecko, które dostało już imię, a teraz je zmieniła. Jedno imię pozostaje na całe życie. Tylko nie którzy zmieniają imię, gdy chcą poprawić coś w swoim życiu, ale to już zupełnie co innego.
Imię ma towarzyszyć przez całe życie. Nadaje charakter jego właścicielowi.Awokado. Przecież to takie magiczne słowo. Awo-kado.
_____________________________________
A dziś prawie 800 słów. Jak myślicie? Jak historia potoczy się dalej?
Piszcie w komentarzu co myślicie o rozdziale i jeśli się spodobał koniecznie zostawcie gwiazdkę 🌟
Do następnego!
I jeszcze małe info. Możliwe, że u innych spotkaliście się z takim czymś jak pytania do postaci. Ja coś takiego właśnie robię. Jeśli nie wiecie o co chodzi to zajrzyjcie na Notatki Wattpadowiczki, tam w ostatnim rozdziale jest wszystko dokładnie wyjaśnione.
Pytania mają dotyczyć mojej poprzedniej książki Skok Z Pomostu.Pytania piszcie na priv lub pod ostatnim rozdziale Notatek Wattpadowiczki 😁
Mekonie
CZYTASZ
Awokado
Fiksi Remaja*Zapraszam do poprzedniej części "Skok z Pomostu" * Zwyczajne wakacje przy koniach, Natalia zamieniła w ciekawą opowieść. Niestety wakacje się skończyły, a życie to nie bajka. Rodzice zostawiają ją u dziadka na wsi, gdzie będzie musiała sprostać re...