rozdział X

205 34 3
                                    

Różowe i pomarańczowe smugi sunęły po świetlistym niebie, odbijając od siebie promienie słońca. Wiatr lekko kołysał źdźbła trawy, porywając kosmyki włosów do tańca i szeptał do uszu niesione historie. 

Nagle na plecach poczułam czyiś oddech. Był ciepły, przez co po moim ciele przeszedł podniecający dreszcz. Kopyta znów ruszyły do przodu i czułam, że brakuje zaledwie milimetra, by koń dotknął moich pleców. Zamknęłam oczy i poczułam jego ciepłe chrapy.

- Awo - wyszeptałam prawie bezgłośnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Mogłam tak siedzieć wiecznie. Dla mnie czas stanął. Moje skupienie zatrzymało się na zachwycającej bliskości mojego konia...


***


Podłoże było wilgotne... i było mi dość zimno. Sięgnęłam ręką po kołdrę, którą czułam przy plecach, ale gdy jej dotknęłam poczułam coś jedwabiście miękkiego. Jedyne co mi przychodziło do głowy to wielki włochaty pająk, ale gdy spojrzałam za siebie jedynie odetchnęłam z ulgą. Była ciemna noc, a tuż przy mnie, odwrócony w przeciwną stronę, leżał Awo. Powoli wstałam i przykucnęłam przy jego łbie, po czym zaczęłam go głaskać po miękkiej szyi. Rzadko nadarza mi się sposobność widoku śpiącego konia, ponieważ najczęściej sama leżę w łóżku.

Koń energicznie uniósł głowę po czym ostrożnie wstał a na koniec otrzepał się z piasku i źdźbeł trawy.

Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do szyi. Chwyciłam lekko za kosmyk włosów, a wałach niepewnie odwrócił do mnie głowę. 

- Zaprowadzę cię do stajni - wyszeptałam i zrobiłam krok do przodu. Koń posłusznie poszedł w moje ślady i mogłam puścić jego grzywę, którą przedtem lekko trzymałam między opuszkami palców. Zdjęłam odpowiednie belki ogrodzenia, żeby koń mógł przejść. Gdy odkładałam je z powrotem, Awo cierpliwie na mnie czekał.

W stajni wsypałam mu do żłoba solidną porcję owsu i wrzuciłam pokrojone jabłko. Gdy jadł spokojnie siedziałam w jego boksie, nie zwracając na siebie uwagi by mógł spokojnie się pożywić. Miło było słuchać jak mieli owies. Wszędzie rozbrzmiewał przyjemny pogłos. Gdy zjadł dorzuciłam mu siana i chciałam przytulić na pożegnanie, a on... mi pozwolił.

Później szybko pobiegłam do domu i w korytarzu zdjęłam buty. W kuchni paliło się światło. Ostrożnie tam zajrzałam stając blisko framugi. Przy stole siedział dziadek dłubiąc coś w dziwnym zegarze.

- Już jesteś... - mruknął całkowicie pochłonięty pracą. - Właśnie miałem zamiar cię szukać.

Spojrzałam na rękę. Było już po dwudziestej drugiej. Trochę zakłopotana, ale również podniecona postępami oswajania Awo zrobiłam krok do przodu.

- Jestem na razie na etapie oswajania konia i w czasie pracy... przysnęłam.

- Zjedz kolację, a później kładź się spać. Jutro jest pierwszy dzień szkoły - powiedział dziadek nie odrywając się od pracy.

Zupełnie o tym zapomniałam. Jutro będę musiała stanąć przed tyloma obcymi twarzami... Wszyscy będą się na mnie patrzeć!

Nastawiłam wodę na herbatę i szybko pobiegłam po drewnianych schodach do pokoju. Wzięłam plecak, który leżał obok biurka i wrzuciłam kilka zeszytów. Zapomniałam iść do sekretariatu po plan lekcji, więc nie miało dla mnie większego znaczenia jakie wezmę zeszyty. Jedyny który się teraz dla mnie liczył to nowiutki brulion do wszystkich moich bazgrołów. Co roku kupuję sobie nowy, bo zazwyczaj poprzedni jest cały zapisany. Oczywiście zawsze układam je na półce, ponieważ mam tam dużo ważnych rzeczy. Dlatego też teraz wzięłam moje dwa stare zeszyty i położyłam na półce w biurku. Tam powinny być w zupełności bezpieczne.

Następnie wrzuciłam do piórnika niezbędne dla mnie rzeczy ; ołówek, czarny, niebieski i zielony długopis, gumkę, czarny cienkopis i kilka kredek oraz oczywiście temperówkę ; po czym zeszłam na dół zaparzając sobie i dziadkowi herbatę.

Zegarek ze stołu gdzieś znikł, a po nim pozostała jedynie mała śrubka. Przy kolacji opowiedziałam trochę dziadkowi o szkole a on mi poradził, abym trzymała się przez cały czas z Bianką i Alkiem i zachowywała się tak, jakbym znała ich od zawsze.

- Dlaczego?

- Mniej będziesz się wyróżniać niż gdybyś przestraszona snuła się po korytarzach - wyjaśnił.

Nie wiedziałam skąd dziadek wiedział takie rzeczy. Może dzieciaki z całej wioski chodziły mu się zwierzać? Tak naprawdę jeszcze niewiele wiedziałam o jego tutejszym życiu. 

Później mimo zmęczenia poszłam pod prysznic. Nie chciałam żeby ludzie już pierwszego dnia dali mi ksywkę w stylu " śmierdząca koza ". Nie każdy musi lubić zapach wieczornej trawy.

Długo nie mogłam zasnąć. Przejmowałam się jutrzejszym dniem i moimi postępami w oswajaniu Awo. Długo myślałam nad tym, czy może powinnam już przejść do następnego kroku i bałam się, że przez naukę nie znajdę dla niego czasu.

Jednak w końcu udało mi się zapaść w głęboki sen.

__________________________________________________

Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli, przez to, że nie było tyle rozdziału, ale dziś specjalnie dla was usiadłam i dokończyłam pisanie rozdziału. Możecie być pewni, że w następnym rozdziale znowu dowiecie się o kilku różnych ciekawych rzeczach... W mojej głowie wciąż powstają nowe pomysły!

Szczęśliwego nowego roku!!!

~mekonie

AwokadoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz